Dziś świętujemy rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami, zwanego „cudem nad Wisłą”. To określenie zostało chętnie podjęte zarówno przez zwolenników Marszałka Piłsudskiego (Bóg mu sprzyja) jak i jego wrogów (to Bóg a nie Piłsudski). Postępowanie tych wrogów bywało tak samo głupie, jak naszej :totalnej elity”. Też był wątek Europy która nad nami czuwa – chciano zrobić bohaterem francuskiego generała.

Obecnie wśród Polaków nazywanie bitwy „cudem nad Wisłą: nie budzi obecnie kontrowersji. Co nie znaczy, że nikt mu się nie sprzeciwia. Na portalu gwiazdy dziennikarstwa anty-polskiego można znaleźć kpiny w rodzaju „Oni w rozprzestrzenianiu mitów mają 2 tysiące lat doświadczenia także co się dziwić...”, czy „W 39 roku cudu już nie było... Był za to początek hekatomby milionów ludzi na całym świecie. Dziwny jest ten Bóg...”.

Nawet jeśli ktoś w Boga nie wierzy – to musi uznać to, że duży wpływ na losy wojny miał lud, który masowo zgłaszał się do wojska w imię obrony chrześcijaństwa: „Bitwa pod Warszawą w 1920 roku była w polskiej historii czymś wyjątkowym z wielu powodów: po pierwsze - wojsko polskie masowo zasilili chłopi, co nie nastąpiło w powstaniach ani Listopadowym ani Styczniowym czy nawet podczas Insurekcji Kościuszkowskiej. Było to efektem przebudzenia politycznego i zorganizowania się na przełomie XIX i XX wieku Ruchu Chłopskiego pod przewodnictwem takich wielkich Polaków jak: Jakub Bojko, Jan Stapiński, Franciszek Stefczyk, ks. Stanisław Stojałowski, Wincenty Witos, Bolesław Wysłouch – by wspomnieć tylko tych największych. Po drugie bitwa ta została właściwie wykorzystana, bowiem była początkiem zwycięskiej wojny z bolszewicką Rosją. Zwycięstwo w wojnie zapewniło dopiero pokonanie bolszewików w kolejnej bitwie - Bitwie Nad Niemnem, stoczonej w drugiej dekadzie września owego 1920 roku. Po trzecie Polaków wspierały wojska ukraińskie Semena Petlury co było efektem federalistycznej polityki Józefa Piłsudskiego. Na marginesie godzi się wspomnieć fakt, że Tarnów był przez pewien czas siedzibą ukraińskiego rządu, o czym przypomina tablica umieszczona na ścianie hotelu-restauracji ”Bristol”.

Olimpiada jak żniwa: czasem zbierania owoców pracy. Niestety czasy szlachetnej rywalizacji amatorów już dawno minęły. Teraz liczy się profesjonalizm. To co prezentują sportowcy jest efektem pracy zespołowej - nawet gdy to dyscyplina indywidualna. Gdy ta praca jest wykonana profesjonalnie, a sportowiec „daje z siebie wszystko” - mamy poczucie dobrze wykonanej pracy.

Pod tym względem nasza reprezentacja jest taka jak nasze społeczeństwo.
1) Grupka profesjonalistów - mogą wygrać, albo przegrać (to przecież nadal sport), ale wierzymy że przygotowali się najlepiej jak mogli i zrobią wszystko co w ich mocy.
2) Grupa cwaniaków, którzy znaleźli sobie ciepłe posadki. Sportowcy są im potrzebni wyłącznie po to, aby można brać pieniądze i jeździć na wycieczki. Od tych sportowców trudno w ogóle czegoś - bo oni są w tym biznesie najmniej ważni. Niemniej to na nich spada odium kompromitacji – jak na tych nieszczęsnych ciężarowców – którzy pojechali na olimpiadę bo maszyna w polskim laboratorium antydopingowym się zepsuła. Regularność z jaką pływacy osiągają dalekie od życiowych rekordów wyniki też daje do myślenia.
3) Celebryci - tacy jak Radwańska. Była? Była! Przyjechała jak na gwiazdę przystało na ostatni moment i nie jej wina, że wynikły obiektywne problemy..… Dla porównania siatkarze byli na miejscu na wiele dni wcześniej – by trenować w warunkach zbliżonych do startowych. To nie tylko zespołowość dyscyplin takich jak siatkówka i piłka ręczna sprawia, że w telewizji widać „team spirit”.
4) Zapaleńcy. Tacy co to naprawdę wierzą w ideę olimpijskich zmagań, czują się reprezentantami kraju, a gdy się uda zwyciężyć - nie umieją ukryć wzruszenia. Oni też są (lub powinni być) profesjonalistami, ale to schodzi na plan dalszy – bo oni sprzedają przede wszystkim emocje. Nawet walka o półfinał może być emocjonująca – jak w przypadku młodziutkiej Ewy Soboty.

Olimpiada to przede wszystkim wielkie show. Kreuje gwiazdy, które przechodzą do historii – takie jak fenomenalny pływak Michael Phelps, czy zdobywczyni pierwszego w historii złotego medalu dla malutkiego Portoryko Monica Puig. Olimpiada to także taki wyjątkowy czas w którym sportowcy mogą wpływać na decyzje polityczne. Jeśli kiedyś dojdzie do zjednoczenia Korei, to na pewno wspólne zdjęcie gimnastyczek z Północy i Południa będzie ilustrować obecny etap prowadzących ku temy rozmów:

Działka w samym centrum Warszawy wyłudzona od miasta przez jakichś cwaniaczków

to prawdopodobnie tylko wierzchołek góry lodowej. Totalna wojna mediów i celebrytów z rządem ma swoje dobre strony. W jej cieniu systematycznie spokojnie działają służby tropiące przekręty ludzi najbardziej zainteresowanych w tym „aby było jak dawniej”. Miejmy nadzieję, że te działania zakończą się wyrokami. Zapewne jednak większość skandalicznych decyzji jest podejmowana w zgodzie z literą prawa i jedyne co można zrobić, to próbować zainteresować nimi opinię publiczną. Do takich decyzji należy ekspresowa zgoda na budowę meczetu finansowanego przez przedstawicieli najbardziej wojowniczej odmiany islamu, w miejscu słynnej „reduty Ordona”.

„Rzeczpospolita” publikuje długi wywód prawnika w obronie nagrobku Bieruta. A w zasadzie – przeciw relatywizowaniu prawa. Prawnikowi trudno odmówić racji. Jednak lepszą puentę dopisał jeden z komentatorów: „nie można zmuszać ludzi, by zachowując się przyzwoicie łamali prawo”. Dlatego nagrobki zbrodniarzy powinny z „narodowej nekropolii” zniknąć.


Młody historyk Piotr Zychowicz ostro skrytykował wybuch Powstania Warszawskiego: „Bezkrytyczna afirmacja błędów prowadzi do ich powtarzania. Młodzież należy wychowywać w kulcie dzielnych powstańców, lecz nie można jej wciskać bajki, że powstanie było świetnie pomyślane, a tylko ci wredni bolszewicy nie przyszli nam z pomocą”.

Prezydent Duda odniósł się do tego typu krytyki na spotkaniu z kombatantami, mówiąc: nie ma dowodów na to, że istniałaby wolna i niepodległa Polska, gdyby nie było Powstania.


Wbrew pozorom te dwie wypowiedzi nie są sprzeczne i ich akceptacja może zakończyć spór o Powstanie. Piotr Zychowicz ma rację – bo Powstanie było klęską. Nie jest przy tym istotne na ile wynikało to z błędnej oceny sytuacji, a na ile zdecydowały o jego wyb uchu inne czynniki. Także brak dowodów o których mówił Prezydent jest oczywistością.

Najważniejsze jest jednak to, że historycy rozważają fakty w sferze realiów, a politycy w sferze potencjalnych możliwości i skutków. To są zupełnie inne płaszczyzny i nie ma miejsca na spór.
Jednak spór o powstanie będzie trwał, gdyż - jak mówi Dariusz Gawin - "ono właśnie punktem wyjścia do sporu o tożsamość Polaków. Czyli o to, czy Polacy są romantyczni, czy powinni mieć umysły chłodne, czy mają zawsze walczyć, czy też być bardziej oszczędni w takich zachowaniach. Z tego powodu ten spór będzie zawsze powracał. Jest to spór fundamentalny i w gruncie rzeczy, gdyby on wygasł, to znaczyłoby, że Polacy się zmienili, że nie są już tacy, jakich znaliśmy".

Trwa śmiertelne żniwo w Niemczech. Wczoraj w ruchliwym centrum handlowym w Monachium młody Niemiec pochodzenia irańskiego zabił 9 osób i popełnił samobójstwo. Reakcja mediów była dużo bardziej histeryczna niż po poprzednich atakach. Mówiono o grupie osób, o ucieczce części z nich samochodem, blokadzie granicy z Czechami. W rzeczywistości napastnik działał w pojedynkę – tak zwany „samotny wilk”. Ten atak w powiązaniu z poprzednimi jednak wygląda jak część realizowanej w Europie strategii. Przed takimi atakami nie ma skutecznej obrony. Czy więc Europejczycy powinni się do tego przyzwyczajać?

Jednym z bohaterów książki „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza był Konstanty Ildefons Gałczyński. Miłosz opisuje między innymi sprawę korespondencji Gałczyńskiego z Moskwy, która cenzorów doprowadzała „do stanu wrzenia”. Wiedzieli oni bowiem, że „Moskwa jest miastem raczej odrażającym i ponurym. Zachwyty Delty [Gałczyńskiego] nosiły wszelkie cechy wyszukanego szyderstwa. Zdawały się one mówić: “żąda się ode mnie, żebym chwalił, dobrze, będę tak chwalił, że bokiem wam wylezie”. Niełatwo jednak byłoby odgadnąć, jakie były naprawdę jego intencje. Nie należał do ludzi, co do których da się stwierdzić, że kłamią czy też mówią prawdę. Normalne kryteria były wobec niego bezsilne.

 

Podobna bezsilność musi ogarniać czytelników dziennika „Rzeczpospolita”, gdy napotyka na przykład takie doniesienia pióra Dominika Zdorta: Papież przeciw "dobrej zmianie". Według publicysty powołującego się na „nieoficjalne źródła w Watykanie”, Papież chciałby dać wyraz swojemu zaniepokojeniu zagrożeniom dla demokracji w naszym kraju, spotykając się z niejakim Rzeplińskim w Dolinie Chochołowskiej, w miejscu, gdzie w 1983 roku Jan Paweł II spotkał się z Lechem Wałęsą. A skoro nasze władze mu tego nie umożliwiają, rozważał odwołanie przyjazdu na „Światowe Dni Młodzieży”. Według Zdorta „Odwołanie wyjazdu do Polski byłoby bardzo mocnym głosem wolnego świata w obronie wolności w Polsce. Jednak w Watykanie rozważa się także wariant, aby nie rezygnować z wizyty na Światowych Dniach Młodzieży, ale wykorzystać ją dla wzmocnienia pozycji Trybunału Konstytucyjnego”.

Taka pisanina publicysty współczesnej wersji „Trybuny Ludu” może być jednak bronią obusieczną. Bo może się zdarzyć, że jakiś katolik poczuje się urażony robieniem idioty z Papieża i odda sprawę do sądu. Co prawda rozpatrywać będą to pewnie kumple Rzeplińskiego, ale może trafić akurat na jakiegoś młodego prawnika i wtedy nawet zastrzeżenia typu „rozważa się” mogą nie być pomocne….

 

Ryszard Petru to „przyszły premier”, ostatnia nadzieja „elit”, lider „opozycji”, ulubieniec mediów i pana Balcerowicza zwanego „szkodnikiem”. Przede wszystkim jest on uznanym (głównie przez siebie i wspomniane media) ekspertem i wybitnym ekonomistą.

Tymczasem okazało się, że Ryszarda Petru przerasta nawet coś tak prostego jak finanse własnej partii (PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu jej wyborczego i partia może stracić dotację). Do rego trzeba być rzeczywiście wybitnym  …. matołem.

Wczoraj było święto narodowe Francji. W Nicei odbył się pokaz sztucznych ogni, na którym zebrał się tłum oglądających. Terroryści wjechali wielką ciężarówką w tłum opuszczający miejsce pokazu. Zginęło około 80 osób. Sto osób jest rannych. Osiemnaście w stanie krytycznym.

Terrorysta zginął – prawdopodobnie w wymianie ognia z policją. Był to mieszkaniec Nicei pochodzenia francuko-tunezyjskiego. W kabinie ciężarówki znaleziono granaty.

Prezydent Francji zapowiedział działania odwetowe. Na ulicach miast pojawi się co najmniej 10 tys żołnierzy. Stan wyjątkowy który właśnie miał się zakończyć – został przedłużony o kolejne trzy miesiące. Jak jednak bronić się przed atakami które mogą być dokonane przy pomocy każdego możliwego narzędzie, przez jednego z milionów muzułmanów?

W chórze potępień i wyrazów współczucia nie słychać przedstawicieli świata islamu. Gniew przywódców zachodu przeradza się w zapowiedzi zdecydowanie więcej ataków w Iraku i Syrii. To zapewne będzie rodzić kolejnych terrorystów….

Refleksja po zamachach w Brukseli „Europa uderzyła się w piersi i wyznała swoje winy” – szukając „płaszczyzny dialogu z muzułmanami, której nie dałoby się łatwo odrzucić” wydaje się w chwili obecnej zupełną abstrakcją. To jest wojna, która na razie toczy się poza granicami Polski. Jak długo? Trzeba się modlić nie tylko za ofiary w Nicei, ale też za bezpieczeństwo młodzieży, która przyjedzie wkrótce z całego świata do Polski.

Trwa narodowe czytanie słów Baracka Obamy wypowiedzianych w Warszawie. Ukazanie się oficjalnego tłumaczenia na stronach Ambasady USA wcale nie zakończyło sporu o to, co on powiedział. Przodujący dziennik przodującej demokracji na przodującej planecie w przodującej galaktyce napisał, że to TVP sfałszowała tłumaczenie słów Prezydenta USA (choć w wiadomościach było tylko omówienie i zapewnienie zgodne z prawdą, że Prezydent w żadnym miejscu nie skrytykował polskiej demokracji)! Tak przynajmniej twierdzą w szmatławcu Michnika.

Tymczasem w USA gruchła wieść, że co prawda policja częściej używa siły w stosunku do czarnych, niż białych, to jednak jeśli chodzi o użycie broni – nie ma na to dowodów! Ponieważ Czyli jednak demokracja! I jaka wolność! Wolno im nie używać słowa „Murzyn” i wolno nie twierdzić, że „każde życie ma znaczenie”. Zwłaszcza to drugie jest strasznie rasistowskie – bo to brzmi jak krytyka ruchu Black Lives Matter (Czarne Życie ma Znaczenie). A najbardziej wolno nie mówić o tym, jak Ameryka szanuje wolność i demokrację naprawdę. Żołnierz który ujawnił film pokazujący jak Amerykanie strzelają do Afgańczyków z śmigłowca jak do kaczek właśnie próbował popełnić samobójstwo. Chyba nadmiar wolności i demokracji mu zaszkodził. Po ujawnieniu trefnych materiałów Manning przsiedział trzy lata w areszcie po czym został skazany na 35 lat więzienia, a na koniec odkrył w sobie kobietę. Teraz nazywa się Chelsa. Wolno mu – bo żyje w przodującej demokracji.