Jeśli nie teraz, to kiedy?

Przecież mamy wielki kryzys wywołany pandemią! Gdyby rok temu ktoś zaproponował rozdanie ludziom bilionów, aby nic nie robili – to Balcerowicze przez miesiąc mieliby używanie, opisując szaleńczy brak odpowiedzialności. Jeszcze w początkach pandemii wieszczono, że skutki Covid-19 będą bardziej dotkliwe niż światowy kryzys finansowy. Tymczasem na całym świecie rządy wyrzuciły podręczniki ekonomii i podejmują działania nie mieszczące się w liberalnych głowach.

W USA 31 milionów obywateli otrzymuje rządowe wsparcie. Z tego 25 milionów – w formie czeków $600 tygodniowo. Rząd zakazał też wyrzucania na bruk osób zalegających z czynszem. W niektórych stanach jest to już ponad 60% najemców (ogółem aż 12 milionów Amerykanów). W artykule opisującym tą sytuację - na portalu zerohedge.com - pojawia się przypuszczenie, że władze przeciągną ten stan do wyborów, a potem zacznie się kryzys przy którym rok 2008 okaże niewinną igraszką.

 

Problem w tym, że podobnych tekstów po 2008 roku można było przeczytać bez liku (zob. przykład z 2018 roku: Globalna panika twórców polityki pieniężnej). Minęło 12 lat, a wielkiego kryzysu jak nie było tak nie ma.

Dlaczego?

W bardzo ciekawej książce Wojciecha Morawskiego „Kronika Kryzysów Gospodarczych” (http://otworzksiazke.pl/images/ksiazki/kronika_kryzysow_gospodarczych/kronika_kryzysow_gospodarczych.pdf) opisano jak zmieniała się w przeszłości natura kryzysów. „Z rozwojem gospodarki rynkowej na przebieg koniunktury coraz mniej wpływały zjawiska naturalne, wzrosło natomiast znaczenie czynników ekonomicznych. Pojawiły się kryzysy nadprodukcji, polegające na tym, że podaż przewyższała popyt, wyprodukowanych dóbr nie można było sprzedać, a ich ceny spadały. […] W XVII i XVIII wieku przez Europę przeszły pierwsze duże kryzysy finansowe, będące rezultatem poprzedzających je okresów spekulacji. W XIX wieku wraz z uprzemysłowieniem ukształtował się mechanizm regularnego, trwającego 10 -12 lat cyklu koniunkturalnego, obejmującego nie tylko finanse, ale również poszczególne gałęzie produkcji. […]

Pod koniec XIX stulecia charakter kryzysów zaczął się zmieniać. Działo się tak przede wszystkim pod wpływem monopolizacji. […] Monopolista rzeczywiście mógł nie dopuścić do nadprodukcji i spadku cen, ale tylko za cenę zmniejszenia produkcji, czyli na przykład wzrostu bezrobocia. Kryzysy nie znikły, zmieniły się jedynie ich objawy: w niniejszym stopniu spadały ceny, w większym zaś - produkcja. Jednocześnie zwiększyła się częstotliwość występowania kryzysów.

Ta historia kończy się na początku wieku – więc nie obejmuje roku 2008, a wobec kryzysu przełomu wieków w analizie brakło dystansu (książka została wydana w roku 2004). Te kryzysy wiązały się z wielką wirtualizacją gospodarki. System finansowy oraz giełdy są coraz mniej związane z tak zwaną realną gospodarką. Tak zwana „analiza techniczna” w zasadzie nie wymaga zrozumienia tego, co dzieje się w przemyśle. Przykładem jest bezradność autorów analizy giełdowej (https://www.zerohedge.com/markets/welcome-blinders-stock-market) wobec obserwowanego wzrostu cen akcji firm technologicznych. A przecież pandemia to okazja do skokowego rozwoju tych firm!

Transakcje w świecie ignorantów coraz bardziej upodabniają się do hazardu (w który angażuje się wyposażone w sztuczną inteligencję maszyny).

Po kryzysie 2008 roku wprowadzono regulacje, które ograniczyły ryzyko w tej grze. Wzrosło też znaczenie państw jako regulatora i gracza równocześnie. Wzrosła też koncentracja bogactwa – co generalnie nie jest zjawiskiem dobrym, ale w wyjaśnieniu ryzyka kryzysu spełnia rolę pozytywną.

Wszystkie te zmiany powiązane są z coraz większą komputeryzacją i integracją systemów. Mamy w zasadzie jeden wielki system, w którym rola jednostek jest bardzo ograniczona. Nie dotyczy to osób, które pełnią w tym systemie role kluczowe. Gdyby na przykład właściciele podjęli decyzję o bankructwie któregoś z banków „zbyt dużych aby upaść” - system mógłby zacząć się sypać.

Poziom wirtualizacji sprawia jednak, że nie byłoby sytuacji: kto pierwszy się wyprzedał, ten zarobił. Na co mieliby kresuzi zamienić swoje pierdyliony dolarów aby nie stracić? Na Ziemi nie ma takiego bogactwa. Zamieniliby jeden fikcyjny „instrument” na inny. A na koniec dnia wszyscy zostaliby z niczym. Dlatego wielkiego kryzysu finansowego nie ma i nie należy się go szybko spodziewać. On się po prostu nikomu nie opłaca.