Drukuj
Kategoria: Filozoficznie

Przykazanie miłości bliźniego obowiązuje chrześcijan także w polityce – krajowej i zagranicznej. Oczywiście dotyczy też problemu zbrojeń i prowadzenia wojen. Czy chrześcijanin może prowadzić wojnę?

Czy wolno zabijać w obronie Ojczyzny?

Problem wbrew pozorom nie jest prosty i samo przywołanie koncepcji wojen sprawiedliwych nie wystarczy, by go zrozumieć. Koncepcja wojen sprawiedliwych opiera się na prawie do obrony, którą Jan Paweł II objaśnia następująco (encyklika Evangelium Viate): nikt zatem nie może wyrzec się prawa do obrony własnej tylko dlatego, że nie dość miłuje życie lub samego siebie. Jednocześnie to prawo obrony nie ma charakteru absolutnego; człowiek może na mocy „heroicznej miłości” zrezygnować z niego.

Można więc kochać bliźniego i go zabić. Od żołnierzy wręcz oczekujemy gotowości do takich działań. Właśnie przykład służby wojskowej Jan Paweł II przywołał we wstępie do swojej książki o miłości zatytułowanej „Miłość i odpowiedzialność”. Nie ma miłości chrześcijańskiej bez odpowiedzialności za kochane osoby.

Czy miłość Ojczyzny wystarczy?

Polskie „misje pokojowe” czasami były związane z autentyczną chęcią niesienia pomocy, ale bywały także sytuacje, w których wysyłano żołnierzy na wojnę w imię dobra naszego państwa. Czy sama chęć służenia Ojczyźnie nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem takich działań? Chrześcijańska miłość ma charakter osobowy i daje się ją uogólnić na Ojczyznę tylko wtedy, gdy przyjmiemy wspólnotową koncepcję własnego państwa – w myśl tradycji Norwida i Jana Pawła II (więcej na ten temat: http://galicea.org/cyberpersonalizm/). Dobro państwa nie jest więc wystarczającym usprawiedliwieniem dla krzywdzenia innych ludzi. Nie można czynić zła w imię dobra. Można natomiast stosować przemoc, by powstrzymać zło. Dlatego na przykład wojna zachodu z Państwem Islamskim jest bez wątpienia sprawiedliwa – nawet jeśli islamiści nie zagrażają wprost zaangażowanym krajom.

Prawdziwym problemem jest nienawiść.

Wojna jest wyzwaniem nie tylko ze względu na wspomnianą „heroiczną miłość” oraz konieczność przyjęcia personalistycznej perspektywy. Jak słusznie zauważa Marian Pułtuski: Katechizm Kościoła Katolickiego w interpretacji przykazania „nie zabijaj” w pierwszej kolejności, odwołując się do słów Jezusa, nie potępia samego pozbawienia kogoś życia, lecz przede wszystkim pobudki wewnętrzne, które prowadzą człowieka do zamordowania bliźniego. Nawet więc żołnierz na wojnie powinien wyzbyć się nienawiści. Co ciekawe, taka też jest główna myśl Bhagawatgity – świętej księgi hinduizmu.

A jak jest w islamie?

Czy islam rzeczywiście jest religią mordu, czy też takie oskarżenia wynikają z błędnego rozumienia Koranu? W roku 2007 dialog chrześcijan z muzułmanami doprowadził do powstania dokumentu w którym muzułmanie uznali, że „Miłość bliźniego jest integralną częścią wiary w Boga i miłości Boga, ponieważ w islamie bez miłości bliźniego nie ma prawdziwej wiary w Boga i prawości”.

Problem w tym, że Koran nie jest pod tym względem tak jednoznaczny jak Ewangelia, a w islamie istnieje wiele interpretacji. Wojny na Bliskim Wschodzie toczą się także między zwolennikami różnych interpretacji islamu (sunnici, szyici, salafici). Bardziej istotne jest to, jak islam kształtuje postawy „wyznawców Proroka”. Przerażenie budzi fakt, że pobożny muzułmanin potrafi tak łatwo godzić nienawiść z wyznaniem wiary, co obrazuje poniższe nagranie:

https://www.youtube.com/watch?v=djoaX8Qoz3o

Wypowiadający się na nim muzułmanin nie dostrzega różnicy między okrutnym Państwem Islamskim a armiami krajów zachodnich. Wyznaje wręcz publicznie, że chętnie obciąłby głowę człowiekowi, który protestuje przeciw budowie meczetów. Czy zatem problemem jest religia, czy fanatyzm jego wyznawców?

Fala nienawiści do Rosjan, która ostatnio zalała polskie media (także niektóre katolickie) każe się nam zastanowić, czy mamy tu do czynienia rzeczywiście z zasadniczą różnicą, czy też jedynie skala „ucywilizowania” nienawiści jest inna. Chyba jednak istnieje zasadnicza różnica między katolicyzmem i islamem. Kościół katolicki jest hierarchiczny i nawet ulegający fanatyzmowi i/lub nienawiści katolik musi się zmierzyć z opinią hierarchii kościelnej, a tak jest jednoznaczna. Tymczasem wśród muzułmanów nie brakuje „duchowych przywódców” siejących nienawiść (a nawet wzywających do mordów).

Istota chrześcijańskiej miłości.

Miłość będąca ulubionym przedmiotem wierszy i piosenek dotyczy uczuć między ludźmi. Taka miłość jest jedynie drogą do „dojrzałej miłości” chrześcijańskiej. Istota tej miłości daleka jest od emocji. Każdy chrześcijanin wie, że mamy bliźniego kochać – nawet gdy nas wkurza. W Ewangelii nie brak przykładów na poparcie tezy, że chrześcijaństwo to sztuka panowania nad złymi emocjami. Czy jednak nie powinniśmy się kierować dobrymi emocjami? Czy miłość zbudowana na uczuciach nie jest czymś pięknym? Uczucia pozwalają budować relacje miłości między bliskimi ludźmi. Nawet wtedy nie należy bezgranicznie im ulegać, bo bez trudu można znaleźć przykłady szkodzenia powodowanego miłością (każdy, kto wychowywał dzieci zna takie przypadki). Przenosząc to na grunt polityki międzynarodowej, możemy stwierdzić, że nasi bracia w Chrystusie narodowości rosyjskiej są naszymi bliźnimi, których należy kochać – nawet gdy wkurza nas ich uwielbienie dla Putina. Z kolei nasi bracia w Chrystusie narodowości ukraińskiej powinni wiedzieć, że mimo chrześcijańskiej miłości do nich i uznania dla ich pragnienia wolności, mogą liczyć na szczere upomnienie, gdy na przykład podpalą budynek z „ruskimi” w środku.

Jakkolwiek dziwne by się więc to wydawało, to chrześcijaństwo zobowiązuje do kierowania się w działalności politycznej rozumem, a nie emocjami. Co nie oznacza, że racjonalne analizy mogą pomijać przykazanie miłości.

 

Jerzy Wawro 2015-11-11