Być może traktat CETA jest tylko potwierdzeniem stanu faktycznego i suwerenna Polska jest tylko mitem. Jeśli jednak brać na poważnie zapewnienia rządzących Polską, to jest inaczej. Wówczas ten traktat nabiera zupełnie innego znaczenia i można go porównać do traktatów rozbiorowych. Tak jak na przełomie XVIII i XIX wieku, po CETA nastąpią zapewne następne działania – aż do całkowitej utraty suwerenności.

Ta analogia może się wydawać przesadzona jedynie komuś, kto się naczytał opowiastek o Międzymorzu i patrzy na świat przez pryzmat przeszłości: gdy to własne wojska i zarządzanie własnym terytorium przesądzały o niepodległości. Nowoczesne podboje rzadko przybierają postać militarnego konfliktu, a terytorium nie jest najcenniejszym zasobem grabionego kraju.

Takim cennym zasobem jest na przykład najbardziej aktywna i zdolna część społeczeństwa. Polska utraciła wskutek 25 lat takiej grabieży po 1989 roku miliony swoich obywateli. Jeśli wziąć załamanie się trendów demograficznych – to można stwierdzić, że zamiast 50-cio milionowego prężnego społeczeństwa, mamy 38-mio milionowe społeczeństwo stojącego na skraju demograficznej katastrofy. To jest efekt najbardziej widoczny i mierzalny. Do tego trzeba dodać utratę gospodarczej suwerenności, upadek kultury i nauki oraz rozkład systemu politycznego.

Podjęte przez obecny rząd reformy obudziły nadzieję – łudzimy się tak jak kiedyś nasi przodkowie kibicujący Kościuszce i Napoleonowi. Otrzeźwienie może nastąpić, gdy zauważymy – że ostro kłócące się ze sobą strony politycznego sporu są zadziwiająco zgodne, gdy w grę wchodzi interes wielkich korporacji. Tak było w kwestii kredytów frankowych i tak jest w sprawie traktatów o wolnym handlu (w tym samym kierunku zmierzają też plany wprowadzenia obligacji społecznych).

Politycy koalicji potrafią ostro i po imieniu nazywać działania współczesnych „targowiczan”. Ale nie idą za tym żadne działania – nawet w przypadkach ewidentnej zdrady stanu. Czy aby na pewno wynika to wyłącznie z obawy przed zaostrzaniem konfliktu? A może to wszystko jest tylko teatrem dla gawiedzi?

 

Politycy zapewniają nas, że nasze obawy dotyczące CETA są przesadzone i bezpodstawne. Problem w tym, że ci „uspokajacze” nie ponoszą żadnej odpowiedzialności (ikoną takiej nieodpowiedzialności jest Janusz Lewandowski, który znów bardzo się ożywił), a używane przez nich argumenty są beznadziejnie głupie. Ponieważ te regulacje dotyczą przyszłości – nie da się udowodnić ich szkodliwości. Argument Ministra Spraw Zagranicznych oparty na tym braku dowodów jest więc takiej samej jakości, jak głupoty autorstwa wiceministra rozwoju.

Nie mamy wiedzy o przyszłości, ale nasza wiedza jest wystarczająca, aby ocenić politykę gospodarczą, której elementem są traktaty o „wolnym handlu”. Tej strategii nie da się pogodzić z zapowiedziami Jarosława Kaczyńskiego z kampanii wybrczej – przełomu na miarę 1989 roku. Można by na to machnąć ręką, gdyby nie to, że taki przełom jest dla Polski niezbędny.

Fundamentem trwałego rozwoju zawsze jest odpowiedni poziom samowystarczalności. Jeśli państwo jest uzależnione od zewnętrznych kredytów i dostaw, których kontrola jest skoncentrowana w jednym miejscu – nie można mówić o suwerenności. Pomimo kryzysu przełomu lat 1989/1990 Polska osiągnęła wówczas zrównoważony budżet, a zagraniczni wierzyciele nie mieli praktycznie żadnych mechanizmów, by kontrolować Polską gospodarkę. Dlatego była im potrzebna styropianowa banda z Balcerowiczem na czele. Obecnie Polska jest w trudniejszej sytuacji – głównie z powodu zadłużenia zagranicznego. Traktaty o „wolnym handlu” sprawią, że nasz los zostanie przesądzony. Tu nie chodzi o wolność gospodarczą (tylko idiota może nazwać 1500 stron nowych przepisów liberalizacją). O co więc chodzi? Przedstawiają to poniższe schematy, na których dla uproszczenia zawężono gospodarkę do czterech kategorii: żywność, energia, system finansowy i produkty konsumpcyjne.

Normalnie współpracujące ze sobą kraje zachowują zdolność do w miarę normalnej egzystencji nawet gdy zostaną przerwane więzi między nimi:



Monetaryzm pozwolił na podporządkowanie gospodarki systemowi finansowemu, którego kontrola została wyjęta z gestii państw narodowych:



Ten sposób sprawowania władzy nad światem wyczerpuje się jednak, gdyż z jednej strony system finansowy ulega degeneracji i bez zwiększenia kontroli państw może się zawalić, a z drugiej rozwijają się pozabankowe systemy rozliczeń, które powodują przesunięcie w kierunku wolnego rynku. Dlatego zwiększenie wymiany międzynarodowej powiązane z maksymalizacją wzajemnych zależności jest sensowną alternatywą (zabezpieczającą dotychczasowe wpływy).



Oczywiście nigdy nie jest aż tak, że jeden kraj produkuje żywność a drugi energię. Nigdy też korporacje nie będą kontrolować całej wymiany. Jednak poziom, który pozwala szantażować rządy poszczególnych państw – gdyby stały się nieposłuszne – jest łatwy do osiągnięcia. I to jedyny sensowny cel, jaki może przyświecać autorom traktatów, które nasz (?) „patriotyczny” rząd chce ochoczo podpisywać.

PS.

Do niedawna można było liczyć na to, że wygrana Donalda Trumpa w USA pokrzyżuje autorom traktatów szyki. Kiedy jednak kampania zniżyła się do poziomu genitaliów – szansa na to zmalała.