Hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” określa tożsamość Polaków: Próby odcinania się od któregokolwiek z elementów tego hasła niszczy polskość w samych podstawach, w korzeniach. Świadomość istnienia elementów tego hasła można odnaleźć w całej historii Polski. W tej najlepszej, narodowotwórczej części historii Polski. Trzymanie się tego hasła pozwala na przetrwanie narodu Polskiego.

Powyższa definicja polskości (znaleziona na portalu historycy.org) w praktyce nie budzi kontrowersji wśród patriotów – nawet tych, którzy nie wierzą w Boga. Przeżywają oni uroczystości patriotyczno-religijne tak jak innowiercy lub agnostycy przeżywają ślub kościelny bliskich im osób. Można głęboko przeżywać święto bez mitologizacji sacrum (czyli werbalizacji warstwy religijnej). Boże Narodzenie jest takim świętem, które przeżywamy wspólnie – dając świadectwo, że Bóg naprawdę się narodził, ale nie utożsamiając wiary w ten fakt z polskością. To pozwala nam na bycie równocześnie narodem głęboko religijnym i tolerancyjnym.

Taka tolerancja nie jest możliwa w odniesieniu do pozostałych członów naszego hasła: „Honor i Ojczyzna”. Jeśli ktoś nie kocha Ojczyzny lub jest pozbawiony honoru, to nie może mienić się Polakiem. Można różnie rozumieć miłość Ojczyzny, ale nie można jej się wyrzec. Można postąpić niehonorowo (jesteśmy tylko ludźmi), ale każdy taki upadek domaga się honorowego wyjścia (naprawienia).

Co to znaczy być „człowiekiem honoru”? To pojęcie zostało zohydzone przez Adama Michnika, który użył je w odniesieniu do zbrodniarzy. Prezydent Andrzej Duda słusznie wyraził poczucie wstydu z powodu tak głębokiego upadku III RP. To honor Polaków został najmocniej zszargany w ciągu ostatnich 26 lat. Dlatego wokół poczucia honoru musimy odbudować wspólnotę.

W przyszłym tygodniu PiS ma przedstawić ustawę, która zmieni media publiczne w media narodowe. Krzysztof Czabański zdradza najważniejsze jej założenia: „Nowa ustawa wyjmie je spod kurateli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ureguluje ich zadania, […] Będzie on oczywiście w pewnym sensie mechanizmem politycznym, bo jest wzorowany na mechanizmie, który obowiązuje w tej chwili w KRRiT. Przed tym mechanizmem nie widzimy ucieczki, bo nikt nie wymyślił innego sposobu powoływania władz mediów publicznych. W ten sam sposób będzie powołana Rada Mediów Narodowych, bo te media zostaną wydzielone jako media narodowe, choć zachowają swoje nazwy dotychczasowe. Członków będzie mianował Sejm, Senat i Prezydent, dokładnie tak samo, jak w wypadku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Zastosujemy ten sam schemat: świat polityki powołuje tę radę, a dopiero rada powołuje kierownictwo poszczególnych mediów. To będzie rada powoływana przez polityków, ale innej drogi nie ma. […]

Czy nazywano to konkursem czy nominacją i tak odbywało się to z politycznego klucza. Pośrednio taki mechanizm umożliwia wyborcom, jako właścicielom mediów publicznych, co jakiś czas wystawić rachunek politykom. To jakie są media publiczne, jest jedną z pozycji w tym rachunku”.

Widać z tego, że niestety nowa władza nie ma pomysłu na oddanie mediów obywatelom, a TVP będzie nadal zaporą przed i tak nieuchronnym rozwojem bardziej demokratycznych mediów internetowych. Zadziwia też całkowity brak refleksji nad fenomenem Radia Maryja i Telewizji Trwam. Czy ten (wspólnotowy) model rozwoju naprawdę jest niszowy i nie jest możliwy do wykorzystania w mediach publicznych?

Jarosław Kaczyński w wieczór wyborczy zapewniał, że nie będzie żadnej zemsty, żadnego „kopania leżącego”. Taka powtórka z Mazowieckiego jest zasadna z czterech powodów:

1. Uspokojenie wrogów wróżących różne kataklizmy.

2. Potwierdzenie, że głoszona przez Andrzeja Dudę potrzeba jedności w społeczeństwie nie jest pustym hasłem. Wystąpienie Kaczyńskiego, to wyciągniętą na zgodę ręka.

3. Sytuacja – zwłaszcza międzynarodowa – jest trudna i naprawdę trzeba skupić się na sprawach ważniejszych.

4. Słabość własnych szeregów PiS grozi tym, że znów będzie zbyt dużo pochopnych (a przez to szkodliwych) słów i czynów.

Zwłaszcza ten ostatni argument jest ważny. Pozostałe wydają się mniej istotne. Obrażona „elita” na pewno PiS'owi nie daruje – niezależnie od jego postawy. Najmniejszy błąd realny lub wydumany będzie rozdmuchiwany do granic możliwości. Wątpliwym jest także, czy można prowadzić skuteczną politykę, przy ciągłym skowycie „elit” - dlatego rozprawienie się z nimi wcale nie jest sprawą drugorzędną. Jednak otwarta wojna przyniosłaby więcej szkody, niż pożytku. Dlatego trzeba wyciągnąć wnioski z błędów Mazowieckiego i zrobić to, czego on zrobić nie mógł lub nie chciał: dokonać reform strukturalnych. To zmiana systemu powinna wymuszać zmianę postaw (lub ludzi ;-)), a nie odwrotnie. Reformy systemowe powinny zmierzać do odzyskania przez społeczeństwo podmiotowości we własnym państwie. Wówczas to społeczeństwo wypracuje własne elity, a obecna zgnilizna odejdzie w niepamięć – władza nie musi się kłopotać walką z nimi.

Wspomniane reformy strukturalne powinny prowadzić do odcięcia obecnych „elit” od budżetu pozostającym poza bieżącą kontrolą społeczeństwa. Większość „eliciarzy” biadoli nad „rozrzutnością” polityków, więc nie za bardzo będą mieli możliwość oponowania. Takich możliwych i pożądanych zmian jest bardzo wiele. Dla przykładu:

  1. Zmiana zasad funkcjonowania abonamentu radiowo-telewizyjnego. Płacący ten abonament powinni mieć wpływ na to jak zostanie on wykorzystany. W najprostszej formie mogą to być odrębne konta programy lub kanały.

  2. Otwarcie rynku medialnego – na przykład poprzez udostępnienie części kanałów telewizji cyfrowej na produkcje niezależne (tworzone przez odbiorców, kanały internetowe, etc...).

  3. Zakaz reklamy spółek skarbu państwa w prywatnych mediach.

  4. Wprowadzenie prawdziwego trójpodziału władzy. TK nie powinien tworzyć własnego prawa. Likwidacja centrów legislacyjnych rządu i parlamentu uniemożliwiłoby wpływanie lobby prawniczego na proces stanowienia prawa (potrzebne ekspertyzy można zamówić na zasadach rynkowych). Należałoby także rozdzielić funkcje posła i członka władzy wykonawczej, a rząd powinien zaprzestać redagowania ustaw – poza ustawą budżetową (potrzebne zmiany w prawie wystarczy zasygnalizować sejmowi).

  5. Zmiana sposobu finansowania kultury. Wprowadzenie mechanizmu analogicznego do bonu edukacyjnego uzależniłoby artystów od końcowych odbiorców. Sztuka awangardowa może zawsze szukać innych sponsorów.

Wszystkie te reformy (i wiele innych podobnych – powyżej to jedynie luźne pomysły, które wymagałyby dopracowania) powinny spotkać się z entuzjastycznym przyjęciem „antysystemowców” i „wolnościowców”. Pokazałyby one także, że w Polsce rzeczywiście następuje gruntowna zmiana. Przy podjęciu takiego programu zmian, problem wszelkich rozliczeń przeszłości (poza naruszeniami prawa) stałby się zupełnie nieistotny. Nikt nie musiałby na przykład wyrzucać Lisa z telewizji - najwyżej zlikwiduje się telewizyjną jedynkę, jeśli zdecydowana większość ludzi nie zgodzi się jej finansować.  

Każdy, kto przeżył przełom roku 1989 rozumie doskonale znaczenie suwerenności. Przekonanie, że sprawy kraju idą w dobrym kierunku jest bezcenne. Pozwala zająć się swoimi sprawami, w przekonaniu, że nasze codzienne zatroskanie współgra z trudem rodaków, prowadząc nas ku wspólnemu dobru. To nie jest jedynie kwestia dodatkowych motywacji i wewnętrznej harmonii. Dla ludzi przedsiębiorczych rozeznanie co do kierunków rozwoju społeczeństwa jest absolutnie kluczowe. Jeśli są oni przekonani, że żyją w godnym społeczeństwie, mogą kierować się zasadami etyki - w nadziei, że to przełoży się na biznesowy sukces.

Niestety w początkach III RP szybko narastało przekonanie, że „wolno kraść”, a wraz z dojściem do władzy „Kongresu Aferałów” (obecna PO) jasne było, że władzy wolno więcej. Jak się okazało „transformacja ustrojowa” nie oznaczała rozwoju suwerennego państwa, ale zastąpienie „czerwonej burżuazji” jeszcze gorszą „styropianową elitą”. Stosowany przez nią terror racjonalności, słuszności i politycznej poprawności okazał się dużo skuteczniejszy, niż komunistyczna propaganda. Aż 80% zwolenników rządzącej kliki jest gotowa na nich dalej głosować, byle nie dopuścić opozycji do władzy! Nie ważne programy, afery, chamstwo i arogancja. Ważne, aby PiS nie doszedł do władzy. Takiej karności kadr nawet komunistom nie udało się osiągnąć. Oczywiście nie jest to wina wyłącznie ogłupionego społeczeństwa. Nietrudno znaleźć argumentów świadczących o głupocie „pisiorów”. Zresztą na nich także aż 65% zwolenników chce głosować wyłącznie dlatego, by odsunąć mafię od władzy.

Jeśli uwzględnimy fakt, że połowa Polaków nie ma zamiaru głosować, to widzimy, że góra 10-15% ma nadzieję na pozytywne zmiany. Co dziesiąty Polak może po wyborach uznać, że oto władza znalazła się w dobrych rękach i dzięki ich staraniom nasza troska o najbliższych stanie się wyrazem patriotycznego zaangażowania.

To jest niestety wynik dobrze świadczący o realizmie Polaków. Rację ma profesor Artur Śliwiński: „Konieczne jest chłodne podejście do wyborów. Konieczne jest ono przede wszystkim dlatego, że lepiej odpowiada pracy organicznej, która czeka na podjęcie ponad dwadzieścia pięć lat. Praca ta musi poprzedzać pożądany przełom, a nadal tej pracy brakuje”.

Czy jednak ta praca organiczna wymusi zmiany polityczne? Sprawi, aby rządzący przyjęli za swoją norwidowską troskę o Ojczyznę? Odpowiedź na to pytanie nadaje sens politycznemu zaangażowaniu i udziałowi w najbliższych wyborach. Analizując bez uprzedzeń tak zwaną scenę polityczną, widać tylko jeden ośrodek, który może wyjść naprzeciw oddolnym wysiłkom Polaków. Jest nim nowy Prezydent Andrzej Duda. Nawet jeśli jego zaplecze polityczne jest beznadziejne, to możemy sądzić, że jest takim, bo nie ma sensownej alternatywy. Trzeba więc pójść na głosowanie i głosować przeciw mafii (a może nawet poprzeć „pisiorów”), aby przynajmniej dać sobie szansę.

Kamień, który odrzucili budowniczowie stał się kamieniem węgielnym 1

Grexitu nie będzie (przynajmniej na razie), ale bardzo realny jest Brexit (wyjście z UE Brytyjczykow) lub Frexit (wyjście Franzuzów). Także dla wielu mniejszych państw obecny kierunek integracji jest niekorzystny. Tracą na tym Holendrzy i Finowie, którzy pilnie wykonują wszystkie unijne zalecenia: euro jest kapryśnym bogiem, który karze zarówno grzeszników, jak i świętych.

Sytuacja Grecji choć wydaje się beznadziejna, jest tylko wyzwaniem do poszukiwania lepszych rozwiązań – dla siebie i reszty Europy. Grecy nie opuścili strefy euro – zamknęli sobie tym samym drogę do rozwiązań typowych w takich wypadkach (jak dewaluacja i inflacja). Ponadto pomimo przegranej w negocjacjach, premier Grecji nadal ma mandat do reformowania kraju. Nawet trudne reformy mogą zyskać poparcie społeczeństwa, jeśli będą lepsze od niemieckiego dyktatu.

Szukając sposobów na optymalne wyjście z obecnej sytuacji, warto zwrócić uwagę na propozycje czeskiego ekonomisty Tomasa Sedlaczka. Zasłynął on między innymi stwierdzeniem: „Ten kryzys nie był dość głęboki. Musimy pocierpieć bardziej, żeby coś się wreszcie zmieniło”. Grecy cierpią już chyba wystarczająco…. Co proponuje Sedlaczek? Jego zdaniem trzeba porzucić przymus ciagłego wzrostu. Rozwiązaniem jest dla niego odpolitycznienie polityki gospodarczej: "W praktyce proponuję, żeby z polityką fiskalną zrobić to samo, co zrobiono z polityką monetarną: czyli zabrać politykom, a przekazać jakiejś niezależnej organizacji. Dlatego właśnie nie mamy problemów z inflacją, lecz mamy problem z nadmiernym zadłużeniem". Chodzi mu przede wszystkim o to, aby państwo nie mogło się zadłużać. Obsesja na punkcie idei permanentnego wzrostu ogarnęła nas do tego stopnia, że gotowi jesteśmy złożyć w ofierze u jej stóp nasze niezadłużenie”.

Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się bardzo niebezpieczny. Kojarzy się z prywatyzacją emerytur (OFE), która też polegała na przeniesieniu części kompetencji państwa na „niezależne instytucje”. Wszystko jednak zależy od tego, jakie cele postawimy przed tą niezależną organizacją. PTE miały za zadanie zasilić „rynki finansowe” oszczędnościami z systemów emerytalnych i z tego zadania wywiązały się znakomicie.

Jak powinna zatem funkcjonować taka organizacja, aby stanowiła remedium na greckie (i nie tylko) kłopoty?

Nic tak nie irytuje polskiej pseudo-elity, jak pobożni Polacy śpiewający „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Oni widzą to tak: Jak można odbudować poczucie wspólnoty Polaków, gdy liderzy tego ugrupowania głoszą, że Polska jest kondominium niemiecko-rosyjskim, i to znajdującym się w ruinie, a prezydent Lech Kaczyński zginął w wyniku rosyjskiego zamachu, w którym maczali też palce jego polscy adwersarze spod znaku PO? Gdy stawia się taką diagnozę stanu Polski, zrozumiałe staje się śpiewanie w trakcie uroczystości religijnych i narodowych: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie...". Olbrzymia część narodu takiej diagnozy nigdy nie zaakceptuje i będzie na nią reagować z oburzeniem.

Mniejsze oburzenie wzbudzają okrzyki „tu jest Polska”, wznoszone na demonstracjach. A przecież ich wymowa jest bardzo podobna. Zawsze, gdy Polakom brakowało politycznej wolności, odnajdywali polskość w lokalnych wspólnotach, podejmując działania dla odbudowy Ojczyzny. Hasła takie jak „tu jest Polska” oraz patriotyczne śpiewy są spoiwem i zachętą do takich wspólnych działań. Buntownicy nie kierują się chłodną analizą, tylko swoimi odczuciami. Gromkie „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” w kościołach całej Polski stanu wojennego wyrażało przede wszystkim brak zgody na to, co się w kraju dzieje. Teraz jest podobnie. Nie znaczy to jednak wcale, że dosłowne rozumienie tęsknoty za wolną Ojczyzną jest nieuprawnione.

Obecny system podatkowy jest polem walki państwa z podatnikiem. Dlatego obywatele nie mają wyrzutów sumienia z powodu unikania podatków. To z kolei powoduje zwiększanie obciążeń dla tych, którzy nie potrafią lub nie chcą unikać podatków. Przy okazji karze się za uczciwość. To należy zmienić. Taka zmiana może być połączona z promocją uczciwości. Można wykorzystać przy tym autorytet Kościoła Katolickiego. Powszechna powinna być świadomość tego, że unikanie podatków to kradzież, będąca grzechem. Tu tkwi ogromny kapitał społeczny do wykorzystania.

System musi być prosty i sprawiedliwy, aby każdy mógł ze spokojnym sumieniem uczestniczyć na miarę swych możliwości we wspieraniu dobra wspólnego.

1. Polska jako państwo prawa

Konieczna jest nowelizacja Konstytucji, tak aby nie sprawiało problemów stosowanie art. 8, który w punkcie 2 mówi: „Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej”. Obecnie wiele przepisów Konstytucji jest niejasnych i w praktyce stosuje się interpretacje Trybunału Konstytucyjnego. Te zaś bywają często jedynie wyrazem poglądów członków TK. W ten sposób TK przejmuje rolę władzy ustawodawczej łamiąc zasadę trójpodziału władzy (art.10).

Potrzebne jest:

1. Przejrzenie wyroków Trybunału Konstytucyjnego i sformułowaniu ich treści w formie poprawek do Konstytucji. Nie możemy przy tym działać automatycznie. Wiele wyroków jest na tyle kontrowersyjnych, że nowelizacja będzie okazją, aby się ich pozbyć. Szczególnie bolesne są wymysły TK mające charakter zmian ustrojowych (zob. dalej uwagi na temat ustroju gospodarczego).

2. Aby nie dopuścić do recydywy, TK w przyszłości musiałby zajmować się przede wszystkim dbałością i spójność logiczną prawa. Jeśli coś jest niejasnego – ciężar wyjaśnienia musi spoczywać na parlamencie.

Dlatego z TK należy usunąć prawników i utworzyć go z osób potrafiących logicznie myśleć i ściśle formułować sądy (matematyków i logików).

3. Należy podjąć prace nad automatyzacją prawa gospodarczego (w postaci komputerowego systemu eksperckiego). Taka automatyzacja jest bardzo dobrym sposobem na uproszczenie przepisów i jednoznaczne ich sformułowanie. To się powinno wiązać oczywiście z uproszczeniem podatków i anulowaniem setek tysięcy „interpretacji podatkowych”.

 

2. Ustrój gospodarczy

Polski ustrój gospodarczy opisuje artykuł 20 Konstytucji:

Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej.

Polska przyjęła także „Trakt ustanawiający konstytucję dla Europy”, którego artykuł 1-3 głosi:

Unia działa na rzecz trwałego rozwoju Europy, którego podstawą jest zrównoważony wzrost gospodarczy oraz stabilność cen, społeczna gospodarka rynkowa o wysokiej konkurencyjności, zmierzająca do pełnego zatrudnienia i postępu społecznego oraz wysoki poziom ochrony i poprawy jakości środowiska naturalnego”.

Unia wspiera postęp naukowo-techniczny. Zwalcza wyłączenie społeczne i dyskryminację oraz wspiera sprawiedliwość i ochronę socjalną, równość kobiet i mężczyzn, solidarność między pokoleniami i ochronę praw dziecka

Trybunał Konstytucyjny dokonał swojej wykładni tego prawa (TK K 17/00):

"art. 20 wskazuje jednocześnie na trzy podstawy społecznej gospodarki rynkowej. Po pierwsze, jest to wolność działalności gospodarczej; po drugie, jest to własność prywatna, którą rozumieć należy jako wszelką własność należącą do podmiotów autonomicznych wobec państwa i sektora jego własności gospodarczej; po trzecie, są to solidarność, dialog i współpraca partnerów społecznych".

Swoim zwyczajem TK nie poprzestał na wyjaśnieniu „co autor miał na myśli”, ale napisał też co z tego wynika – jawnie wchodząc w rolę ustawodawcy: "Od strony normatywnej sformułowanie to oznacza zobowiązanie państwa do podejmowania działań łagodzących społeczne skutki funkcjonowania praw rynku". Podano też cel, dla którego podejmowane są te "działania łagodzące": "W koncepcji tej ustrój gospodarczy ma się opierać na powiązaniu dwóch podstawowych idei: gospodarki rynkowej i państwa socjalnego".

Istnieją dwie różne interpretacje pojęcia „społeczna gospodarka rynkowa” (pomijając idiotyczne zapewnienia Balcerowicza, że to pojęcie wprowadzono wyłącznie po to, by mydlić ludziom oczy):

1. Zaspokojenie potrzeb społeczeństwa jest głównym celem gospodarki rozwijającej się w warunkach maksymalnej wolności (koncepcja ordoliberałów).

2. Państwo opodatkowuje liberalną gospodarkę, aby mieć środki dla wsparcia obywateli oraz niwelowania niepożądanych efektów działania wolnej gospodarki (koncepcje liberalno-lewicowe i monetarystyczne).

Koncepcja 2 została Polsce narzucona przez okrągłostołowe „elity”. Ta koncepcja jednak bankrutuje na całym świecie i pojawiają się liczne prace pokazujące jej nieefektywność. Dlatego należy ją odrzucić, zapisując w Konstytucji jednoznaczne określenie fundamentów polityki gospodarczej. Na przykład takich:

Społeczna gospodarka rynkowa opiera się na zasadach:

1. Państwo jest odpowiedzialne za takie kształtowanie ładu gospodarczego, który:

a) daje wszystkim uczestnikom rynku równe szanse (brak dyskryminacji, stabilny i prosty system prawny);

b) daje możliwość bogacenia się poprzez udział w efektach rozwoju, a nie wyzysku słabszych przez silniejszych; przez wyzysk rozumie się przy tym na przykład lichwę lub wynagrodzenia pracowników nie pozwalające im na zaspokojenie podstawowych potrzeb swoich i rodziny

c) przeciwdziałanie tworzeniu monopoli i „prywatnych podatków” (opłat nakładane przez prywatne podmioty, które nie są kształtowane w warunkach wolnej konkurencji i są trudne do uniknięcia)

2. Państwo promuje i wspiera takie działania gospodarcze, które:

a) sprzyjają  rozwojowi społeczeństwa i zaspokajaniu potrzeb obywateli;

b) przeciwdziałają dyskryminacji zajęć, które nie są moneteryzowane (jak na przykład opieka matki nad dziećmi)

3. Państwo kieruje się zasadą pomocniczości poprzez:

a) pomoc w powrocie do aktywności i przejęciu samodzielnej odpowiedzialności za siebie i rodzinę osobom, które znalazły się w szczególnie trudnej sytuacji ;

b) niwelowanie nierówności dochodowych i majątkowych poprzez system podatkowy;

c) zapewnienie godnego życia (takiego, które nie urąga ze względów ekonomicznych godności człowieka) wszystkim obywatelom oraz dążenie do wprowadzenia minimalnego dochodu gwarantowanego;

Polska Konstytucja miejscami przypomina mityczny kodeks piratów”: luźne zalecenia, które są dość swobodnie interpretowane (głównie przez Trybunał Konstytucyjny). W szczególności dotyczy to preambuły Konstytucji, której chyba nawet autorzy nie traktowali jako przepisu prawnego. Tymczasem preambuła Konstytucji wydaje się najbardziej odpowiednim miejscem do zadeklarowania hierarchii wartości podstawowych dla wspólnoty narodowej.

Konstytucja III RP nawiązuje do chrześcijańskiego dziedzictwa. Czy ma to przełożenie na treść przepisów? O dziwo tak – pomimo że w czasie jej uchwalania w Polsce rządzili komuniści (premierem był Cimoszewicz a prezydentem Kwaśniewski). Najwyraźniej w warstwie aksjologicznej komunistom było bliżej do chrześcijaństwa, niż obecnie rządzącej, bezideowej hołocie nazywanej elitą (już chyba tylko przez siebie).

Chrześcijański system wartości w języku filozofii (a więc akceptowalnym także przez osoby nie podzielającej wiary w Boga, a „uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”) opisywał między innymi Max Scheler. Według niego najwyższą wartością jest świętość. Podobnie widział to Norwid, dla którego cel pracy i rozwoju kultury była świętość (triada piękno-praca-zmartwychwstanie). We współczesnym języku świeckim możemy powiedzieć, że celem człowieka jest samorealizacja (doskonalenie siebie). Nieco niżej w hierarchii są według Schelera wartości duchowe: prawda, dobro i piękno. I te właśnie wartości (+sprawiedliwość) znalazły się w Konstytucji z 1997 roku. Uznanie wartości pracy (szeroko rozumianej) można wywieść z pojęcia dobra (nie ma dobra bez dobrych czynów) i celowości działania dla dobra swojego i wspólnoty („doskonalenia siebie”). Ograniczenie obecnej preambuły do tych kwestii pozwoliłoby na jej skrócenie do:

My, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla naszego państwa.

Aby ułatwić odnoszenie tego zapisu do praktyki naszego życia, aż się prosi w tym miejscu o jasną deklarację:

Państwo to dąży do stworzenia wszystkim obywatelom warunków rozwoju w duchu wymienionych powyżej podstawowych wartości.

Żyjemy w czasach przełomu i poszukiwania najlepszych rozwiązań dla ludzkości. Polska ma bogate tradycje demokracji, wolności i personalizmu, które mogą być wykorzystane dla budowy godnego społeczeństwa.

Jego funkcjonowanie wymaga nowych rozwiązań w zakresie organizacji pracy i czasu wolnego, struktur gospodarczych, finansów oraz mechanizmów demokracji.

Podstawą godnego społeczeństwa powinna być praca solidarna, czyli taka, którą wykonujemy dla wspólnego dobra, a nie tylko dla uzyskania zapłaty. Pojęcie pracy staje się nieostre i zatraca się więc różnica między czasem pracy i czasem wolnym. Przeszkodą w tym procesie jest monetaryzacja pracy. Praca nie opłacona pozornie traci na wartości i znika z pola widzenia polityków – chyba, że w formie państwowych interwencji. Z kolei praca opłacana jest finansowana najczęściej wprost lub pośrednio z kredytu. Tak więc to państwo lub banki decydują w coraz większym stopniu, jaka praca ma sens i może/powinna być wykonywana. Człowiek przestaje być równorzędnym partnerem dla władz politycznych i monetarnych. Odpowiednią siłą dysponują jedynie ponadnarodowe korporacje.

Praca dawniej i dziś:

Dawniej praca była dzielona między wszystkich, a jej ilość zależała od tego co jest do zrobienia. Teraz pracą dzielą banki, władze oraz korporacje i one decydują, co „opłaca się robić”

Proces atomizacji i degradacji społeczeństwa można powstrzymać wdrażając w życie idee pracy solidarnej (podejście społeczne) oraz sieciowe struktury gospodarcze (podejście biznesowe). Wiąże się to z koniecznością reformy ustroju samorządowego i rolnego. 

Między innymi o tym będziemy dyskutować podczas spotkania "konfederatów" w Warszawie pod koniec czerwca.

Ukazało się polskie tłumaczenie raportu „REFORMA MONETARNA. Lepszy system monetarny dla Islandii” autorstwa Frosti Sigurjónssona. Tłumaczenie wykonał Krzysztof Lewandowski z fundacji Jesteśmy zmianą. To bez wątpienia jeden z najważniejszych tekstów w historii, dlatego należą się wielkie podziękowania fundacji i tłumaczowi za tak szybkie udostępnienie go po polsku.

Głównym postulatem płynącym z tego raportu jest pozbawienie banków możliwości kreacji pieniądza poprzez zakaz akcji kredytowej w oparciu o kapitał zgromadzony na rachunkach bieżących.

W Polsce taka działalność jest głównym czynnikiem kreacji pieniądza (M1). Budzi to wątpliwości natury konstytucyjnej, która ustala monopol NBP na tego typu działalność (art 227 i 220).

Jednak w prawie bankowym wyłączność na emisję pieniądz została ograniczona do „emisji znaków pieniężnych” (zob.: http://jn.org.pl/jar-wadliwa-interpretacja-konstytucji-rzeczypospolitej-polskiej-zawarta-w-ustawie-o-nbp-oraz-jej-sprostowanie/ ). To nie jest wprost sprzeczne z konstytucją, ale brak jasnego zapisu, że NBP powierza te działania bankom komercyjnym powoduje, że mamy do czynienia z manipulacją w stylu „lub czasopisma”.

W UE podnoszone są głosy, że należy zrezygnować z pieniądza gotówkowego.

W tej sytuacji prawo NBP zostałoby zredukowane do zera.

Brak takich jasnych regulacji nie jest przypadkowy. Otwiera się bowiem pole na działanie międzynarodowego systemu monetarnego z ich regulacjami.