Od samego początku ukraińskiego kryzysu Amerykanie warunkowali swoje zaangażowanie z porozumieniem o wolnym handlu TTIP (mówił o tym Prezydent Barack Obama podczas wizyty w Europie). Nie należy się więc dziwić, że podobne stanowisko zaprezentował w USA Donald Tusk: Tusk powiedział dziennikarzom, że zarówno jeśli chodzi o sytuację na Ukrainie i relacje z Rosją, jak i zagrożenia ze strony dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie i negocjacje handlowe, "wspólnym mianownikiem" jest "potrzeba większej niż kiedykolwiek jedności Europy i Stanów Zjednoczonych". - Wrogowie wykorzystują propagandę przeciwko nam, popełniają akty przemocy i łamią suwerenność naszych sąsiadów. Chcą osłabić nasze przywiązanie do zachodnich wartości. Ale też jasno widać, że próbują nas dziś podzielić wewnątrz Europy, jak również dokonać podziałów między Europą a Ameryką.

Nie dziwi też to, że według „króla Europy” grożące utratą suwerenności państw europejskich porozumienie TTIP to „dobre porozumienie”. Przecież dla „kupy kamieni” suwerenność to żadna wartość. Zadziwia coś innego. Według polskich mediów, to Donald Tusk „próbuje przekonać prezydenta USA do szybszego utworzenia strefy wolnego handlu Unia – Stany Zjednoczone” (w zamian za ściślejszą współpracę energetyczną).

Widać tu doświadczenie wyniesione z Polski. Analogiczne odwrócenie racji zastosowano przy próbie sprzedaży Lasów Państwowych, pod pozorem ochrony przed ich sprzedażą.

Andrzej Szczęśniak nie tylko podważa nasz wielki sukces w dokopywaniu Ruskim, to jeszcze robi to w wywiadzie dla rosyjskiego portalu. Ten sukces to „radykalny wzrost bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju”, który polega na tym, że za rosyjski gaz płacimy pośrednikom.

Jak głoszą media, w lutym nastąpił przełom! Więcej gazu kupujemy z Zachodu niż z Rosji. To jest oczywiście ten sam gaz i najczęściej z tej samej rury, co wcześniej. Ale wirtualnie kupuje go ktoś inny, a potem dopiero nam sprzedaje. To się nawet opłaca – bo prawdopodobnie Polska ma dużo wyższe ceny. Najlepsze jest jednak to, że za ten gaz możemy płacić dwa razy:

ponieważ PGNiG ma zobowiązania kontraktowe z Gazpromem i kontraktowo jest zobligowane do importu pewnej ilości gazu z Rosji pod warunkami „albo bierzesz, albo płacisz”, czyli jeśli nawet nie zaimportuje, to musi za ten gaz zapłacić. I taka informacja jest bardzo niebezpieczna i bardzo trudna dla PGNiG, ponieważ oznacza ona, że przy dzisiejszej pojemności polskiego rynku PGNiG nie da rady zakupić tyle gazu, do jakiej ilości jest kontraktowo zobowiązana. Czyli oznacza to dla PGNiG płacenie za gaz nawet nieodebrany.

Każdemu wolno marzyć. Redaktor Wilkowicz na przykład snuje marzenia, by wyeliminować fikcję ustawy antylichwiarskiej. Zgodnie z nią obecny poziom lichwy to 10%. Oczywiście wszyscy doskonale wiedzą, że kredytu o takim poziomie realnego oprocentowania w Polsce po prostu nie ma. Ale poudawać normalność trochę można.

Zmiana tej sytuacji jest banalnie prosta: Banki i firmy pożyczkowe muszą przestrzegać czterokrotności, ale mają też drugi obowiązek – podawania rocznej rzeczywistej stopy procentowej (RRSO), która pokazuje wszystkie koszty związane z kredytem, tak jakby to były odsetki, i to w przeliczeniu rocznym. Im szybciej dzisiejsza czterokrotność stopy lombardowej zostanie zamieniona na limit RRSO, tym lepiej.

Lepiej dla kogo?

Chyba nie dla lichwiarzy?

A pomysł, że IIIRP stawia interes społeczny przed interesem banksterów jest zupełnie nie do zaakceptowania.

Odgadnięcie trendów stanowi dla inwestorów giełdowych podstawę sukcesu. Dlatego zawsze będzie zapotrzebowanie na ekspertów.

Korzystanie z ich rad wymaga jednak w miarę krótkiej pamięci. Jeszcze kilka tygodni temu powszechnie uważano, na przykład, że złoty będzie się umacniał. Tymczasem kurs dolara wobec złotego przekroczył już 3.80. Według ekspertów na ten gwałtowny spadek wartości złotego wobec dolara mają wpływ dane amerykańskiego rynku pracy. Zaś decyzja o obniżce stóp przez polską RPP okazała się przeciwskuteczna. Tak na logikę, niższe stopy dają niższy zarobek – więc inwestycja jest mniej atrakcyjna i może to wpływać na chęć pozbywania się danej waluty.

Jeszcze bardziej sprzeczne z logiką jest wyjaśnienie dynamiki rynku rosyjskiego w powiązaniu z przyznaniem przez agencje Rosji ratingu na poziomie śmieciowym. Śmiecie – a więc bez wartości. Tymczasem moskiewski indeks giełdowy rośnie rekordowo szybko, a rubel umacnia się wobec dolara. Nie widać też gwałtownych zmian na rynku rosyjskich obligacji. Wielki kapitał wraca do Rosji, co fachowcy komentują następująco: cięcie ratingu Rosji przez agencję Moody's do poziomu "śmieciowego" był od dawna oczekiwane przez rynek, więc nie wywołało szoku.

Szok wywołuje za to taka logika: co prawda to co chcemy kupić nie ma wartości (śmiecie), ale o tym wiadomo już od dawna, więc to nas nie odwiedzie od decyzji zakupu.

Korelacja między wróżbami i rzeczywistością zachodzi zapewne nawet wówczas, gdy trudno w tych wróżbach dostrzec jakąś logikę. To może działać jak samospełniająca się przepowiednia. Ale od hazardu nie należy oczekiwać funkcjonowania według zasad logiki.

„Banksterzy nie muszą rządzić światem. Jesteśmy silniejsi od nich. Oni nie mają żadnej legitymacji”. Tak twierdzi Guye Standing, opisując niedolę prekariatu. Prekariat, to jego zdaniem nowa klasa polityczna, wytworzona przez neoliberalizm i globalizację. Są to najczęściej dobrze wykształceni, młodzi ludzie, którzy są wyzyskiwani przez „system”.

Prekariat, to nie są nowi proletariusze. Różnią się oni od proletariatu w trzech głównych aspektach:

  1. Brak stabilności. Proletariat był zmuszany do ciężkiej pracy, ale ta praca była stabilna i dawała jakiś poziom socjalnego bezpieczeństwa. Prekariusze muszą akceptować życie pełne ciężkiej, ale niestabilnej pracy.

  2. Ryzyka związane z pracą proletariatu były dobrze znane, a wysiłki państwa często zmierzały do łagodzenia ich skutków (poprzez zasiłki). Prekariusze są narażeni na szoki, których nikt nie jest w stanie przewidzieć, a w razie porażki są pozostawieni sami sobie (vide „frankowicze” w Polsce).

  3. Prekariat to pierwsza klasa ludzi pracujących, która zamiast z czasem zyskiwać prawa – traci je.

Zdaniem Standinga rosnące w siłę partie lewicowe Syriza (Gracja) i Podemos (Hiszpania) są partiami reprezentującymi prekariat. Jednak postulaty Stadinga są nawet bardziej radykalne, niż propozycje wspomnianych partii. Chce on wprowadzenia powszechnego wynagrodzenia minimalnego. Uzasadnia to względami sprawiedliwości: Prekariusz, którego faktyczne obciążenie wynosi nawet 80 procent, płaci dziś wyższe podatki niż korporacja. Bo za wszystko musi płacić sam: za służbę zdrowia, za przedszkole dla dzieci. Krótko mówiąc: wydaje większość wynagrodzenia na świadczenia, które powinien dostać od państwa za darmo. To niesprawiedliwe. Moim zdaniem, jeśli ktoś decyduje się na najniżej płatną pracę, nie powinien tracić podstawowych świadczeń. Musi być ta sieć bezpieczeństwa. Gdy człowiek nie jest bezustannie zajęty walką o przetrwanie ma czas na to, by być obywatelem, angażować się społecznie, pomagać innym, zajmować się rodziną. Przestaje być pasywny, staje się świadomym obywatelem.