Górnicy poza fedrowaniem węgla potrafią bić się o swoje. To jedna z ostatnich branż gospodarki z silnymi związkami zawodowymi. A że na dodatek to branża kluczowa dla naszej gospodarki i w dużej części jeszcze nie „sprywatyzowana”, argumentów im nie brakuje. Gdy determinacja rośnie (tak jak tym razem), rząd zazwyczaj obiecuje pomoc, co nie wszystkim się podoba. Tak orzekli dziennikarze telewizyjni i na dowód pokazali Balcerowicza. Ten zaś jak zwykle tonem człeka oświeconego orzekł: nierentowne kopalnie trzeba zamknąć. Muzyka dla uszu liberałów.

Wczoraj dziennikarzom TVP Info przyszło do głowy, żeby o zdanie zapytać kogoś, kto ma z górnictwem do czynienia. Padło na prof. Piotra Czaję z AGH. On zaś mówi tak: to jest dylemat człowieka, który ma pietruszkę zasadzoną w ogródku. Do jej wyhodowania trzeba trochę pracy, a czasem trzeba też dopłacić (na przykład kupując nawóz). Ale zawsze jej wyrwanie będzie dla nas tańsze, niż pójść na rynek i kupić. My mamy węgiel, umiemy go wydobywać i znamy koszty. Inne źródła energii to wielka niewiadoma. O dziwo drugi z zaproszonych gości zgodził się łaskawie z profesorem Czają. Dziwne jest to dlatego, że tym gościem był jakiś młodzieniaszek z FOR – czyli fundacji założonej przez Leszka B. Zastrzegł on jedynie, że rząd powinien zdecydować, czy rzeczywiście górnictwo jest dla nas strategicznie ważne (co zdaje się Donek już orzekł, a nowa premiera potwierdziła – ale dzieci nie muszą o tym wiedzieć).

Nic dziwnego, że pan Leszek szuka młodych, którzy zmieniliby polską politykę. Panie Leszku! Polska to duży kraj i kogo jak kogo, ale bezmyślnych socjopatów tu naprawdę nie brakuje. Wystarczy poczytać blogi. Ot choćby na „Salonie24” niedawno pojawił się tekst, w którym kandydat na Balcerowicza 2.0 rozprawia o tym, że wszyscy mają równe żołądki i rząd nie może „uprzywilejowywać” górników. Poparł to nawet stosownymi cytatami z Konstytucji (co w Polsce samo w sobie mus być śmieszne). Nie przyszło mu do głowy, że równość polega na tym, że każdy może być górnikiem. Istnieje jednak wiele zawodów, które nie są tak otwarte, ale ich przedstawicielom żaden liberał (nawet Balcerowicz) narazić się nie odważy. Wystarczy spytać, kto do dzisiaj nie musi mieć kas fiskalnych. Ale to tak na marginesie. Ciekawsze jest to, że zawsze, gdy potrzeba wymyślić jakąś ekonomiczną brednię, w sposób oczywisty szkodzącą polskiej gospodarce, pojawia się Leszek Balcerowicz. Ciekawe jest też to, że żaden ekonomista nigdy nie odważył się jawnie mu przeciwstawić (nawet Rostowski bronił jedynie nieuniknionych zmian w OFE, delikatnie „podszczypując” naszego geniusza od gospodarki). Jak to jest, że inżynier potrafi zrozumieć, że pietruszka z ogródka zawsze będzie tańsza (nie mówiąc już o większej wiedzy na temat tego co jemy), niż ta kupiona na targu. A ekonomiści milczą, gdy pan Leszek od lat dąży do tego, byśmy wszystko kupowali – nie bacząc na rosnące bezrobocie. Dlaczego żaden ekonomiczny instytut, których mamy bez liku i żaden ekonomiczny ekspert (przed którymi strach otworzyć lodówkę) nigdy nie przedstawił symulacji, jak wyglądałoby polskie górnictwo, gdyby nie było Balcerowicza? Gdyby w początkach lat 90-tych nie zadłużono koszmarnie branży tylko uwolniono ceny? Jak można w ogóle mówić o rentowności jakiejś branży, nie uwzględniając tak silnych regulacji politycznych....? To są pytania retoryczne. Brak możliwości znalezienia na nie odpowiedzi świadczy o stanie tak zwanej „polskiej nauki” o wiele dobitniej, niż wybryki jakiegoś Hartmana. Na szczęście wśród ekonomistów, którzy nie są reprezentatywni dla całego środowiska (i nie mają szans na etat telewizyjnego eksperta) pojawiają się głosy krytyczne. Na przykład teksty prof. Śliwińskiego na temat "terapii szokowej".

 

Na koniec wspomnianej rozmowy w TVP Info pojawiła się jeszcze jedna „interesująca” opinia. Dogmat mówiący o tym, że wszystko co złe w górnictwie jest związane z brakiem prywatyzacji. Dziecku FOR nie przeszkadza w głoszeniu takich mądrości fakt, że doskonale funkcjonująca od lat „Bogdanka” została sprzedana dopiero przez rząd Tuska.

 

Może rozwiązaniem „zagadki Bogdanki” jest to, że w czasach, gdy w polskiej gospodarce grasował Balcerowicz, ta kopalnia była dopiero w rozruchu (wydobycie węgla było wielokrotnie mniejsze niż obecnie) - „straty” były więc niższe. A na dodatek z dala od mafii węglowej – która wszak nie istnieje (bo Blida zabiła się ze strachu przed Ziobrą).