Jeden z nielicznych poglądów, które u kandydatów na prezydenta w obecnych wyborach są skonkretyzowane, dotyczy prawa posiadania broni. Prawicowi kandydaci w większości opowiadają się za większym upowszechnieniem broni.
Ale nawet w tej sprawie wyrażane argumenty są płytkie i/lub jednostronne. Państwem, w którym broń jest w powszechnym posiadaniu są Stany Zjednoczone. W sposób oczywisty przekłada się to na ilość zabójstw z użyciem broni palnej. Widać to nie tylko na wymownym wykresie pokazującym ilość takich zabójstw oraz upowszechnienie broni na tle innych krajów:
Jeszcze większe wrażenie robi porównanie trendów w różnych regionach USA. Wniosek jest dość oczywisty: ilość zabójstw jest silnie skorelowana z ilością broni w posiadaniu społeczeństwa.
To jednak nie wszystko.
Równolegle postępuje zaostrzanie prawa i ilość osób odsiadujących kary więzienia. Więziennictwo stało się w USA bardzo intratnym biznesem. Pod wpływem lobby tego „przemysłu” wprowadzono przepisy, które Europejczykom wydają się wręcz barbarzyńskie.
Należy do nich Three-Strikes Laws - prawa, które przewiduje z automatu horrendalne kary dla recydywistów (przy trzecim przestępstwie). Prowadzi to do takich absurdów jak 29 lat więzienia za kradzież wartości 20 dolarów. Takich trudnych do zaakceptowania praw jest w USA więcej. Na przykład Arizona SB 1070: „sponsorowane” przez firmę CCA prawo antyimigracyjne pozwalające na zatrzymanie każdego człowieka powyżej 14 i żądanie, by udowodnił, że nie jest imigrantem. Biznes związany z więziennictwem – jak każdy biznes dąży do maksymalizacji zysku. Nic więc dziwnego, że lobbuje za zaostrzaniem prawa i ograniczaniem zwolnień warunkowych (zob. Truth in Sentencing).
Powszechne prawo do użycia broni to jedno z praw, które wymagałyby zmian całego systemu prawnego państwa. Czy aby na pewno USA to dobry wzór do naśladowania?
Nawet tak proste pytanie nie ma jednak szans na pojawienie się ze strony dziennikarzy polskich mediów, którzy narzekają, że „kampania jest niemrawa”. A jaka ma być – skoro oni ją obsługują. Skoro nawet demaskatorska książka Sumlińskiego nie spotkała się z zainteresowaniem, to nie ma na co narzekać.