Rozpoczęła się formalnie procedura wyjscia Wielkiej Brytanii z UE (choć nowoczesny Rysiek sądzi, że opuszcza tylko strefę euro). W okolicznościowych komentarzach najczęściej pojawiają się opinie, że UE będzie dążyć do tego, by wyjście było kosztowne – aby nie zachęcać kolejnych państw do pójścia w ślady Brytyjczyków. Nikt nie wie co nas czeka, ale jednego możemy być pewni: przewidywania ekonomistów będą tak samo trafne jak zwykle ;-). Na razie wiemy, że nie nastąpiła spodziewana po samym głosowaniu katastrofa na rynku nieruchomości, spadek wydatków konsumenckich i głęboka recesja. Osłabiła się brytyjska waluta, ale to poprawia konkurencyjność gospodarki. Bezrobocie jest wyjątkowo niskie. Brexit to także okazja do modernizacji kraju (reindustrializacji). Większa swoboda w polityce migracyjnej na pewno zostanie wykorzystana ściągania z uboższych regionów najlepszych specjalistów (pewnego rodzaju drenaż mózgów). Pomaga w tym cieszące się renomą szkolnictwo Wielkiej Brytanii. Londyn nadal pozostanie światowym centrum finansowym i ewentualne wycofanie instytucji unijnych rozliczeniowych niczego w tej materii nie zmienią. Wsparcie USA pozwoli szybko zbudować potężną alternatywę wolnorynkową dla zbiurokratyzowanej Unii Europejskiej, rozsadzanej dodatkowo obłudną polityką Niemiec. Wychodząc z UE Wielka Brytania odcina się od problemów UE. Unijni przywódcy słusznie więc obawiają się bardzo prawdopodobnego sukcesu Wielkiej Brytanii.

Z drugiej jednak strony Brexit to także wielka szansa na reformy, które dotąd nie były możliwe – na przykład wprowadzenie podatku od transakcji finansowych. O wiele większe znaczenie miałaby jednak odnowa społecznej gospodarki rynkowej.