Mówiąc językiem biblijnym, można stwierdzić, że w epoce Oświecenia człowiek ponownie zerwał jabłko z rajskiego drzewa. Zadufanie ludzie wierzących w nieograniczone możliwości rozumu doprowadziło do powstania ideologii, które zaowocowały okropnościami późniejszych wieków. Ówczesna pycha odkrywców do dzisiaj pojawia się na obrzeżach nauki. Szczególnie często można ją spotkać w dziełach ekonomistów. Na podstawie nikłych przesłanek budują teorie, mające moc niszczenia całych społeczeństw.

W Polsce ścierają się dwa rodzaje myślenia o gospodarce. Pierwszy – nawiązujący do szkoły austriackiej i personalizmu ekonomicznego można w skrócie określić jako ekonomię ludzkiego działania. Zwolennicy takich poglądów uważają, że swoboda działania osób zabiegających o swój dobrobyt w połączeniu z działaniem we wspólnocie pozwala budować ekonomię godnego społeczeństwa..

Druga szkoła traktuje gospodarkę jako niezależny mechanizm. Według tej szkoły wzrost gospodarczy (a więc rozwój i usprawnienie tego mechanizmu) przekłada się na dobrobyt wszystkich obywateli. Szkoła ta jest związana z liberalizmem, który stwarza możliwość budowania struktur gospodarczych bez liczenia się z dobrem ogółu. Takie myślenie doprowadziło do obecnego kryzysu. Dlatego słusznie poszukuje się wyjścia z tego kryzysu w społecznej gospodarce rynkowej, u podstaw której leży ekonomia ludzkiego działania.

Dużym problemem jest w tej sytuacji brak możliwości porozumienia się zwolenników powyższych dwóch punktów widzenia. Najbardziej łagodnym określeniem przyczyn takiego stanu rzeczy jest stwierdzenie, że liberałowie tkwią mentalnie w Oświeceniu, nie rozumiejąc co się wówczas wydarzyło. Drugą skrajnością jest podejrzenie o interesowność liberalnych ekonomistów, działających w interesie możnych tego świata.

Nie wiadomo, co konkretnie kierowało Janem Pińskim, gdy pisał tekst „Wielkie narodowe czempiony – bez nich trudno o dobrobyt”, ale jest to jaskrawy przykład liberalnych pogaduszek. Opierając się na badaniach OECD autor dostrzega korelację między siłą gospodarki, a dominacją w niej dużych przedsiębiorstw (korporacji). A zdawać by się mogło, że od czasów, gdy David Hume pokazał jak ludzki umysł nakłada na obserwacje związki przyczynowo-skutkowe, ludzie powinni z większą ostrożnością podchodzić do interpretacji korelacji. W tym wypadku nie wiadomo przecież, czy to silna gospodarka sprzyja rozwojowi korporacji, czy też odwrotnie - rozwój korporacji warunkuje rozwój silnej gospodarki. Gdyby podobne badania zrobić w czasach pańszczyzny, okazałoby się, że w krajach o większym poziomie dobrobytu chłopi są więksi i silniejsi. Badania antropologiczne potwierdzają bowiem, że w dobrobycie ludzie rozwijają się lepiej pod względem fizycznym. Gdyby Jan Piński przeniósł się w te czasy ze swymi poglądami, zapewne pisałby, że ilość wielkich chłopów warunkuje rozwój gospodarczy.

Najbardziej spektakularny sukces w powojennej gospodarce – to Niemcy pod rządami Erharda. Odniosły one taki sukces właśnie dlatego, że Erhard ułatwił rozwój przedsiębiorczości podporządkowanej dobru społeczeństwa. W zniszczonej wojną i poddanej demontażowi fabryk przez aliantów gospodarce z pewnością trudno mówić o dominacji „czempionów”.

Na powyższy spór nakłada się jeszcze spór o przyczyny obecnego kryzysu i drogi wyjścia z niego. Zwolennicy szkoły austriackiej poddają krytyce politykę ostatnich dziesięcioleci, twierdząc, że miała ona na względzie jedynie dobro korporacji. Jeśli mają rację, to badanie OECD pokazują po prostu skutki takich działań. Gdyby w wojsku przez lata lepiej karmić żołnierzy niebieskookich, to później badania wykazałyby większą ich sprawność. Absurdem byłoby wnioskowanie na tej podstawie, że siła zależy od koloru oczu.

Pomimo głębokiego kryzysu Włochy wciąż są potęgą gospodarczą, a Polacy jeżdżą do tego kraju wykonywać najbardziej podłe zajęcia. A miejsce w rankingu prezentowanym przez Jana Pińskiego wskazywałoby na to, że powinno być odwrotnie ;-)

Jerzy Wawro, 1 II 2014