Były brytyjski minister do spraw europejskich i autor książki ”Brexit: How Britain Will Leave Europe” (Brexit: jak Wielka Brytania opuści Europę), Denis MacShane w wywiadzie dla PAP wylicza powody, dla których nie dojdzie do "Grexitu”:

  1. Obawa Berlina o wzrost antyniemieckich nastrojów w Europie.

  2. Angela Merkel nie chce przejść do historii jako polityk, który wyrzucił Grecję z eurolandu.

  3. W przypadku Grexitu, Brexit byłby nie do uniknięcia

  4. Grexitowi przeciwstawiają się USA, gdyż Grecja jest ważnym elementem południowej flanki NATO.

MacShane wyjaśnia też dlaczego Grecja przystała na drakońskie warunki: Gdyby Cipras tak nie postąpił, od przyszłego tygodnia greckie banki musiałyby zacząć posługiwać się pieniędzmi podobnymi do tych, których używa się w grze Monopoly. Nie byłaby to nawet nowa drachma, bo włączenie w obieg prawdziwej nowej waluty zajęłoby co najmniej pół roku. Grecja w praktyce zostałaby więc usunięta z ekonomicznej mapy świata.

Najważniejsza część tego wywiadu dotyczy jednak przyszłości Wielkiej Brytanii w UE:

To, co się działo w Grecji było manną z nieba dla brytyjskich eurosceptyków. Od tygodni obrazki z Grecji są przez nich używane jako antyreklama Unii. Kolejki do bankomatów po 60 euro dziennie, rekordowe bezrobocie, minister finansów Grecji Janis Warufakis oskarżający Brukselę i Berlin o próbę uduszenia jego kraju. To młyn na wodę dla tych, którzy chcą, żeby Wielka Brytania wyszła z Europy.

Ponieważ dodatkowo eurosceptykom udało się połączyć obecność w UE z gorącym ostatnio problemem imigracji, chętnych do obrony idei zjednoczonej Europy jest coraz mniej.

Podobna jest sytuacja we Francji, w której rośnie w siłę skrajna prawica. Jej przywódca Marine le Pen zapowiedziała: Jestem demokratką i o demokrację walczyć będę do samego końca. Jeżeli UE nie zadośćuczyni żądaniom Francuzów, wezwę ich do opuszczenia struktur wspólnoty i wtedy będziecie mnie mogli nazywać "Madame Frexit".

Nawet w Niemczech rosną antyunijne nastroje. Zmiany te opisuje w najnowszej "Rzeczpospolitej" Tomasz Gabiś: „Wśród zwykłych Niemców obraz Unii jest coraz gorszy. Pozytywnie podchodzi do niej dziś 58 proc. Niemców: to poniżej średniej unijnej i niewiele więcej niż w Wielkiej Brytanii (51 proc.). Według zeszłorocznych badań aż jedna czwarta Niemców wolałaby, żeby Niemcy znalazły się poza Unią. Wzrasta w Niemczech poziom nieufności do instytucji unijnych. Jedna trzecia Niemców uważa, że sprawy w UE idą w dobrym kierunku, jedna trzecia, że w złym, jedna trzecia jest niezdecydowana. W ostatnich latach z powodu kryzysu unii walutowej Niemcy przestali wierzyć, że instytucje unijne są zdolne do uratowania euro. Narasta wśród nich irytacja, ponieważ wspólny pieniądz okazał się czym innym niż to, co kilkanaście lat temu obiecywali niemieccy politycy”.

Wszystkie powyższe przypadki mają jeden wspólny mianownik: Unia Europejska nie może funkcjonować jako projekt elit, bez odrzucenia demokracji. Siła propagandy i ekonomicznego szantażu okazuje się zbyt mała, aby móc ignorować opinie społeczeństw. Im silniej atakuje się polityków wsłuchujących się w głos społeczeństwa, tym bardziej ci „populiści” rosną w siłę. Pocieszające jest to, że wszyscy oni dostrzegają wartość zjednoczonej Europy, a nie chcą jedynie takiej jak obecnie integracji. To czego chcą jest jasne: Europy ojczyzn, w której prawo krajowe jest ważniejsze niż prawo unijne. Europy w której wolność gospodarcza pozwala na działanie bez oglądania się na banki i urzędników. Europy w której przywiązuje się wielką wagę do wartości etycznych, racjonalizmu i humanizmu. W konsekwencji musimy odrzucić dławiące wolność instytucje i pozwolić budować jedność w oparciu o dialog bez przymusu.