Postęp naukowo techniczny ma skutki uboczne, które niekoniecznie są korzystne dla rozwoju społeczeństw. Często zwraca się uwagę na nadmierną chemizację, rabunkową eksploatację zasobów nieodnawialnych, zanieczyszczenie środowiska itd.... Rzadziej pojawia się refleksja nad spustoszeniem jakiego może dokonywać nauka w naszych umysłach. Pojawiające się krytyki redukcjonizmu dotyczą głównie jego ograniczeń z uwagi na naturę badanych zjawisk (na przykład w psychologii lub mikrobiologii). Rzadziej pojawia się refleksja nad wpływem takiego postrzegania świata na kształtowanie postaw. Nawet rozwój medycyny holistycznej jest często realizowany przy użyciu redukcjonistycznej strategii: przeanalizujmy co składa się na holistyczne podejście do zdrowia, wypełnijmy wszystkie wymogi i już mamy nową jakość.

Na szczęście specjalizacja w nauce sprawia, że tego typu postawy mają bardzo ograniczony zakres oddziaływania. Sami naukowcy żartują, że kariera naukowa polega na zdobywaniu coraz większej wiedzy w coraz węższej dziedzinie - aż do nieskończonej wiedzy o niczym ;-). Jednak szczegółowe badania są ważne, bo dzięki nim zyskujemy większą pewność w działaniu. Uruchamiając samochód ufamy, że jego używanie jest bezpieczne, gdyż analizując sposób działania silnika możemy dojść aż do laboratorium w którym zmierzono i przeanalizowano podstawy budowy każdego najdrobniejszego elementu.

Gdy naukowcy wychodzą poza laboratoria i wykładowe sale, analityczne myślenie przestaje być atutem. Na przykład gdy ważne decyzje musimy podejmować przy braku szczegółowych informacji. Pół biedy, jeśli naukowiec uświadamia sobie swoje braki i potrafi je uzupełniać - na przykład poprzez współpracę z praktykami (wielu ludzi sukcesu nie ma formalnego wykształcenia). Gorzej jeśli uzyskane sukcesy naukowe przypisuje on jakimś nadzwyczajnym zdolnościom, które z pewnością stanowią atut w każdej dziedzinie. Brak ostrożności przy wykraczaniu poza ugruntowaną wiedzę specjalistyczną przynosi często opłakane skutki.

Tytułem przykładu można podać kuriozalny pomysł stworzenia PAN-University. Jest to odpowiedź polskich naukowców na powszechnie dostrzegany problem jakości polskich uniwersytetów.

Analityczny umysł dostrzega objawy: niska (i wciąż spadająca) pozycja w międzynarodowych rankingach. Dlaczego tak się dzieje? Wystarczy przeanalizować te rankingi. Wśród kryteriów jakie są tam stosowane poczesne miejsce zajmują cytowania prac naukowych. Ale przecież w Polsce nie brak naukowców, których dorobek jest dostrzegany na świecie. Więc gdyby ich tak zgromadzić w jednym miejscu – mielibyśmy się czym pochwalić. Okazuje się na dodatek, że istnieje instytucja (PAN) która może to kryterium wypełnić lepiej niż jakakolwiek uczelnia. Wystarczy dopisać do nazwy instytucji słowo „uniwersytet” i już! Oczywiście trzeba jakieś minimum działań podjąć, aby przynajmniej na pierwszy rzut oka ta nowa nazwa nie była pustą. W czym jak w czym, ale w tworzeniu fikcji polscy naukowcy są mistrzami. Ale po 1 października nie będzie uczelni, bez napuszonych przemów na temat tradycji, wspólnoty akademickiej i temu podobnych atrybutów, których nie da się uzyskać żonglując nazwami…. Czy pomysły profesorów PAN (mocno wspierane przez Ministra Gowina) nie prowadzą zatem do dalszego upadku autorytetu nauki?

Czy nie wystarczy im kompromitujące zaangażowanie polityczne niektórych akademików? Losy polskiego sądownictwa nic ich nie nauczyły? Raz utraconego autorytetu łatwo odzyskać się nie da.

Jerzy Wawro

 

PS.

Inspiracją do napisania tego tekstu były utyskiwania dr Krzysztofa Pasierbiewicza na PiS, który nie chce się otworzyć na „konstruktywną krytykę” (ze strony ludzi nauki zapewne). Jego analityczny umysł bezbłędnie wychwytuje wszystkie potknięcia władzy. Może zatem już wkrótce doczekamy się niezapomnianego widoku ludzi ubranych w togi z gronostajami, podskakujących w rytm okrzyków „kto nie skacze ten za pisem”? Po takich deklaracjach polsko-niemiecka współpraca naukowa może wejść na nowy level. Niemiecka prasa twierdzi, że na Malcie to był "policzek nie dla Polski, tylko dla Kaczyńskiego". Polscy naukowcy z pewnością potrafią naukowo udowodnić, że Premier Szydło jest premierem Kaczyńskiego, a nie Polski. A te kilka/kilkanaście milionów Polaków sądzących inaczej to głupie i nie wykształcone są (a na dodatek w małych miasteczkach i po wsiach się gnieżdżą).

Tak przy okazji: sensacją naukową ostatnich dni jest odtworzenie „transmisji” z przeszłości. Fotony odbite od przed wiekami od Ziemi dotarły do jednej z odległych planet, by ponownie wrócić na Ziemię. Super czułe urządzenia wspomagane specjalistycznym oprogramowaniem pozwoliły na uzyskanie zapisu Bitwy pod Grunwaldem. Okazuje się, że ten obraz znacznie odbiega od naszych wyobrażeń. Walczący za Polskę wojacy nie zawsze zachowywali się po rycersku. Po prostu wstyd i hańba przed całym światem :-(. W związku z tym odkryciem polscy naukowcy wystąpili ze stanowczym żądaniem, by bitwę z Krzyżakami unieważnić.

Tak na wszelki wypadek: To są oczywiście żarty (przedwczesny pierwszy kwietnia).