Gdyby Państwo Islamskie nie istniało, muzułmanie mogliby nadal opowiadać wbrew faktom, że islam to religia pokoju, a krytycy po prostu są nietolerancyjni. Światowe media obiegła niedawno informacja, że „Zniewolona kobieta zabiła jednego z dowodców IS”. Na czym polegało to zniewolenie? Kobieta została zmuszona „do poślubienia kilku bojowników tej organizacji”. Tak naprawdę doszło tam do zbiorowego gwałtu, przed którym gwałciciele "poślubiali" na chwilę ofiarę.  Bo przecież muzułmanie nie robią takich rzeczy, bo islam to religia pokoju, nakazująca szanować kobiety i tak dalej…. Muzułmanie są generalnie bez skazy (jak ten zbira, który zabił „swoją kobietę” w Łodzi - czy te oczy mogą kłamać?). To po prostu okrutny żart, a nie jakaś religia.

Czy po zaimportowaniu do Polski liberalizmu, następnym krokiem ma być szatańska multi-kulti?

Zanim do tego dojdzie – warto posłuchać Ann Barhardt, według której islam nie jest żadną religią, tylko totalitarnym systemem politycznym, zastępującym religię – podobnie jak nazizm i komunizm.

To co ona mówi łatwo zweryfikować. Allah to naprawdę pogański bóg księżyca, a religijne uzasadnienie seksualnych perwersji jest jednym z cech islamu. Jeśli do tego dodamy „dżihad”, który pozwala zabijać „niewiernych”, to trudno nie przyznać racji Ann Barhardt, gdy mówi, że to nie religia, tylko żart szatana.

Czy mamy więc rzeczywiście być miłymi wobec najeźdźców mówiących o sobie, że są „uchodźcami”? Należy wyrzucić z UE Węgrów – jak chcą Niemcy – cieszący się zasłużoną sławą europejskich humanistów, czy też mamy uznać, że jednak humanizm też ma swoj granice i wyrzucić najeźdźców?

Samo postawienie takiego pytania w oczach lewaków takich jak Jacek Żakowski czyni nas ksenofobami z którymi nie warto dyskutować. Skoro takie coś jak Żakowski ma decydować w Polsce co jest dobrem, a co złe – nie pozostaje nam nic innego, jako zostać islamofobami. Bo – jak mówi Ann Barhardt - bycie miłym to narzędzie szatana.

Jak w tej sytuacji rozumieć wezwanie Papieża Franciszka do pomocy „uchodźcom”. Jeśli komuś to potrzebne, może sobie tłumaczyć za publicystą Frondy, co też Papież miał na myśli. Każdy katolik doskonale wie, że Ojciec Święty jest nieomylny w kwestiach wiary. A tu się nic nie zmienia. Pod względem teologicznym oceny Islamu dokonał Jan Paweł II: Dla każdego, kto znając Stary i Nowy Testament, czyta z kolei Koran, staje się rzeczą jasną, że dokonał się w nim jakiś proces redukcji Bożego Objawienia, Nie można nie dostrzec odejścia od tego, co Bóg sam o sobie powiedział, naprzód w Starym Testamencie przez proroków, a ostatecznie w Nowym Testamencie przez swojego Syna. Całe to bogactwo samoobjawienia się Boga, które stanowi dziedzictwo Starego i Nowego Przymierza, zostało w jakiś sposób w islamie odsunięte na bok.

Koran nie jest więc dla nas najprawdziwszym objawieniem, a islam jest przesłaniem fałszywym. Kłamstwo zaś – wiadomo od kogo pochodzi. Nasz brat w wierze Papież Franciszek w swej naiwności poprosił nas o coś nieroztropnego. Czy nas to do czegoś zobowiązuje? Absolutnie nie. Przykładów takich nieroztropnych apeli mamy w historii Kościoła wiele (z naszego podwórka warto wspomnieć choćby próby ratowania Stoczni Gdańskiej przez księdza Rydzyka).

 

PS.

W uzupełnieniu do informacji o „arabskiej wiośnie” warto przytoczyć opinię znanego polityka USA Rona Paula: Podczas gdy media skupiają się na ludzkiej tragedii […] bardzo mało uwagi poświęca się wydarzeniom, które doprowadziły emigracji. […] Powodem dla którego tak wielu ucieka z Syrii, Libii, Afganistanu i Iraku jest amerykańska i europejska polityka interwencjonizmu, która zdestabilizowała te kraje bez nadziei na ożywienie gospodarcze. [...]

Europejczycy ponoszą również sporo winy. Francja i Wielka Brytania poparły entuzjastycznie atak na Libię i byli pierwszymi zwolennikami polityki "Assad musi odejść".