Donald Tusk miał jedną mądrą wypowiedź w czasie swojego premierowania. Może miał ich więcej – ale nawet ta jedna pozostała niezauważone. Nikt od niego mądrości nie oczekiwał (zwolennikom wystarczało, że nie był Kaczyńskim), więc jako człek leniwy kierował się sprytem, a nie mądrością. Spryt wystarczał do sprawowania władzy. W pewnym okresie rządów liberałowie chcieli go nakłonić do „reformowania”. „Rzeczpospolita” publikowała zestawienia z których wynikało, że ilość generowanego prawa jest mała w porównaniu z poprzednikami (stosowanie takich kryteriów świadczy o mentalności tych propagandystów). Tusk zbywał żądania kolejnej reformy stwierdzeniem: a co – niedawne reformy złe były? To mu zapewniało spokój, bo przecież „reformy” dla pismaków zawsze są dobre (jest o czym pisać). Ale to stwierdzenie kryje w sobie ważną mądrość: lepiej minimalizować swoje działania, niż robić coś źle. Dlatego zanim zacznie się postulować jakieś reformy trzeba naprawdę głęboko zastanowić się nad ich sensem – i to nie tylko w odniesieniu do obszaru reform, ale biorąc pod uwagę fundamentalne zasady. Takie zasady są dwie i obie są przez partie ignorowane lub stosowane na odwrót (dlatego Paweł Kukiz ma dużo racji, krytykując partyjne programy).

Aby sformułować prawa dobrej regulacji konieczne jest zrozumienie roli wyznawanego systemu wartości. Z filozoficznego punktu widzenia chodzi o związek ontologii (prawdy o świecie) z etyką. Wśród filozofów panuje przekonanie, że z faktów nie da się wyprowadzić dyrektyw działania. Rozprawił się z tą tezą John Searle, wskazując na to, że akty mowy mogą pełnić równocześnie funkcję opisową i stanowiącą (performatywną). Opis tego co istnieje (ontologia) może więc zawierać dyrektywy działania. Przykładem jest akt małżeństwa, który stwierdza istnienie rodziny i daje podstawę do wyciągania wielu wniosków natury etycznej w odniesieniu do tej rodziny. Nawet jeśli jednak zaakceptujemy kontrowersyjne poglądy filozofów, to nie musimy z nich wysnuwać tezy, że między ontologią (opis rzeczywistości) i etyką (dyrektywy działania) nie ma związku. Dyrektywy działania powinny być wywodzone z zasad etyki w kontekście prawdy o świecie.

1. Pierwszą zasadą dobrego program działania jest więc postulat: należy rozpoczynać od zrozumienia świata. Następnie poprzez refleksje etyczne na temat problemów istniejących w tym świecie możemy dojść do działań, prowadzacych ku zmiane rzeczywistości w pożądanym kierunku

U podstaw każdej regulacji musi więc być z jednej strony zrozumienie prawdy o świecie, a z drugiej świadoma akceptacja jakiegoś systemu wartości. A w zasadzie nie „jakiegoś systemu”, tylko aksjologii chrześcijańskiej, która w nieco zawoalowany sposób została zapisana w Konstytucji. Zwolennicy polityki „ciepłej wody w kranie” i „tolerancji” oczywiście nie zaprzątają sobie tym głowy. Jednak także konserwatywny PiS rzadko potrafi wyprowadzić swe postulaty z zasad etyki połączonych z prawdą o świecie. W Zasadzie nikt się tym szczególnie nie przejmuje. Etyka pozostaje w sferze ogólników. W praktyce co najwyżej mamy do czynienia z nie ugruntowanym przekonaniem o słuszności. To jeden z powodów dla których bogactwo społecznej nauki Kościoła Katolickiego jest całkowicie w Polsce ignorowane.

2. Druga zasada „dobrej zmiany” jest trudniejsza i przez to całkowicie odrzucana. Celem zmian nie powinno być stanowienie kolejnych praw i obowiązków (dyrektyw działania), ale mechanizmów regulujących system w którym żyjemy. Oczywiście każda regulacja stanowi pewne prawa (dyrektywy), ale chodzi o to aby nie były to prawa pozwalające zmieniać system.

Ta druga zasada jest bliska poglądom liberałów. Jej uzasadnienie można bez trudu znaleźć w dziełach twórców liberalizmu. Podstawowym błędem liberałów jest odrzucenie w praktyce pierwszej z zasad. Stąd ich nienawiść do pojęcia „sprawiedliwości społecznej”. Bo to pojęcie wyklucza ograniczenie rozumienia sprawiedliwości do zgodności z regułami według których działa system. Ten system nie jest bezdusznym mechanizmem, któremu mamy się podporządkować, ale ekosystemem tworzonym przez ludzi o których godności nie wolno nam zapominać.

koniecznie napiętnować istnienie mechanizmów ekonomicznych finansowych i społecznych, które chociaż są kierowane wolą ludzi, działają w sposób jakby automatyczny, umacniają stan bogactwa jednych i ubóstwa drugich” [ Jan Paweł II, Sollicitudo rei socialis]

Stosowanie wyłącznie zasady pierwszej ogranicza naszą wolność, ale zapomnienie o tej zasadzie pozbawia nas sprawiedliwości i solidarności. Dlatego można pierwszą z zasad nazwać „zasadą sprawiedliwości i solidarności” a drugą „zasadą wolności”.

Najlepiej wyjaśnić to na przykładzie dwóch dziedzin, których „reformowanie” nam grozi: system wyborczy i system podatkowy. W obu przypadkach pokazane zostaną postulowane zmiany i ich ewidentna sprzeczność z opisanymi regułami.

1. System podatkowy.

Można zastosować dwa skrajne podejścia: albo ustanawiamy jedynie dyrektywę, że podatki mają być sprawiedliwe, albo prostą regułę pozbawioną wyjątków. Każda dyrektywa wymaga zaangażowania władzy. Na przykład politycy PiS postulują, aby opodatkować supermarkety i banki. Ktoś będzie musiał decydować które sklepy są supermarketami i jaki ma być ten „ekstra” podatek. Zacznie się jazgot lobbystów i kłótnie polityków. Po co to? Tymczasem ustanowienie prostych reguł jednakowych dla wszystkich może z jednej strony utrudnić ich łamanie, a z drugiej sprawić, że podatnicy zaakceptują te reguły na zasadzie zbliżonej do praw przyrody. Nikt rozsądny się nie buntuje przeciw zasadzie zachowania energii. Nie będzie się także buntował przeciw sprawiedliwym obciążeniom podatkowym. Opodatkowanie supermarketów powinno wynikać z takich właśnie sprawiedliwych reguł, a nie z tego, że władza postanowiła pochylić się nad podatnikiem i dowalić mu domiar. Skojarzenia z bolszewikami nasuwają się tu same.

Sprawiedliwe podatki muszą być stanowione w celu optymalnego zaspokojenia potrzeb społeczeństwa. Dobrze jest także uwzględnić jakiś prosty mechanizm regulacji (stawka + kwota wolna), pozwalający na jego strojenie wraz ze zmianą warunków. Resztę powinny załatwić struktury społeczne w sferze redystrybucji. Nie ma żadnej potrzeby aby ktoś bez przerwy manipulował podatkami (podatek VAT nowelizowano kilkaset razy!!!!).

2. System wyborczy

Z pozoru JOW są zgodne z postulowanymi zasadami. Postulat ich wprowadzenia wypływa z krytycznego oglądu rzeczywistości w kontekście zasad moralnych. Mechanizm działania prosty i nie podlegający koniunkturalnym wpływom. Jednak – jak mówi przysłowie – diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli poseł nie słucha głosu wyborców, to co? Może coś na wzór „Pacta Conventa”? Może jakiś mechanizm odwoływania? Ale wówczas przechodzimy do stanowienie reguł, a nie mechanizmów! Zło partiokracji może zostać zastąpione przez zło sitw, wykazujących determinację i spryt w wykorzystywaniu ustanowionych reguł. Od strony parlamentu zagrożeniem może być utrwalanie dwupartyjności. To zagrożenie może być niwelowane poprzez przekształcanie się partii w bardziej luźne związki (jeśli zjednoczenie prawicy ma być trwałe – obserwowane osłabienie centralizacji władzy w największej partii bloku należy uznać za ruch w dobrym kierunku). O wiele trudniej wyeliminować powstawanie lokalnych sitw. To one będą miały reprezentację w parlamencie, a nie obywatele. Stworzenie mechanizmów wyborczych pozbawionych tych wad jest możliwe. Jeśli uzupełnimy głos wyborczy o coroczną decyzję finansowania posłów z odpisów podatkowych (podobnie jak obecny 1% na cele społeczne), to zbliżymy się bardzo do demokracji bezpośredniej i unikniemy problemu oceniania i odwoływania posła. Stawka odpisu nie powinna być zależna od dochodu (stała kwota) i należy ją tak skalkulować, aby dobry poseł mógł godnie żyć i przekazywać resztę wpływów na finansowanie działalności partyjnej. Brak wpływów to wystarczająca presja, aby zwiększyć aktywność lub zrezygnować.

 

Na zakończenie spróbujmy się zastanowić, dlaczego postulowane zasady są w praktyce odrzucane. Politycy rzadko są ekspertami w reformowanych dziedzinach. Dlatego potrzebują wsparcia, którego naturalnym źródłem powinien być świat nauki. Jednak polską naukę trawi strukturalna niemoc. Feudalne stosunki na uczelniach nie są zbudowane na szacunku dla mądrości i osiągnięć. Hierarchia ma głównie formalne podstawy. Naukowcy żyją od konferencji do konferencji i od publikacji do publikacji. Tymczasem powinni się koncentrować na pracy badawczo-naukowej, a publikacja powinna być jej zwieńczeniem – ogłoszeniem wyników. Konferencje zaś mogą służyć albo popularyzacji tych wyników, albo nawiązywaniu kontaktów i współpracy ludzi zajmujących się tą samą dziedziną. To jednak nie jest możliwe w systemie opartym na wskaźnikach i sprawozdaniach. W tym systemie nie ma czasu na żmudne, wieloletnie badania. Naukowcy ograniczają się więc często do opisywania, klasyfikowania i definiowania. Obce jest im myślenie systemowe. Jednak klasyfikacja i definicja nie mogą być źródłem poznania. Samo opisanie jakiejś dziedziny – nawet najbardziej zgrabne – nie daje podstaw do postulowania zmian. Najgorsze jest jednak to, że naukowcom wydaje się inaczej. Obnoszą się więc dumnie ze swymi pomysłami – bo przecież oni zrozumieli i opisali to, czego inni nie rozumieją. A może ci inni postrzegają aspekty, które zostały pominięte w naukowej analizie? Typowy przykład powstałej w środowisku akademickim reformy podatków można znaleźć tutaj. Propozycje całkowicie oderwane od rzeczywistości, ale bez wątpienia ładnie wyglądają na slajdach ;-).

 

Społeczeństwo chce zmiany aroganckiej władzy na inną. Opozycja odczytuje to jako postulat „dobrej zmiany”. Jeśli do tej pracy zaprzęgnie akademików, to z „dobrej zmiany” zrodzą się złe reformy. A za 4 lata będzie można znów powiedzieć: miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle.

 

Jerzy Wawro, 4-07-2015