Pierwszy fragment książki Jerzego Wawro "REFORMATOŁ" (kolejne co 1-2 tygodni)

Wstęp

To nie jest książka o Leszku Balcerowiczu, choć on jest jej głównym bohaterem. Książka nie jest też w zamierzeniu próbą ukazania społecznego tła poprzez losy jednostki. To nie jest nowa „Kariera Nikodema Dyzmy” - choć spektakularna kariera Leszka Balcerowicza nie byłaby możliwa, gdyby nie tak zwane „elity” III RP. Może ktoś kiedyś sięgnie po ten temat i stworzy odpowiednie na jego miarę dzieło literackie. Niniejsza praca ma zgoła odmienne ambicje: ukazanie świata bez fikcji i opisanie prawdy której tak bardzo nam w życiu społecznym brakuje.

Leszek Balcerowicz to bez wątpienia jeden z jej największych autorytetów III RP, który „zna się” na gospodarce. To on przez lata nadawał ton „polskim przemianom”, a poważni ludzie z poważną miną martwili się, że jeśli zabraknie go we władzach III RP, to gospodarka się zawali. Obecnie jego dzieło chce kontynuować Ryszard Petru, który wzbudza zdumienie swą głupotą. Analiza działalności Leszka Balcerowicza skłania do wniosku, że obaj panowie są siebie warci. Ich społeczna ocena już się w zasadzie dokonała. Gdy Jarosław Kaczyński stwierdził1: „musimy odrzucić koncepcje szkodnika Balcerowicza” nikt specjalnie nie protestował. Jednak tej ocenie brak jest rzeczowego uzasadnienia. I ten brak postaram się w niniejszym dziele uzupełnić.

Przeprosiny

Zazwyczaj na początku książki umieszcza się dedykacje – choć czasami mają one ironiczny charakter. Z uwagi na charakter tego dzieła, bardziej stosowne od dedykacji wydają się jednak przeprosiny - skierowane do kilku polskich ekonomistów. Nie będę ich wymieniał – bo mogę kogoś pominąć. Chciałem ich przeprosić za stosowanie określeń „polska ekonomia” i „polski ekonomista” w pejoratywnym charakterze. Jestem przekonany, że taki wydźwięk tych określeń jest głęboko uzasadniony, choć samo bycie ekonomistą nie deprecjonuje przecież człowieka.

Polscy ekonomiści regularnie raczą nas tekstami absurdalnymi i szkodliwymi, które na dodatek pozostają bez polemiki. I właśnie ta bierność wobec zalewu głupoty skłania do stosowania uogólnień, które w niektórych przypadkach mogą być krzywdzące.

Bogusław Wolniewicz postawił tezę, że 5% książek to literatura, a 95% to makulatura. W przypadku książek ekonomicznych dokonanie takiej oceny utrudnia fakt, że duża część z nich opisuje lepiej lub gorzej funkcjonujący system gospodarczy. Tego typu dzieła są pożyteczne i należy docenić pracę ich autorów. Jeśli jednak pominiemy te historyczne i „techniczne” opracowania, to zaproponowana przez Profesora Wolniewicza proporcja będzie nazbyt optymistyczna. Zadziwia też to, że czasy przełomu 1989/1990 nawet w sferze faktograficznej są bardzo słabo opisane. To też jest kamyczek do ogródka polskich ekonomistów – twórców makulatury. Nawet krytyczne publikacje są w większości tak słabe merytorycznie, że trudno na ich podstawie zrozumieć to co stało się z polską gospodarką po 1989 roku. Stąd pomysł na stworzenie niniejszego opracowania.

Poszukując prawdy odkrywamy sens zdarzeń

Naturalnym dla każdej historii jest chronologiczny opis wydarzeń. Jednak nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Podejmowane czyny i głoszone idee mogą wynikać z obiektywnej oceny sytuacji lub subiektywnych ocen formułowanych na podstawie własnych przekonań. Choć te motywy są rzadko ujawniane – to one pozwalają zrozumieć sens podjętych działań. Aby zachować faktograficzny charakter książki, domniemane motywy działania będą traktowane jak hipotezy, dla których zaistniałe fakty są przesłankami. Konsekwencją takiego podejścia jest opis tematyczny, a nie chronologiczny. Dodatkowym argumentem za takim podejściem jest z góry założony cykliczny sposób publikacji (odcinki co 1-2 tygodni). Kolejne części będą stanowiły spójną i zamkniętą całość.

1. Socjalizm.

 

Dziecięce zabawy uczą nas radzić sobie w życiu dorosłym. Socjaliści chyba nigdy nie grali w cymbergaja. Ta gra polega na tym, że popychając grzebieniem lub linijką jedną z monet na stole zmieniamy ich układ na taki, który prowadzi do zwycięstwa. Potem kolejno swój ruch wykonują pozostali gracze a my możemy się tylko przyglądać. Tymczasem typowy socjalista ani na chwilę nie może przestać kontrolować sytuacji. Przecież gdyby nie jego troska – to wszystko by się zawaliło.

Polska droga od socjalizmu do kapitalizmu nie powinna była się ograniczać do przemian własnościowych, ale właśnie na odejściu od ciągłej kontroli. Początek był wielce obiecujący. Ustawa Wilczka wprowadzała w Polsce wolność gospodarczą. Potem jednak za „reformy” zabrał się socjalista z krwi i kości Leszek Balcerowicz. Tak zwany „Plan Balcerowicza” nie był kontynuacją wolnościowych przemian, choć tak był prezentowany. Zachodzące w gospodarce procesy wymagały wówczas rzeczywiście pewnych regulacji. Wykorzystano to jako pretekst do bardzo drastycznych interwencji. Regulacje wprowadzone przez Balcerowicza w rzeczywistości odwróciły proces rozwoju wolnej gospodarki.

 

Zajmijmy się na początek jednym z realnych problemów jakie wówczas występowały, a mianowicie brakiem równowagi podaży i popytu (słynne „puste pułki”). Wolna gospodarka potrafi sama osiągnąć taki stan. Co jej wówczas stało na przeszkodzie? Na pewno inflacja i system walutowy utrudniający rozwój wymiany handlowej z zagranicą (o tym jeszcze będzie mowa). Nie mniej ważna była jednak bezwładność przedsiębiorstw państwowych dominujących w sferze produkcyjnej. W kierownictwach przedsiębiorstw nierzadkie było przekonanie, że ważniejsze są wymogi formalne niż rynkowe.

 

Wbrew temu co można znaleźć w różnych kłamliwych źródłach (także w Wikipedii) pakiet ustaw przyjęty z końcem 1989 roku nie zawierał takiej, która „usuwała gwarancję istnienia wszystkich przedsiębiorstw państwowych niezależnie od ich wyników finansowych i efektywności produkcji, umożliwiała przeprowadzenie postępowania upadłościowego wobec przedsiębiorstw nierentownych2. Nowelizacja ustawy jedynie w niewielkim stopniu zmieniała zasady księgowania kapitałów firmy – zwłaszcza majątku trwałego3. Ustawa ta w połączeniu z innymi przyjętymi wówczas regulacjami stanowiła w rzeczywistości „pakiet dyskryminacji przedsiębiorstw państwowych”, który z wolnym rynkiem nic nie miał wspólnego. Wprowadzono:

  • dodatkowy podatek 15% - uzasadniany jako wpłaty na rzecz zysku (dywidendy);

  • wysoki podatek od wynagrodzeń (tak zwany „popiwek”), który nie tylko wprowadzał dodatkowe obciążenia, ale powodował utratę najlepszej kadry na rzecz prywatnego biznesu;

  • oderwany od rynkowych realiów obowiązek zwiększania wartości środków trwałych, które miało urealnić tą wartość w warunkach inflacji; współczynnik urealnienia ustalali urzędnicy, wzrost wartości dawał fikcyjne zyski (do opodatkowania)

  • obowiązek odsprzedaży państwu dewiz uzyskanych z eksportu po kursie wymyślonym przez urzędników z NBP

Do tego trzeba dodać chory (dyskryminujący) system kredytowania – ale to temat wart odrębnego potraktowania. Ważniejsze jednak jest to, czego w „Planie Balcerowicza” zabrakło. Nie ma wolnorynkowej gospodarki bez ryzyka – także upadłości. Tymczasem sensowne prawo upadłościowe pojawiło się dopiero w roku 1993 - długo po odejściu Balcerowicza z rządu4.

Gdyby w roku 1990 wprowadzono równe zasady działania dla wszystkich – to zapewne część przedsiębiorstw państwowych by padła. Co za różnica czy padły wskutek mechanizmów rynkowych, czy dlatego, że je socjalista zniszczył? Duża. Mechanizmy rynkowe nie działają w sposób nagły (chyba, że za mechanizmy rynkowe uznamy machinacje bankierów). Gospodarka kraju - nawet najbardziej zacofana - zaspokaja potrzeby ludności, które przecież nie zanikają z dnia na dzień. Zwłaszcza gdy – tak jak w PRL-u - rozwarstwienie społeczne nie jest duże, więc konsumpcja luksusów (od której można się bez problemów powstrzymać) stanowi margines. Sensowne uwolnienie gospodarki wprowadza dodatkowy element konkurencji powodując zastępowanie najmniej konkurencyjnych przedsiębiorstw przez konkurencję (także import). Daje więc impuls do rozwoju.

Wprowadzone mechanizmy nie zachęcały nawet przedsiębiorstw państwowych do upłynnienia zapasów, które zalegały w magazynach i były wyceniane bez związku z rynkową wartością. Nikt dyrektorom nie powiedział: zapomnijcie o bilansie, bo w kapitalizmie liczy się rachunek wyników a od wypracowanego zysku zależy wasz los. Takie uwolnienie wykraczało poza horyzonty myślowe socjalistów.

Gdy brak rentowności nie wynika z mechanizmów rynkowych – nie ma naturalnego rozwoju i w miejsce wzrostu pojawiają się tendencje spadkowe. Analiza PKB może więc pozwolić na zgrubną ocenę tego, co działo się z polską gospodarką. Dane wyliczone w ramach projektu Maddison5 ukazują PKB na mieszkańca w wartościach możliwych do porównania zarówno historycznie jak i w skali międzynarodowej (podstawą jest siła nabywcza w dolarach z roku 1990):


Takie załamanie PKB jakie mieliśmy na początku lat 80-tych i 10 lat później występuje tylko w dwóch sytuacjach: wielkiego kryzysu lub wojny. Mieliśmy w rzeczywistości dwie wojny: pierwszą wytoczył Jaruzelski narodowi, drugą Balcerowicz wolnej gospodarce.

Warto w tym miejscu przypomnieć los jednej z ofiar tej drugiej wojny (która miała znacznie więcej ludzkich tragedii na sumieniu, niż ta pierwsza). Chodzi o Lecha Grobelnego6, którego okrzyknięto pierwszym aferzystą III RP. Jak pisał Janusz Korwin-Mikke (dziwny facet, który potrafi ideę wolności sprowadzić do absurdu)7: „Klienci BKO otrzymywali znacznie wyższy procent niż klienci PKO. BKO trzeszczała w szwach od pieniędzy. Ci co pierwsi włożyli tam swoje oszczędności naprawdę otrzymywali umówiony procent (z wkładów następnych klientów oczywiście). […] Aż zabrakło następnych frajerów. Grobelny zwiał za granicę zabierając resztki tego co zostało”. Nie wiadomo czy zwiał, czy jak twierdził – wyjechał na urlop. Faktem jest, że zgodnie z dokumentami w BKO było 6mln, które gdzieś wyparowało w czasie jak Grobelny siedział w więzieniu. Siedział niesłusznie, bo jego biznes był jak najbardziej legalny. Stworzono legendę (przytaczaną przez JKM) „piramidy finansowej” - ale ten biznes nie polegał na wypłatach tego co wpłacili następni, tylko na inwestowaniu w walutę (a więc legalnych wówczas spekulacjach walutowych). Coś jak „kredyty frankowe”. Skala działalności nie była tak duża, żeby człowiek obdarzony wiedzą i intuicją nie mógł liczyć w tych czasach na sukces w tym biznesie. Jednak plan Grobelnego nie brał pod uwagę jednego ryzyka: wyczynów Balcerowicza, który wprowadził oderwany od rynkowej wyceny, stały kurs dolara i utrzymywał go przez wiele miesięcy. Grobelny zaryzykował i stracił (a z nim jego klienci). Codzienność w kapitalizmie i na pewno nie materiał na sprawę karną (co najwyżej cywilne dochodzenie wierzycieli). Tymczasem patronujący Balcerowiczowi Wałęsa zapowiedział, że puści Grobelnego w skarpetkach …. Po wyjściu z więzienia Grobelny spacerował w skarpetach po mieście. Zaczął też w 2007 roku dochodzić sprawiedliwości. Chciał przed sądami (w Polsce, a jak trzeba i za granicą) uzyskać odszkodowanie za niesłuszne uwięzienie. Wówczas ktoś go zabił. Media orzekły, że na pewno jakiś wierzyciel sobie przypomniał o stracie…. W każdym razie jedno z potencjalnych źródeł informacji o tym, jak funkcjonował „wolny rynek” ucichło, a wszyscy potencjalni naśladowcy dowiedzieli się, że handel pietruszką to owszem jest wolny, ale od finansów wara….

 

Najciekawszym efektem socjalistycznego myślenia Balcerowicza była hiperinflacja, którą wywołał on w roku 1990. Polscy ekonomiści przytaczając dane o inflacji rocznej dowodzą, że „Plan Balcerowicza” przyczynił się do stłumienia inflacji. Jeśli jednak zestawimy dane GUS w okresach miesięcznych – obraz wygląda zgoła inaczej:

Na tym wykresie zaznaczono trzy punkty:

  1. sierpień 1989 - M. Rakowski uwalnia ceny żywności.

  2. październik 1989 - następuje automatyczna, kwartalna indeksacja płac (zgodnie z ustaleniami "Okrągłego stołu"); później podniesiono także renty i emerytury;

  3. Początek roku 1990: Rząd Mazowieckiego dokonuje drastycznej podwyżki cen.

Jak widać, ten wykres może być doskonałą ilustracją reakcji rynku na impulsy inflacyjne. Pierwszy z impulsów (A) był związany z poszerzeniem sfery wolnego rynku. Drugi wynikał z regulacji których zaniechano – więc jest on do pominięcia. Trzeci to efekt działania Balcerowicza i to on ponosi główną winę za gigantyczną inflację roku 1990.

Mieliśmy wówczas w Polsce wolny rynek z niewielką ilością cen regulowanych przez państwo. Te ceny oczywiście także musiały być podniesione, by zrównoważyć inflację (taki charakter miały podwyżki z września i października 1989 roku). Ale jeśli ceny regulowane podnosimy znacząco więcej, niż wynosi inflacja, to stanowią one dodatkowy impuls inflacyjny. Pomyślmy co by się stało gdyby teraz podniesiono ceny energii czterokrotnie!

Jaki był więc cel podnoszenia cen w styczniu 1990 roku? Nadążanie za inflacją, czy wywoływanie inflacji? Bałcerowicz nie pozostawia najmniejszych wątpliwości8: "Wzrost cen dotowanych nośników energii musiał być na tyle duży, żeby nie trzeba było przez co najmniej kilka miesięcy dokonywać kolejnych podwyżek. Poziom ustalona następująco: ceny węgla i gazu podwyższono czterokrotnie, elektryczności trzykrotnie, taryfy kolejowe pasażerskie o 250 % zaś towarowe dwukrotnie. Dzięki temu ceny w następnych miesiącach mogły rosnąć znacznie wolniej".

Powyższa wypowiedź może być wyjaśnieniem tego, dlaczego dotąd polska ekonomia unika opisu prawdziwego przebiegu zdarzeń. Jest to tak głupie, że ekonomiści stają wobec tego bezradni ;-)


Przypisy:

3 http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19890740437 Ustawa z dnia 31 stycznia 1989 r. o gospodarce finansowej przedsiębiorstw państwowych.

6 http://pejzaz.blogspot.com/2013/06/kto-zabi-lecha-grobelnego.html#.WISJ73XhC_5 Janusz Szostak „Kto zabił Lecha Grobelnego”

7Jansz Korwin-Mikke „Naprawić Polskę – no problem” str. 79