Zawsze, gdy widzę jakiś kontrowersyjny (delikatnie mówiąc) wytwór naszych „autorytetów”, zastanawiam się nad motywacją autorów. Czy to świadoma manipulacja, czy też zwykła głupota. W przypadku socjologów z UW mam od dawna wyrobioną opinię, więc nie muszę się nad tym zastanawiać. List, jaki ci „uczeni” napisali do biskupów, jest jasnym świadectwem ich dysfunkcyjności intelektualnej.

Kluczowe zdanie tego listu, które o tym świadczy brzmi: „Dialog między porządkiem wiary a porządkiem rozumu wymaga wzajemnego poszanowania i uznania ich autonomii”. Co z tym zdaniem jest nie tak? Ono jest zrozumiałe i poprawne. Problem w tym tym, że sygnatariusze tego listu zdania tego nie rozumieją. A jak nazwać człowieka, który nie rozumie tego, co pisze?

Nie będę analizował opisu dziedziny, którą się zajmują „uczeni”. Dla mnie ktoś, kto ignoruje logikę Arystotelesa nie jest naukowcem, ale może coś profesorzy pokręcili (krytykę ich rozumienia nauki można znaleźć na blogu barbarus.salon24.pl).

Skupię się na tym poszanowaniu i autonomii.

List biskupów był skierowany do wiernych i był napisany w języku, który miał być (i był) dla nich zrozumiały. Używając pojęć zaproponowanych przez Wittgeinsteina, należałoby stwierdzić, że w odniesieniu do tego listu trzy stanowiska są racjonalne:

- podjąć dialog w ramach tej gry językowej (a więc na gruncie logiki Arystotelesa);

- milczeć;

- potraktować zjawisko powstania i odczytania tego listu jako obiekt badań (ale nie dialogu).

W świetle listu socjologów pierwsze dwie możliwości nie wchodzą w rachubę. Gdyby zaś potraktować poważnie to, co oni napisali, to badana przez nich „rzeczywistość jest taka, jak ją postrzegają jej uczestnicy” - w tym wypadku biskupi i wierni.

Porównywanie w tej sytuacji biskupów do marksistów (nawiasem mówiąc - przez naukowców wykształconych na komunistycznych uniwersytetach) jest zwykłym chamstwem i z pewnością nie ma nic wspólnego z poszanowaniem i autonomią.

Z punktu widzenia katolika jest czymś zupełnie oczywistym, że odróżnianie „faktów kulturowych” od „faktów naturalnych” jest przejawem fałszywej świadomości. Nie ulega też wątpliwości, że genderyzm służy interesom określonej grupy. Spełnia więc podaną w liście definicję ideologii („Ideologia jest w tej tradycji myślowej rozumiana jako fałszywa świadomość służąca interesom jakiejś klasy czy grupy”).

Na koniec pojawia się zupełnie absurdalny zarzut „podważania dorobku”. To naukowcy odnoszą się do listu pasterskiego (a więc mówić ich językiem „kulturowego faktu” w obrębie religii katolickiej), a biskupi nic nie piszą o badaniach naukowych.