Bardzo interesujące zestawienie poglądów wyrażanych w sondażach wskazuje, że „Przeciętny Polak chce by państwo silnie regulowało rynek i prowadziło aktywną politykę gospodarczą” [zob. www.obserwatorfinansowy.pl]. Według tych opinii sondażowych „Polska powinna mieć zróżnicowany ze względu na płeć staż pracy uprawniający do pobierania świadczenia emerytalnego, służby mundurowe należałoby na specjalnych warunkach włączyć do powszechnego systemu emerytalnego, rolnicy nie powinni być już w KRUS; górnicy nadal mieliby preferencje emerytalne; NFZ trzeba zlikwidować, ale wprowadzić jakąś formę konkurencji rynkowej w ochronie zdrowia przy zachowaniu powszechnego systemu ochrony zdrowia; trzeba wprowadzić progresywną podatkoskładkę; a także wprowadzić system powszechnego świadczenia społecznego – może np. gwarantowanego dochodu podstawowego, bo Polacy lubią powszechne świadczenia pieniężne”.

Autor tego zestawienia kończy je uwagą, że tego jeszcze żadna partia nie proponuje. Nie proponuje – bo to jest niespójne. Gwarantowany dochód podstawowy raczej trudno pogodzić z nieco tylko zreformowanym systemem emerytalnym (naturalnym jest traktowanie tego dochodu po przejściu na emeryturę jako emerytury obywatelskiej).

Ciekawszym jednak jest inny problem: czy to jest program socjalistyczny? W ten sposób ludzie przeciwni prowadzaniu pro-socjalnej polityki wykorzystują od lat polską awersję do socjalizmu/komunizmu. Najnowszy artykuł Rafała Wosia – znanego krytyka neoliberalizmu - może być argumentem za tym, że socjalizm rzeczywiście nam zagraża. To przykre ale i bardzo pouczające – zrozumieć, że ten znany dziennikarz jest de facto marksistą. Nad PiS’em najwyraźniej czuwa opatrzność Boża – skoro Woś stał się zaciekłym wrogiem władzy, a nie jej doradcą ;-)

Według Wosia świeżość oferty neosocjalistów polega na tym, że „nie godzą się na demokrację, w której partie w niczym się od siebie nie różnią i od lat przekierowują konflikt polityczny z bazy w nadbudowę”. Czyli – innymi słowy – prawdziwy konflikt polityczny jest konfliktem klasowym!

Ta marksistowska brednia nie jest do pogodzenia z chrześcijańską nauką społeczną, wedle której podmiotem jest wspólnota narodowa, a nie klasa (błąd kolektywizmu) lub wyalienowana ze społeczeństwa jednostka (liberalny błąd indywidualizmu). Więcej na temat tego rozróżnienia można poczytać w książce Karola Wojtyły „Osoba i czyn” lub artykule „Prawica, lewica, socjalizm i kapitalizm”. Tylko chrześcijański personalizm chroni nas przed błędami socjalizmu lub liberalizmu. Przytoczone na wstępie wyniki badań wskazują na to, że Polacy odrzucają liberalizm, ale to nie znaczy – że chcą socjalizmu. Ludzie nie są równi, ale tworzą wspólnotę (‘jeden drugiego brzemiona noście’). Zło wynika z występków przeciw dobru (także w wymiarze społecznym – dobru wspólnemu), a nie z przynależności do jakiejś klasy. Nawet wyalienowana ze społeczeństwa pseudo-elita nie stanowi żadnej „klasy”, a jedynie grupę interesów. Wbrew temu co się roi naszym liberałom – różnica między klasą a grupą interesów jest fundamentalna. Marksistowska klasa społeczna jest definiowana poprzez konflikt (z innymi klasami), który jest motorem zmian. Grupa interesów nie musi wcale być w konflikcie ze społeczeństwem, albo inną grupą interesów. Wspomniana „elita” mogłaby przecież służyć społeczeństwu, zamiast obnosić się ze swoim poczuciem wyższości. Nawet jeśli interesy poszczególnych grup są sprzeczne, nie mamy do czynienia z konfliktem klasowym, o ile nadrzędną pozostaję troska o dobro wspólne. Dobrym przykładem jest sprzeczność interesów pielęgniarek i lekarzy. W sytuacji ograniczonych funduszy na ochronę zdrowia, wzrost wynagrodzeń pielęgniarek musi ograniczać wzrost wynagrodzeń lekarzy. Obie te grupy społeczne zapewniają jednak, że nadrzędne jest dla nich dobro pacjenta i nie występują przeciw sobie. Mądra polityka państwa zapobiega temu, by ta sprzeczność interesów przekształciła się w konflikt klasowy (socjalizm) lub darwinizm społeczny (do którego prowadzi liberalizm).

 

Dzięki temu, że do władzy w Polsce doszła prawica wyczulona na potrzeby społeczne, mamy szansę na stworzenie unikalnego ustroju, opartego na społecznym nauczaniu Kościoła Katolickiego. Tak zrobili Niemcy po wojnie i to było podstawą ich sukcesu.

Jednak samo odrzucenie indywidualizmu i kolektywizmu nie wystarczy. Obie te postawy mają część wspólną, którą jest radykalizm. Rafał Woś w cytowanym na wstępie artykule pisze o radykalizmie neoliberalnym na którym wzorować się ma radykalizm neosocjalistów. Przeciwieństwem radykalizmu jest odpowiedzialność. Czyli realizm i racjonalizm. Nie wystarczy zadekretować „dobrą zmianę”. Potrzeba stałego wysiłku, odrzucenia doktrynerstwa i połączenia odwagi z rozwagą. To wszystko idealnie pasuje do nauczania głoszonego przez Papieża Franciszka w czasie ŚDM w Krakowie!

Polacy nie są ani socjalistami ani liberałami. Przedkładają racjonalizm nad radykalizm. Niestety brakuje nam elit, które wypełniłyby to zapotrzebowanie na mądrość. Zamiast tego mamy idiotyczną „opozycję totalną”. Na spotkaniach z Papieżem w Krakowie było wielu młodych profesjonalistów. To ich aktywności potrzeba nam obecnie najbardziej.