Magazyn Forbes publikuje obszerny artykuł poświęcony pseudonauce. Autor zaczyna od ubolewań nad tym, że Amerykanie wierzą w pseudonaukowe bzdury. Pseudonauką są „twierdzenia, przekonania lub praktyki, które są przedstawiane jako naukowe ... ale nie ma dowodów na ich poparcie, ani sposobów ich wiarygodnego sprawdzenia”.

Po tym początku miałem nadzieję na krytyczną analizę współczesnej ekonomii – w końcu to magazyn o profilu biznesowym. Ale nie! Autor przywołuje publikację trójki naukowców na temat wiary Amerykanów w duchy, telepatię, postrzeganie pozazmysłowe, czary, astrologię, jasnowidzenie i komunikację ze zmarłymi. Trzy czwarte dorosłych Amerykanów wierzy w jedną z tych „bzdur”, a jedna trzecia aż w cztery.

Nieskuteczna okazuje się walka z nienaukowymi poglądami organizacji takich jak fundacja JREF (znana w Polsce z nagrody miliona dolarów dla każdego, kto posiada nadprzyrodzone zdolności).

Naukowcy postulują więc walkę z pseudonauką poprzez jej nauczanie w szkołach. Uczniowie mają dzięki temu zrozumieć różnicę między tezami naukowymi, pseudonaukowymi i paranormalnymi.

Nauczyciele podchodzą jednak do tych pomysłów z rezerwą. Promocja sceptycyzmu może równocześnie ograniczać twórcze myślenie.

Czytając artykuł w Forbsie łatwo to zrozumieć. Autor wygląda bowiem na typową ofiarę systemu edukacyjnego. Kto o zdrowych zmysłach przedstawia wiarę w duchy lub komunikację ze zmarłymi jako naukowe? Może scientolodzy - ale nie o tego rodzaju umysłowe dewiacje chodzi w artykule. Nie jest w tym wypadku spełniona definicja pseudonauki. Widać więc, że artykuł jest bełkotem (zawiera pojęcia użyte bez zrozumienia ich znaczenia). A może po prostu chodzi o deprecjonowanie niematerialnych aspektów życia i artykuł jest zwykłą manipulacją? Tak czy owak – kompromitacja.

W podanym zestawie są też zjawiska, które określamy jako paranaukowe: telepatia, postrzeganie pozazmysłowe, jasnowidzenie. Przedrostek „para” oznacza tu tyle co „poza”. Nauka nie potrafi na dzień dzisiejszy tego wyjaśnić (ani nawet definitywnie rozstrzygnąć faktu ich występowanie), ale definicja pseudonauki znów nie jest spełniona. Jedynie astrologia w tym zestawie spełnia definicję (a raczej spełniała – bo dzisiaj to chyba większość ludzi traktuje astrologię jako rozrywkę).

Przychodzi mi na myśl jeszcze jedna przyczyna dla której Forbes zdecydował się opublikować tak marny artykuł. Może chodzi o odwrócenie uwagi od pseudonauki, która nie tylko rzeczywiście jest plagą współczesności, ale ma też przemożny wpływ na nas wszystkich. Większy niż astrologia i podejrzenia o czary w średniowieczu. Chodzi oczywiście o współczesną ekonomię (przynajmniej w dominującej - liberalnej - odmianie). To coś nawet o wiele poważniejszego, niż podszywanie się pod naukę. W ekonomii mamy bowiem do czynienia nie tylko z tezami, których nie sposób potwierdzić, ale z jawnymi łgarstwami – często świadomie formułowanymi w imię ideologii. Dobrym przykładem jest słynna krzywa Philipsasformułowana na podstawie ograniczonego zbioru danych hipoteza poparta pseudo-psychologicznymi opowiastkami o motywacjach ludzi. Ekonomistom nie przeszkadza nawet istnienie twardych danych falsyfikujących hipotezę (RFN w czasach społecznej gospodarki rynkowej Erharda - spadek bezrobocia z 10,3% do 1,2% prawie bez inflacji).

Było – minęło? Wcale nie. Posługując się zaawansowaną matematyką i technologią ekonomiści robią świadomie ludziom wodę z mózgu. Te rachunki są po to, aby ukryć prawdy elementarne. Na przykład wmówiono nam, że mamy pracować do 67 roku życia, bo inaczej się gospodarka zawali. Przy obecnym stanie techniki parę procent ludzkości wystarczyłoby, aby wyprodukować wszystko, co jest ludziom potrzebne. Nie będzie chętnych do takiej prac? Tabuny bezrobotnych tylko o tym marzą? O co więc w tym chodzi? Skąd pomysł, że starcy muszą pracować do śmierci, a młodzi w tym czasie szlifować styl pisania CV? Dlaczego taką brednię udało się ludziom wcisnąć? Czy nie dlatego, że ekonomia stroi się w piórka nauki?

 


Jerzy Wawro, 05-04-2014

 

PS.

Z tym „obnażaniem” w tytule, to oczywiście żart. Takie czasopisma jak „Forbes” są ważnym elementem tej piramidy ekonomicznych bzdur.