W komentarzu prof. Andrzeja Nowaka (redakcja zatytułowała go „Wygrali ci, którzy płyną z prądem. PiS nie miało szans przez zmianę cywilizacyjną”) można znaleźć porównanie z rewoltą roku 1968:

Natrafiłem teraz na zwięzłą jego analizę, dokonaną przez Jana Józefa Szczepańskiego [...]:

Ta psychodeliczna kultura młodzieżowa jest jednak czymś bardzo niebezpiecznym. Oparta na wyłącznie emocjonalnych przesłankach, odrzuca wszelką kontrolę intelektu. Poza tym wytworzyła skuteczne techniki oddziaływania. Brakuje tylko świadomego swych politycznych celów manipulatora, aby potrafił raz jeszcze rozpętać mistyfikacje fałszywego zbawienia”.

Cóż. Dziś nie brakuje. Dostarcza właśnie milionom poczucie zbawienia. Ulotne.

Profesor Andrzej Nowak najwyraźniej niezbyt interesuje się ekonomią. Dlatego nie dostrzega korelacji między tą eksplozją emocji a przemianami społeczno-gospodarczymi.

Pochodzę ze wsi i zbliżam się do 60-tki. Jakieś tam wykształcenie posiadam, ale z PRL’u - więc można to pominąć. Tak czy owak – czuję się adresatem obelg kierowanych po wyborach przez „elity” w naszym kierunku.

Przyznam szczerze, że sprawia mi pewną frajdę teza, że nasze pogardzane i zacofane Podkarpacie dokopało warszawce. Jednak w końcu przyszła refleksja, że jeśli ta warszawka będzie nadal postępować tak głupio, to trzeba będzie „kosy na sztorc” postawić ;-) – a to byłoby dla wszystkich przykre. Dlatego postanowiłem wyjaśnić kilka prostych kwestii, które warszawskie profesory nijak zrozumieć nie potrafią.

 

Historia żywa

 

My tu na Podkarpaciu żyjemy w wielopokoleniowych rodzinach. Jednym z tego efektów jest to, że nasza pamięć obejmuje rodzinne tradycje. Nie musimy sięgać do podręcznika, by przeczytać co też warszawscy mądrale mają do powiedzenia o historiach, które są żywe w zbiorowej pamięci pokoleń.

Patriotyzmu uczymy się na cmentarzach – przy grobach przodków, wspominając też tych których mogiły są gdzieś daleko.

Pierwszy raz zorientowałem się, że z tymi ludźmi dzieje się coś niedobrego, gdy Jarosław Kaczyński skrytykował antypolskie – jego zdaniem – działania władz PO, które przejawiały się między innymi uznaniem narodowości śląskiej. Pisał o tym, że taka narodowość to fikcja i w tym kontekście „śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej”.

Gazeta Wyborcza i inne media ogłosiły, że według Jarosława Kaczyńskiego po prostu: „Śląskość to zakamuflowana opcja niemiecka”.

Spotkało się to z krytyką ze strony polityków PiS i oskarżeniami o manipulację, ale to Jarosław Kaczyński musiał się tłumaczyć ze swoich słów.

Zrodziło się we mnie wówczas podejrzenie (narastające później przez lata), że problem leży gdzie indziej. Jakaś część ludzi jest po prostu tępa i nie rozumie słowa pisanego. Żadne odkrycie. Jednak tępak bywa bezczelny i arogancki – co czasem jest odbierane jako „przebojowość”. Pozwala mu to robić karierę. Na dodatek wyszliśmy z PRL – gdzie takich tępaków władza potrzebowała. Mamy więc nienaturalne stężenie tępaków u szczytów drabiny społecznej. To oni zdominowali tak zwaną „elitę” - i stąd ten problem.

Poniżej podam kilka przykładów na poparcie mojej tezy – wybrałem tylko te dotyczące Jarosława Kaczyńskiego. A przecież jest tego znacznie więcej i nie wszystkie Kaczyńskiego dotyczą (zob. np. zestawienie Ziemkiewicza).

Na początek wspomniana już śląskość:

 

Jarosław Kaczyński napisał:

Niedawno umieszczono, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego z 2007 roku, narodowość śląską w spisie powszechnym. Sąd Najwyższy słusznie bowiem wywiódł, że historycznie rzecz biorąc, niczego takiego jak naród śląski nie ma. Można dodać, że śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej.

Tuman zrozumiał: Śląskość to ukryta opcja niemiecka.


Jarosław Kaczyński powiedział:

"Prawo wolnego narodu, prawo do prawdy [...] Przychodzimy tutaj po to prawo bo jesteśmy wolnymi Polakami i chcemy być wolnymi Polakami. Chcemy być wolnymi Polakami. I chcemy, by ten kraj był nasz, był rzeczywiście nasz, by nikt nam nie narzucał obyczajów, by nikt nie ośmielał się uczynić tego, co czyniono w tym miejscu tak niedawno temu. [...] I domagamy się także innego prawa, prawa do tego, by móc czcić tych których czcić chcemy, tych którzy weszli do naszej historii, którzy dobrze służyli ojczyźnie i którzy tak nagle zginęli, którzy polegli pod Smoleńskiem. Mamy do tego prawo. Mamy do tego prawo jako obywatele, jako Polacy, jako w większości katolicy. I to prawo jest nam dzisiaj odbierane [...]"

Tuman zrozumiał: "Nadejdą jeszcze takie czasy, że prawdziwi Polacy dojdą do władzy"

 

Kończąca się kampania wyborcza jest określana mianem „brutalnej”. Bez wątpienia była ona czymś wyjątkowym.

 

1. Niesłychana była w niej skala chamstwa i kłamstwa.

Internet pełen jest popisów chamstwa oraz agresji i trudno ocenić zwolennicy której strony byli w tym „lepsi”. Jeśli jednak wziąć pod uwagę tylko polityków – to trudno znaleźć odpowiednika posła Nitrasa… Może Wojciech Cejrowski by sprostał – ale on nie jest politykiem (ani nawet zwolennikiem obecnej władzy). 

O żadnej symetrii mowy być nie może, gdy weźmiemy pod uwagę skalę zakłamania.

Cała kampania Rafała Trzaskowskiego toczyła się pod hasłem „dość dzielenia ludzi”. To niebywałe u przedstawiciela formacji politycznej ufundowanej na przekonaniu, że są czymś lepszym (zob. podkreślanie na każdym kroku, że reprezentują „młodych wykształconych z wielkiego miasta”). Mamy bez liku przykładów piętnowania i stygmatyzacji ich przeciwników. Tu już nawet nie chodzi o zwykłe podziały polityczne, ale o odmowę uznania większości społeczeństwa za godnych partnerów w demokratycznym procesie.

Obaj kandydaci bez wątpienia mówili dokładnie to, co zdaniem sztabowców należało powiedzieć, by przekonać ludzi. Jednak Rafał Trzaskowski wykazał się przy tym całkowitym brakiem zahamowań. Nawet Marsz Niepodległości przestał być dla niego demonstracją faszystów.

Takie zakłamanie nie byłoby możliwe bez dwóch kolejnych czynników, które w tej kampanii były wyjątkowe: sądów i mediów.

 

W niedzielę odbył się pogrzeb pułkownika Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Prezydent powiedział przy tej okazji, że to jest „przywracaniem godności Polsce”. Błędem byłoby odnoszenie tych słów wyłącznie do wydarzeń historycznych. Ta uroczystość była manifestacją odradzającej się polskości. Uczczeniem pamięci bohatera. Dla lewicy „zbrodniarza”.

Trudno przesądzać o ocenie działalności „Łupaszki” na podstawie komunistycznej propagandy. Jednak w ubiegłym roku ukazała się praca naukowa Pawła Rokickiego, opisująca zbrodnie wojenne na Wileńszczyźnie w połowie 1944 roku, o które autor oskarża „Łupaszkę”. Chodzi o akcję odwetową, jaką podjęli Polacy po zamordowaniu przez Litwinów 39 osób (w tym kobiety, starców i jedenaścioro dzieci) w miejscowości Gliniki. W odwecie zginęło 27 osób narodowości litewskiej w miejscowości Dubinki, w tym także kobiet i dzieci.

Fakty są bezsporne i krytycy pracy Rokickiego ich nie podważają. Jednak zarzucają autorowi pisanie książki pod tezę: Łupaszka był zbrodniarzem:

Rokicki, nie znając treści rozkazu „Łupaszki” dotyczącego odwetowego wypadu na Litwę, swoje przekonanie o odpowiedzialności dowódcy 5 BW za śmierć kobiet i dzieci, opiera wyłącznie na przypuszczeniach, pisząc m.in. „Z praktyki dowodzenia oddziałami partyzanckimi AK wynikałoby, że decyzję o sposobie przeprowadzenia akcji odwetowej podjął dowódca 5. Brygady AK rtm. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. Jak można wnioskować ze skutków akcji, za jej cel uznał on najwyraźniej zniszczenie w całości wybranych rodzin. Tak bowiem zamordowano większość ofiar – w grupach rodzinnych. Za wyjątek można uznać cztery przypadki rozstrzelania wyłącznie młodych mężczyzn, czemu nie towarzyszyły represje wobec ich rodzin. Wspominaną w niektórych źródłach przygotowaną przed akcją listę osób do zgładzenia powinno się zatem interpretować jako listę rodzin” (str. 61). [...]

Nasuwają oczywiste pytanie, czy mjr „Łupaszka”, przedstawiony przez Rokickiego jako zbrodniarz wojenny, powinien tam się znaleźć. Problem polega na tym, że przekaz sformułowany przez Rokickiego jest ułomny. Autor nie zdołał ustalić okoliczności zupełnie zasadniczych dla przesądzenia o winie dowódcy 5 BW. Przyjmuje jednak za bezsporne, że „Łupaszka” wydał rozkaz zabijania litewskich kobiet i dzieci, czym skazuje go na infamię w oczach czytelników i szerszej opinii publicznej. Prawi przy tym morały o prawdzie i „właściwej ocenie” wydarzeń i postaci. Cóż, może jednak zdałoby się więcej rozwagi i powściągliwości w formułowaniu tego rodzaju osądów? Także wówczas, gdy ceną za to mógłby być mniejszy rozgłos nazwiska autora książki”.

Na przykładzie „afery” jaką zrobiła polska „opozycja” z faktu, że Prezydent Obama nie spotka się w Waszyngtonie z Prezydentem Polski, widać doskonale jak działają w Polsce pracownicy mediów zwani „dziennikarzami”. Minister Waszczykowski wyjaśnił, że polska dyplomacja od początku miała informację, że przy okazji tego typu spotkań przywódców na jakie udaje się Prezydent Duda dłuższych spotkań bilateralnych nie ma. Nazwał wprost kłamstwem doniesienia dziennikarzy o tym, że Prezydent Obama odmówił spotkania z Prezydentem Dudą (nie mógł odmówić, skoro o takie spotkanie Prezydent Polski się nie ubiegał).

Do sprawy odniósł się Prezydent Duda, mówiąc: „Niektóre dyskusje, która się toczą w polskiej przestrzeni publicznej w takich kwestiach, są żenujące. Także niektóre informacje czy też sposób ich podania jest żenujący. Wczoraj niektóre media podawały, że pan przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk spotka się z prezydentem Obamą. Wszyscy się spotkamy, będzie oficjalna kolacja, wszyscy jesteśmy zaproszeni do Białego Domu i takie spotkanie będzie miało miejsce”.

Także niedawne wymysły naczelnego propagandysty „Rzeczpospolitej”, jakoby USA swoją politykę zagraniczną kształtowały pod wpływem polskiego sporu o TK zostały obnażone decyzją Pentagonu o rozmieszczeniu w Europie Wschodniej brygady US Army: „Gen. Philip Mark Breedlove, naczelny dowódca Sił Sojuszniczych w Europie tak dziś wyjaśniał decyzję Waszyngtonu: – Te plany to demonstracja naszego silnego i zrównoważonego podejścia do uspokojenia NATO-wskich sojuszników w obliczu agresywnej polityki Rosji w Europie Wschodniej”.

Jędrzej Bielecki kwituje te doniesienia kolejną banialuką: USA i tak nas obroni – pomimo sporu o TK. Upiera się też przy tym, że "Amerykanie od pewnego czasu potwierdzali, że Polska starała się o spotkanie Dudy z Obamą". Bez żadnych nazwisk i cytatów. Nadal też twierdzi - nie wiadomo na jakiej podstawie, że „spór ma także wpływ na stosunki gospodarcze, może wstrzymać plany inwestycyjne przede wszystkim tych firm z USA, które jeszcze nie znają Polski, nie są w niej obecne”. Kiedyś jeden z inwestorów w podkarpackiej Dolinie Lotniczej ujawnił szczegóły procesu decyzyjnego, który doprowadził do wyboru Polski na miejsce budowy. Pan Bielecki byłby chyba w wielkim szoku, gdyby słyszał jak wiele informacji i jak dokładnych jest branych pod uwagę.

Tym razem gazeta zachowała się na tyle przyzwoicie, że przynajmniej dopuściła krytyczne komentarze. Jeden z czytelników ocenił: „Może USA nie martwią się stanem dziennikarstwa w Rzepie, ale ja jej czytelnik coraz bardziej niepokoję się, kiedy poważna gazeta wpuszcza mnie w taki kanał”.

Niestety te banialuki z „poważnej gazety” idą w świat. Amerykanom chyba nie mieści się w głowie to, że „poważna gazeta” może wypisywać wyssane z palca brednie i w korespondencji z Polski powołują się na Jędrzeja Bieleckiego. I w ten sposób odmowa ze strony Baracka Obamy spotkania z polskim Prezydentem została ogłoszona światu, jako największa porażka polskiej dyplomacji.

Po raz pierwszy Polska obchodziła 1 marca Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Przypomniano sylwetki bohaterów. Wśród nich Generał August Emil Fieldorf pseudonim „Nil”, który po wyroku skazującym na śmierć mówił do żony: „Pamiętaj, abyś nie prosiła ich o łaskę!”. Młoda sanitariuszka AK Danuta Siedzikówna, pseudonim „Inka” tuż przed śmiercią prosiła: "powiedzcie babci, że zachowałem się jak trzeba". Ta postawa mocno kontrastuje z „historycznym kompromisem” Okrągłego Stołu – a takie porównanie samo się nasuwa.

Prawdą jest jednak również to, że po wojnie nie było mowy o żadnych rozmowach, a przed stalinowskie sądy trafiali nawet działacze legalnie działającego PSL'u.

Można i należy (dla zachowania narodowej tożsamości) odróżniać bohaterów od donosicieli i zdrajców – niezależnie od epoki. Jednak patrząc na te wydarzenia z perspektywy historycznej, okres stalinowski jest podobny do okresu stanu wojennego – pomimo bez porównania mniejszej liczby ofiar. Cele i skutki były podobne. Uderzono w polską inteligencję (w stanie wojennym zmuszono wiele osób do emigracji). Łamano ludzkie sumienia. W obu tych okresach trafiliśmy też pechowo na równolegle trwający w Europie Zachodniej niesamowity boom gospodarczy. Gdy polscy patrioci walczyli z komuną, na zachodzie rozpoczynał się „złoty okres kapitalizmu”. Gdy trwała wojna polsko-jaruzelska – rozkręcała się rewolucja naukowo-techniczna. Okrągły stół to też była zaprzepaszczona szansa, ale to już na własne życzenie.

Żołnierze Wyklęci doczekali się prawdy o sobie. Może nie całej prawdy. W filmie na temat Rotmistrza Pileckiego prezentowana była opinia Władysława Bartoszewskiego, że NKWD była bardziej niebezpieczna od Gestapo – bo Rosjanie doskonale znali mentalność Polaków i wiedzieli jak z nimi walczyć. Czy jednak ta walka byłaby rzeczywiście taka skuteczna, gdyby nie „żydokomuna”? Takie pytanie nie jest do pomyślenia, chyba że ze strony żydowskiego historyka, który równocześnie ubolewa nad idealizowaniem „polskiego patriotyzmu” (bo przecież inne nacje zawsze szukają tej ciemniejszej strony?).

 

Liberté! to niezależny liberalny magazyn społeczno-polityczny. „Głos wolny wolność ubezpieczający”. To motto liberalnego magazynu Liberte. Co to znaczy „głos wolny”? Czytając ich publikacje można uznać, że według nich wolno im napisać wszystko. Prawda nie ma żadnego znaczenia. Na podsumowanie 100 dni rządów Beaty Szydło opracowali tabelkę o postępie w realizacji wyborczych obietnic:

Co Lech Wałęsa podpisał?

Rok 2013: Nie znam żadnego przypadku, który by nie podpisał papierów SB. W tamtych czasach każdy podpisywał. Ja wtedy nie wiedziałem, że można nie podpisać, ale to nie było nic czego miałbym się wstydzić […]. Ja z nimi nie współpracowałem, w żadnym wypadku.

Po ujawnieniu „teczki Kiszczaka”: prawdą było że Pan zgubił pieniądze na kupno samochodu i dodatkowo kontrolowano Panu wydawanie pieniądze w pracach operacyjnych .W tedy ja się na Pana płaczącą prośbę zgodziłem podpisałem podobne papiery , ale Pan pod przysięgą obiecał że wszystkie te papiery wrócą do mnie a na pewno będą zniszczone . Był Pan nie esbekiem a kontrwywiadem .Nie widziałem Pana więcej po tym zdarzeniu , zastąpiono Pana myślałem wtedy różnie ,ale i tak że nastąpiła wpadka tego pomysłu i Pana usunięto . Bo jak Pan wie Pan zdobył moje zaufanie pewnymi Pańskimi zachowania mi które uznałem w tedy za sympatyzujące z moją walką .Ja Panu pomogłem i dotrzymałem słowa ,jednak dziś Pan musi powiedzieć prawdę A prawda jest że te materiały są podrobione a oparte na tamtym wytworzonym zdarzeniu .

Kilka dni później (w dniu w którym odbyły się demonstracje KOD oraz nastąpił przeciek, że Komisja Wenecka staje po stronie Targowicy): Jeszcze raz oświadczam nie uczestniczyłem w tworzeniu tych dokumentów .Zastanawia mnie czy tworzyła to władza komunistyczna czy już postkomunistyczną .To sią okaże po zbadaniu w układzie międzynarodowym niezależnie od wyników IPN. Nie można tego tak zostawić.