Współczesną bronią jest informacja. Szczególnie ta służąca pomnażaniu środków pieniężnych. Polem bitwy są giełdy. Współczesne giełdy są obsługiwane przez programy komputerowe. Od czasów sprawy Alejnikowa (programisty w Goldman Sachs) , powszechnie znanym stał się także fakt, że komputery dokonują samodzielnie transakcji. O skali uzyskiwanych w ten sposób zysków świadczy to, że nawet zdarzające się „pomyłki” prowadzące do wielomilionowych strat nie powodują rezygnacji z tych programów (zob. też. „Błędy wysokiej częstotliwości”). Algorytmy są oczywiście doskonalone, a pracujący przy tym informatycy osiągają zarobki, o których w Dolinie Krzemowej mogliby tylko pomarzyć.

Czy to znaczy, że komputery stały się takie inteligentne (sztuczna inteligencja)? Bynajmniej. Stworzono mechanizmy, które są dostosowane do nich. To tak, jakby na olimpiadzie dopuszczono dźwigi do zawodów w podnoszeniu ciężarów.

 Szczególnie dobrym dla maszyn mechanizmem są Transakcje wysokiej częstotliwości (HFT). Wygrywa w tej zabawie ten, kto ma szybsze łącza. Opisujący ten mechanizm w swej krytycznej książce Michael Lewis twierdzi, że „To wariactwo, że za legalne uznano iż niektórzy ludzie mają szybszy dostęp do informacji o cenach i co robią inni inwestorzy.

Lewis stwierdza, że zwykli inwestorzy są bez szans w tej sytuacji. Podsumowując stwierdza: To więcej niż przekręt. To rynek akcji.

W Unii Europejskiej trwają prace nad jakimś „okiełzaniem” maszyn. Tymczasem w Warszawie wdrożono odpowiedni system transakcyjny i od jesieni ubiegłego roku Giełda oferuje korzystanie z automatów. No bo „na dojrzałych rynkach coraz większa część obrotów generowana jest przez automatyczne systemy transakcyjne”, a my chcemy „wykreować dodatkowe zainteresowanie polskim rynkiem przez instytucje finansowe stosujące strategie oparte o handel wysokiej częstotliwości”!

Prace teoretyczne nad ograniczeniem działania HFT trwają także w USA. Proponuje się zwiększenie odstępów między zleceniami. Jak już Amerykanie zrobią z tym porządek, to nasi bardzo mądrzy specjaliści (bo przecież tylko tacy zajmują się w Polsce finansami) z równie mądrymi minami będą wdrażać analogiczne „zabezpieczenia” u nas. Póki co nikomu nie przeszkadza nawet to, że ich głupowate wykresiki dumnie nazywane „analizą techniczną” w zderzeniu z automatami transakcyjnymi wyglądają jak malowidła astrologów w zestawieniu z pracami współczesnych astronomów.