W Polsce nie brak opinii, że 3 RP to państwo zbudowane na kłamstwie. Przykładem może być tekst „III RP ZBUDOWANA BEZ PRZELEWU KRWI. i BEZ PRAWDY” opublikowany w rocznicę 25-cio lecia przez Frondę. Jednak na pytanie o to, kto konkretnie kłamał i w jakiej kwestii odpowiedzi trudno znaleźć. Samo się przecież nie kłamie - „jak brzmi samo i samo się błyska”.... ;-).

Przecież wszyscy to widzieli i słyszeli. Ćwierć wieku to chyba także dość czasu, aby wszyscy zrozumieli – jaka była prawda i w czym deklaracje przywódców się z tą prawdą rozmijały.

Opis zamierzeń w sferze gospodarki zostały sformułowane przez Leszka Balcerowicza, gdy przedstawiał pakiet ustaw, które zostały nazwane mianem „Planu Balcerowicza”.

Czy napisanie/powiedzenie, że wówczas kłamał przekracza możliwości intelektualne Polaków? A może chodzi o coś innego? Wiara w 3RP ma charakter parareligijny, więc oskarżenie o cokolwiek jej twórców może podlegać pod przepisyo ochronie uczuć religijnych. Póki jednak wyznawcy 3RP nie zalegalizują swej religii, a Leszek Balcerowicz nie zostanie oficjalnie uznany za bóstwo, możemy się zastanowić nad jego kłamstwami.

Jak mogłoby brzmieć jego przemówienie z grudnia 1989 roku, gdyby mówił prawdę? A co powinien powiedzieć, gdyby miał szklaną kulę i chciał ująć w wystąpieniu wszystkie skutki swych działań? To nie są pytania bezsensowne. Ludzie twórczy często tworzą post factum legendę opisującą swe działania. Najczęściej po prostu wiążą osiągnięty sukces z podejmowanymi rozmyślnie działaniami. Skoro 3RP jest sukcesem, to czego tu się wstydzić? Czyż takie podsumowanie nie powinno być przyjęte z entuzjazmem?

Zacznijmy od przemówienia, jakie mógł Leszek Balcerowicz sformułować w zgodzie ze swymi poglądami w roku 1989. Sądzę, że on się zgodzi z tezą, że poniższy tekst opisuje prawdziwe intencje i zamierzenia. Łatwo też zrozumieć, dlaczego nie zostało to wprost powiedziane. Balcerowicz jest chyba jedynym bohaterem „Doktryna Szoku” autorstwa Naomi Klein, który wprost przedstawił swe motywacje w sposób w pełni zgodny z opisem kanadyjskiej autorki. „Terapia szokowa” musiała być wykonana szybko, zanim społeczeństwo zorientuje się w rzeczywistych skutkach podjętych działań.

A oto hipotetyczny tekst przemówienia:

 

Szanowni Państwo,

 Polska stoi przed wyborem drogi rozwoju w latach następnych. Nasz wybór nie jest zupełnie swobodny, ale musi uwzględniać interesy naszych protektorów, formułowane przez Georga Sorosa. Nie możemy zaakceptować skrajnych propozycji, jak przejęcie całej własności państwowej przez dużą spółkę akcyjną, której akcje zostałyby sprzedane na giełdzie. Zresztą wydaje się, że to była poważna propozycja, a jedynie stanowisko negocjacyjne. Interesy ludzi reprezentowanych przez Sorosa w pełni zabezpiecza przyjęcie przez Polskę Konsensusu Waszyngtońskiego. Naszym wierzycielom nawet bardziej bowiem odpowiada uzyskanie przez Polskę zdolności obsługi długu, niż jego ewentualna spłata. A Konsensus Waszyngtoński taką zdolność praktycznie gwarantuje. Wśród wszystkich zaleceń składających się na tą koncepcję, kluczowe znaczenie mają dwa: liberalizacja w handlu międzynarodowym i prywatyzacja. Dlaczego? Ponieważ zacząć musimy od działań zmierzających do uzyskania wymienialnego pieniądza. Musimy więc włączyć polski system finansowy do systemu światowego. Jak to zrobić? Odpada wariant amerykański, bo złoty nie ma szans stać się walutą rezerwową, taką jak dolar. Pozostaje więc zapewnienie wymienialności dzięki wymianie handlowej. Do takiego otwarcia trzeba woli dwóch stron. Tu jednak pojawia się poważny problem, gdyż państwa zachodnie obawiają się, że tania energia i tania siła robocza może sprawić, że polskie towary – choć gorszej jakości (co zresztą może się szybko zmienić), będą wypierały towary rodzimych gospodarek. Dlatego ceny energii zostaną drastycznie podniesione – o kilkaset procent. Nie możemy równocześnie podnieść wynagrodzeń, bo to wzmocniłoby tylko impuls inflacyjny, sprawiając, że jedynym skutkiem globalnym byłaby szybka utrata wartości pieniądza. A nam przecież nie o to chodzi, by ceny towarów rosły w Polsce, ale aby były mniej konkurencyjne na rynkach zagranicznych. Dlatego w miejsce uzgodnionej przy Okrągłym Stole indeksacji wprowadzimy mechanizmy blokujące wzrost wynagrodzeń.

 

Drugim istotnym czynnikiem, zapewniającym włączenie polskiej gospodarki do współpracy w ramach globalnej wioski, jest prywatyzacja. Prywatyzacja ma nie tylko istotne znaczenie dla nadania odpowiedniego kierunku rozwojowi gospodarczemu (do czego wrócę w dalszej części wypowiedzi). Dzięki niej, podmioty zagraniczne mogą uczestniczyć w przejmowaniu kontroli nad naszymi mocami wytwórczymi, co będzie dodatkowym czynnikiem, ułatwiającym naszą integrację z gospodarką światową. Jeśli polska firma zostanie przejęta przez globalną korporację, to przecież nie będzie ta korporacja oponować przeciw otwarciu rynków z obawy przed konkurencją. To ona decyzjami administracyjnymi będzie decydować gdzie i co będą Polacy sprzedawać.

 

Poza otwarciem gospodarki, o którym dotąd mówiłem, potrzebny jest mechanizm stabilizacji wartości waluty. Jego budowa musi zająć trochę czasu, ale też złotówka nie musi być w pełni wymienialna natychmiast. Musimy więc stworzyć struktury rynku finansowego – na wzór tych znanych w innych krajach. Ale przede wszystkim musimy zgromadzić odpowiednie rezerwy walutowe. Zostanie do tego wykorzystany mechanizm emisji pieniądza. NBP drukując pieniądze proporcjonalnie do potrzeb rosnącej gospodarki. Aby je wprowadzić do obrotu, NBP musi coś za nie kupić. Należy zabronić kupowania długów rządu, bo to nie byłoby zgodne z zarysowanymi celami przemian. NBP będzie kupował obligacje USA i innych krajów, gromadząc w ten sposób rezerwy walutowe. Popyt na złotówki będzie utrzymany dzięki prywatyzacji i korzystnemu kursowi PLN/USD. Dodatkowymi atutami mogą być wysokie oprocentowanie w bankach oraz usztywnienie kursu wymiany. Stworzy to bardzo dogodne warunki inwestowania. Kupując złotówki, będzie można je zainwestować na wysoki procent w Polsce, mając zapewnioną możliwość wymiany w drugą stronę, bez ryzyka kursowego.

 

Jak widać, dwa powiązane ze sobą filary proponowanych przemian to prywatyzacja oraz otwarcie naszej gospodarki. Tworzymy prostu dogodną przestrzeń dla inwestorów, a ich działalność z pewnością przełoży się na rozwój całej gospodarki i Polakom będzie relatywnie lepiej. Należy jednak zerwać z socjalistycznym przesądem, że możliwy jest „dobrobyt dla wszystkich”. Nawet w Niemczech, gdzie takie hasło sformułował Erhard, przecież istnieją duże różnice w społeczeństwie. Słowa Erharda można uznać co najwyżej za zasłonę dymną. On tak naprawdę dokonał zmian w duchu liberalnym. Takich samych, jak później zrealizowała Margaret Thatcher. Ona bez owijania w bawełnę stwierdziła, że celem jest wzrost nierówności w społeczeństwie. Dlatego w Polsce także pójdziemy tą drogą. Musimy zbudować mechanizmy pozwalające na bogacenie się ludzi zaradnych – choćby nawet kosztem reszty (naturalny wzrost nierówności byłby zbyt wolny). Tu znów z pomocą przychodzi prywatyzacja. Zagraniczni „inwestorzy strategiczni” będą zainteresowani dużymi przedsiębiorstwami. Cała masa mniejszych zakładów może przejść w ręce prywatne na wiele różnych sposobów. W tych działaniach pewne naturalne preferencje uzyskają funkcjonariusze dotychczasowego systemu. Jest to o tyle korzystne, że skierują swą energię na przejmowanie własności, zamiast na opór wobec przemian. Z funkcjonariuszy zrobimy więc kapitalistów. Ten proces zresztą już się zaczął pod rządami ustaw zwanych ustawami Wilczka. Trzeba jednak powiedzieć, że w wielu kwestiach przepisy ustawy Wilczka są zbyt ogólne albo zbyt daleko idące. Zwiększenie poziomu kontroli w sytuacji, gdy udział własności prywatnej będzie się zwiększał, jest konieczne. Nakładane ograniczenia dadzą też dodatkowy efekt sprzyjania pogłębianiu nierówności (powstające ograniczenia utrudnią konkurencję ze strony słabszych podmiotów).

 

Aby te zmiany priorytetów naszej gospodarki zostały zaakceptowane, konieczne jest szybkie zerwanie ze spuścizną komunizmu w spektakularny sposób. Koniec z pustymi pułkami. To prostsze niż się wydaje. Przy istniejącej na świecie nadprodukcji, jedynym pytaniem będzie kto i czym może za to zapłacić. Mamy dwa rodzaje aktywów na zbyciu: prawa własności i tania siła robocza. W pierwszej kolejności będzie to więc własność polskich przedsiębiorstw, wraz z którą inwestorzy będą kupować dostęp do polskiego rynku. To bardzo ważne, gdyż słabej jakości towary (których wszakże i tak jest zbyt mało) zostaną wyparte przez produkty sprywatyzowanych fabryk. Mechanizmy rynkowe doprowadzą do równowagi poprzez ukształtowanie cen zależnych od popytu. Przed nadmiernym wzrostem cen chronić będzie nas fakt, że praca naszych pracowników będzie konkurencyjna wobec ich zachodnich odpowiedników, a więc i popyt będzie pod kontrolą.

 

Drugim istotnym mankamentem komunizmu była propaganda. Nie możemy odrzucić wszelkich form propagandy, gdyż wówczas bezrozumny motłoch zyskałby większość, blokując reformy. Odrzucimy propagandę uzasadniającą działania władzy interesami ogółu. Nawet gdyby była to prawda, to szary człowiek nie jest w stanie ocenić intencji. Jli jednak postępując zgodnie z nową ideologią, uzyska osobiste korzyści, będzie to dla niego potwierdzeniem dobrego wyboru. Nowa propaganda musi być oparta na dobrowolnym uczestnictwie. Jeśli ktoś uzna na przykład, że chciwość jest cnotą, to postępując wedle zasady chciwości z dużą dozą prawdopodobieństwa uda mu się wzbogacić. Ta wspólnota ludzi zadowolonych ze zmian, uzyskujących coraz większe środki kontrolowania reszty, będzie trwałym fundamentem dla władzy. Doświadczenia innych krajów pokazują, że nawet niewielka procentowo wspólnota beneficjentów wystarczy dla zapewnienia trwałości rządów. Krytycy będą neutralizowani obawą o zarzut własnej nieudolności: my potrafiliśmy się dorobić dzięki własnej pracy i sprytowi, to czemu ty się nie weźmiesz do roboty, tylko obnosisz się ze swą nieudolnością?

 

 

 

Treść powyższego przemówienia wyraża w moim przekonaniu poglądy i zamierzenia Leszka Balcerowicza w roku 1989. W każdym razie dobrze tłumaczy wszystkie podjęte działania.

 

Plan był jak widać całkiem prosty i został opisany już w Biblii (niejaki Ezaw sprzedał swe dziedzictwo za michę). Krytycy mogą uznać, że ten plan przypomina stary dowcip, wzięty na poważnie: wypowiedzmy wojnę Ameryce i poddajmy się. Nie sądzę jednak, aby w roku 1989 ktokolwiek rozpatrywał przemiany w kategoriach reakcji na groźbę agresji. W następnej części zastanowimy się jednak, co powinien był powiedzieć Balcerowicz rodakom, gdyby miał szklaną kulę i chciał ująć w jego Wielkim Planie wszystkie „sukcesy” III RP.

 

 

Jerzy Wawro, 8-06-2014

 

ilustracja pochodzi z czasopisma "Filozoficznie", na łamach którego zadaliśmy Leszkowi Balcerowiczowi szereg pytań, które nigdy nie znalazły odpowiedzi (http://www.filozoficznie.pl/1/03_pytania_do_LB.pdf).