Niewielka frekwencja na marszu 13 grudnia stała się powodem frustracji niektórych uczestników. Można by rzec, że ten problem z mobilizacją jest jedynie problemem złej strategii partii i jej prezesa, gdyby nie kolejna histeria naszych „elit”. Manipulowanie polskim społeczeństwem wydaje się coraz łatwiejsze i coraz głupsze pseudo-argumenty do tego wystarczają. W demokratycznym państwie każdy może wyrażać swoje niezadowolenie w przewidziany prawem sposób: gdzie chce i kiedy chce. Tymczasem w Polsce musi się liczyć z tym, że zostanie obszczekany przez „elitę”, bo „zawłaszcza” sobie jakąś datę. To tak głupie, że nawet komentowanie tego jest żenujące. A jednak „elita” ocenia, że takie właśnie argumenty wyznaczają poziom naszego społeczeństwa i wiele wskazuje na to, że ma rację.

Dlaczego Polacy są tak beznadziejnie głupi? Z pewnością nie chodzi o jakieś złe geny, czy historyczne dziedzictwo. Wątpliwe też, aby w jakichkolwiek statystycznych badaniach Polacy wypadali znacząco lepiej lub gorzej niż inni Europejczycy, ale społeczeństwo pozbawione elit musi się degenerować. Przeciwdziałać może temu tylko religia. Jednak jednym z fundamentów III RP uczyniono przekonanie, że religia to sprawa prywatna.

Nic zatem dziwnego, że osoby takie jak Niesiołowski czy Palikot mogą pełnić rolę posłów, choć mają intelektualne predyspozycje co najwyżej do roli błaznów! Promowana podłość, nienawiść i głupota z pewnością będą się rozprzestrzeniać. Bo to każdy potrafi, natomiast szlachetność wymaga wysiłku i poświęcenia, a na to wiele osób nie stać. Zmiana Tuska na Kopacz ma symboliczne znaczenie: wyznacza kolejne etapy upodlenia. Po notorycznym kłamcy, który przynajmniej stwarzał pozory, przyszła bezczelna załgana baba. To już nie jest etap, na którym można wzorem genialnego Jacka Kaczmarskiego wzywać upodlony naród do wielkości. Ten naród – pozbawiony elit i etycznych fundamentów istnienia – stał się powolną masą. Tytułowe pytanie (czemu czcimy klęski) ma w tym kontekście oczywistą odpowiedź: bo zwycięstwa są zobowiązaniem, są wyzwaniem do wielkości. A my nie chcemy być wielcy.

 

Dlaczego nie rozliczono stanu wojennego?

W filmie „Cud purymowy” jeden z głównych bohaterów – zagorzały antysemita – okazuje się żydem. Akceptacja tego nie jest łatwa. Jednak trudno polemizować z faktami (zwłaszcza, że za ich akceptację czekała nagroda w postaci spadku po żydowskich krewnych).

Sądzę, że wielu Polaków, którzy dostrzegają upodlenie społeczeństwa, ma analogiczny problem z akceptacją swojej polskości. Dlatego tworzy się mitologie, pozwalające wierzyć w przynależność do Wielkiego Narodu. My na pewno jesteśmy wielcy i wspaniali, ale to „oni” nas gnębią i nie pozwalają pokazać pełni możliwości. Proste pytanie pozwala obnażyć pustość tego mitu: jacy konkretnie „oni” powstrzymują ten Wspaniały Naród przed jednoznacznym osądzeniem stanu wojennego? Nie chodzi przy tym nawet o wskazanie (lub skazanie) winnych . Chodzi o zrozumienie sensu i znaczenia tych tragicznych wydarzeń.

Moją refleksję na temat gospodarczych skutków stanu wojennego kończy spostrzeże, że w wojnie Polsko-Jaruzelskiej jedynie jedna strona miała klarowne cele (utrzymanie władzy komunistycznej). Dlatego ostateczna przegrana junty nie oznaczała zwycięstwa narodu, tylko narodziny III RP. Państwa w którym po 25 latach narasta przekonanie, że nie jest państwem demokratycznym. Kto jednak miałby te cele formułować? Przecież to rola elit! Tymczasem chyba najtragiczniejszym skutkiem stanu wojennego była dewastacja tak zwanego kapitału ludzkiego. Wypędzono z kraju lub zablokowano kariery wielu ludzi. A na dodatek wytworzyła się nowa klasę pasożytów: „styropianowa elita”. Ludzie ci nabrali przekonania, że od leżenia na styropianie w czasie strajków nabiera się kompetencji pozwalających na kierowanie państwem.

Mitologia martwego narodu

Stan wojenny miał bardzo konkretne skutki społeczne, prawne i gospodarcze. Jednak od 33 lat nie udało się ich jednoznacznie ocenić. W miejsce tego w każdą rocznicę słuchamy na nowo pełną emocji opowieść zbudowaną na indywidualnych wspomnieniach. A emocji osądzić się nie da. Miejsce analiz zajmują kłótnie. Nieważne, kto ma rację, ani nawet to, kto w sporze zwycięży. Ważne, żeby spór podtrzymywać. Stan wojenny musi zatem pozostać nie rozliczony. Nasza historia staje się zbiorem prywatnych opowieści. To już nie jest wspólna przeszłość narodu, która stanowi fundamenty rozwoju. Naród bez przeszłości nie ma także przyszłości.

Genialny Jacek Kaczmarski śpiewał o Brunonie Jasieńskim: „Mam więc Boga takiego, na jakiegom zasłużył, A tam trup mój, biedaczek, zmarzł już całkiem na kość”. Polski naród stwarza pozory żywotności, ale to zmarznięty na kość trup.

Rządzącej pseudoelicie taki stan bardzo odpowiada. Bo do pyskówki jest ona zdolna, a gdy zaczyna silić się na analizy, to wychodzi jej głupota.

Jesteśmy dziećmi stanu wojennego

Stan wojenny zawsze będzie mi się kojarzył z filmem Szulkina „Wojna światów”. Pokazał on istotę systemu totalitarnego. Film przygnębiający, ale prawdziwy. Późniejszy film „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, który można uznać za przeciwstawny punkt widzenia, ukazał drogę dla ludzi szlachetnych i wielkich, a nie dla całego narodu (który nie dorasta do wyznawanych mitów). Jeśli ktoś nie chce przeżywać rozczarowań, powinien zaakceptować to, że jesteśmy tacy jak w przemówieniu głównego bohatera „Wojny Światów”. (Jeśli komuś mało – może obejrzeć końcówkę filmu https://www.youtube.com/watch?v=pwKJC-Ctq8A - tak od 1:20).

We współczesnej wersji bohater mógłby powiedzieć: każą wam gardzić „pisiorami” i nienawidzić „ruskich” - będziecie kpić i nienawidzić. Każą wam pozbyć się wszelkiej własności i godności – zrobicie to. Wystarczy słowo „ukochanych przywódców”, a zgodzicie się na tortury, wpieprzanie GMO, ekonomiczne zniewolenie.

Społeczeństwo obywatelskie

Życie nie znosi próżni. Póki zachowywane są choćby pozory wolności i demokracji, można budować społeczeństwo obywatelskie. Akcje takie jak sprzeciw wobec ACTA czy bojkot EMPIK'u pokazują, że faktycznie społeczeństwo obywatelskie w Polsce się tworzy. Mitologia narodowa mogłaby sprawić, że te wysiłki dla zbudowania lepszej przyszłości będą skorelowane z odrodzeniem polskości. Czy jednak mają sens próby ożywiania trupa? Nasze pokolenie przeminie. Nasze wnuki będą zapewne światłymi Europejczykami, którzy będą dzieciom na dobranoc opowiadać o Wielkich Polakach tak samo jak o Wielkich Gumisiach. Takiego dokonaliśmy wyboru i każdego dnia go potwierdzamy. Historia jest sprawiedliwa.




Jerzy Wawro, 14-12-2014


[Fot. STELMASIAK ARTUR - Tygodnik Niedziela]