Najciekawsze z rozmów nagranych przez „kelnerów” najpewniej nigdy nie ujrzy światła dziennego. Należą do nich rozmowy Jana Kulczyka z politykami rządzącej partii. Jan Kulczyk to nie jest bowiem jakiś minister – to biznesmen czasów przełomu, gdy rodził się polityczny kapitalizm w cieniu służb specjalnych.

Niedawno Financial Times pisał na temat tego „wizjonerskiego biznesmena”: Jan Kulczyk zbił majątek na prywatyzacji z początku lat 1990. podczas burzliwej transformacji Polski w stronę gospodarki rynkowej. W ostatnich latach wydawało się, jakby dryfował, próbując zbudować międzynarodowe imperium biznesowe bez oparcia o jego aktywa, najłatwiej dające się przekuć na pieniądze: głęboką znajomość Polski i doskonałe kontakty z polskim biznesem i rządem.

Krótko mówiąc podstawowym kapitałem Kulczyka są jego „kontakty” z politykami, które potrafi on przekuć na żywą gotówkę. Joanna Solska tak opisuje wizjonerską strategię doktora Kulczyka:

W polskim biznesie zaczęło się wtedy upowszechniać przekonanie, że jeśli ktoś ma na oku jakiś interes z państwem, nie zrobi go bez pośrednictwa Doktora. To Kulczyk Holding, jako posiadacz 20 proc. akcji drugiego co do wielkości polskiego ubezpieczyciela – Warty, szukał dla niej inwestora zagranicznego. Plotkowano też, że gdyby nie doktor Jan, nawet Elektrim, wówczas blue chip polskiej giełdy, nie dostałby koncesji na telefonię komórkową Era GSM. Kiedy wyszło na jaw, że Kulczyk zagwarantował sobie prawo odkupienia od Elektrimu sporego pakietu akcji po cenie nominalnej, wybuchł skandal, w wyniku którego prezes giełdowej spółki Andrzej Skowroński stracił pracę. Złośliwi zamiast Kulczyk, mówili – kluczyk. Otwiera wszystkie drzwi. Era to był inwestycyjny złoty strzał Doktora. Za swoje udziały w 1996 r. zapłacił 16 mln zł. Po trzech latach sprzedał je za 825 mln zł.

 Kulczyk kupuje Ciech

W czasach, gdy trwało nagrywanie Jan Kulczyk realizował kolejny swój deal z rządem. Kupował Ciech. Ciech to bardzo dobra spółka. W marcu bieżącego roku „Rzeczpospolita” informowała („Jan Kulczyk wraca do prywatyzacji. Teraz Ciech”):

Jeszcze w 2012 r. Ciech stał na krawędzi bankructwa, tracąc płynność finansową. Dzięki restrukturyzacji z kwartału na kwartał poprawia wyniki finansowe. [...] Efekty tych prac zauważyli inwestorzy, którzy uwierzyli w Ciech na nowo. W ciągu ostatnich 12 miesięcy notowania spółki na warszawskiej giełdzie skoczyły o około 50 proc. Dziś rynek wycenia Ciech na ponad 1,7 mld zł.

Także pozycja rynkowa spółki jest bardzo dobra: Grupa Ciech jest jednym z liderów europejskiego rynku chemicznego, a jej przychody przekraczają 4 mld zł rocznie. Ciech skupia ponad 30 spółek i znajduje się w gronie pięćdziesięciu największych przedsiębiorstw w Polsce. Jest drugim co do wielkości producentem sody kalcynowanej (używanej do produkcji szkła) w Europie i jednocześnie jedynym producentem tej substancji w Polsce. Od lutego 2005 roku Ciech notowany jest na warszawskiej giełdzie.

W tej sytuacji KI Chemistry z grupy Kulczyk Investments piątego marca wezwało do sprzedaży 66 proc. akcji Ciechu oferując 29,5 zł za akcję. Zapisy w wezwaniu trwały do 30 maja. Rynkowa cena akcji przekroczyła wkrótce 32zł. Nic więc dziwnego, że zbyt wielu chętnych do sprzedaży akcji nie było. Ale w tej sytuacji pospieszył z pomocą polski rząd, który sprzedał 37,9% akcji po 31zł. Dodatkowo rząd zapewnił sobie wpływy z dywidendy (1,13 zł/akcje na dzień 29 maja). Zostało na to przeznaczone 59,5 mln zł (cały zysk wyniósł około 100mln). Pomimo nie uzyskania minimalnej liczby zapisów, KI Chemistry zdecydował o finalizacji transakcji. Skoro nawet po ustaleniu dywidendy i podniesieniu ceny do 31zł, na rynku nie znalazło się wystarczająco dużo chętnych do sprzedania akcji, to dlaczego rząd uznał, że to dobra cena? Zapewne nagrania zawierają odpowiedź na to pytanie. I zapewne właśnie dlatego nigdy ich nie usłyszymy.

Puenta

Fragment listu związkowców z Ciechu do Jana Kulczyka:

Zdaniem związkowców decyzja zarządu przyczyni się tylko do dalszego wzrostu i tak już wysokiego bezrobocia w regionie Kujaw Zachodnich.

 

PS.

Wyjaśnienie tytułu notki:

Prywatyzację z lat 90-tych ubiegłego wieku określa się czasem jako „złodziejską”. Aby się przekonać o trafności tej nazwy, wystarczy przywołać przykład KGHM, który rząd Suchockiej chciał sprzedać za około $400 mln (kwota po prostu śmieszna – na szczęście rząd upadł przed sfinalizowaniem tej grabieży). Pośrednika w każdym złodziejskim procederze nazywamy paserem. A ulubionym pośrednikiem prywatyzatorów był Jan Kulczyk.

Źródło ilustracji: Wikipedia