Przedsiębiorcy tworzą miejsca pracy. Ale którzy robią to najlepiej? A którzy raczej specjalizują się w ich likwidowaniu? Pokłóciło się o to właśnie kilku wpływowych amerykańskich ekonomistów.
Zaczął szef chicagowskiego oddziału Fed Jason Faberman, który wygłosił kilka dni temu przemówienie pod hasłem: „To nie mali, to młodzi”. Chodziło mu o skorygowanie pewnego mitu, który – jego zdaniem – narósł wokół dyskusji o przedsiębiorczości. Czyli przekonania, że największy potencjał do tworzenia nowych miejsc pracy tkwi w sektorze drobnej przedsiębiorczości. Bo gdy chodzi o tworzenie nowych miejsc pracy, to – zdaniem Fabermana – małe firmy niekoniecznie są graczami bardzo perspektywicznymi. Cztery piąte z nich prawie w ogóle nie zatrudnia, zadowalając się szybko osiągniętym poziomem działalności. I nie pretendując do niczego więcej. Tylko jedna na pięć małych firm to prawdziwa gazela. Czyli przedsiębiorstwo młode i prężne, które chce się szybko rozwijać. A jak gazela zatrudnia, to na całego. Bo wie, że droga do rozwoju wiedzie przez zwiększanie skali działalności.
Z gazelami jest jednak jeden problem. Mają zarówno wysokie wyniki zatrudniania, jak i... zwalniania. Pokazali to dobrze John Robertson i Ellyn Terry z Fed w Atlancie. Przebadali oni dane dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy w gospodarce USA w latach 1987–2011. I wrzucili na bardzo sugestywny wykres. Widać na nim żelazną zależność. Mianowicie im firma młodsza, tym słabszy jest jej wynik netto (czyli różnica pomiędzy stworzonymi i zredukowanymi miejscami pracy). Dużo lepiej wypadają na tym tle przedsiębiorstwa między 6. a 10. urodzinami. Zatrudniają dwa razy mniej pracowników, ale i dużo mniej zwalniają. Prawdopodobnie te 6–10 lat to złoty okres dla każdej firmy. I dla jej pracowników. Interes już okrzepł. A jeszcze nie ma pokus, by wchodzić w nowe ryzykowne przedsięwzięcia i ciąć koszty (głównie pracy) w poszukiwaniu środków na ich sfinansowanie. Gdy firma kończy 10 lat, wynik tworzenia miejsc pracy netto znowu się pogarsza. Choć nie tak znowu dramatycznie.
A co z wielkością przedsiębiorstw? Tu z kolei Robertson i Terry zadają kłam tezie o małych i prężnych. Bo z ich opracowania wynika, że im firma większa, więcej (netto) daje pracy. Nie zapominajcie więc ani o starych, ani o dużych. Oni też dają pracę – apelują ekonomiści z Atlanty. Dokładnie zaprzeczając swojemu koledze z Chicago, który postulował, by skoncentrować się na ułatwianiu zakładania nowych firm, z czym od czasu kryzysu w Ameryce jest dość krucho.
W pewnym sensie pogodził ich wszystkich dopiero Robert B. Reich. Ekonomista z Berkeley i były minister pracy w administracji Billa Clintona. Pisząc: nie wiem, czy więcej pracy dają mali, czy duzi. Wiem natomiast, że na pewno nie robią tego... drodzy. A już na pewno nie jest tak, że poziom zatrudnienia pozostaje w jakimkolwiek związku z aktualną rynkową wyceną firmy. Bo przecież WhatsApp zostało właśnie kupione przez Facebooka za 19 mld dol. (tylko mała część w gotówce, a reszta w akcjach). Dodajmy, że zatrudnia zaledwie... 55 osób. W tym dwóch swoich ojców założycieli: Jana Kouma i Briana Actona.
Reklama