We współczesnej ekonomii można wydzielić dwa podejścia: personalistyczne i mechanicystyczne. Szkoła austriacka to ekonomia ludzkiego działania. Szkoła anglosaska zaś skupia się na badaniu mechanizmów gospodarczych i sterowaniu nimi. Jeśli popatrzymy na działania polityków o różnych poglądach od strony celów, można mieć wrażenie wspólnoty, przy zachowaniu różnicy poglądów co do strategii. Jeśli jednak popatrzymy na to od strony kosztów i wyrzeczeń, różnica staje się bardziej fundamentalna. Ekonomia mechanizmów zakłada, że wzrost gospodarczy jest celem głównym, bo dzięki niemu wszystkim będzie lepiej. Ekonomia personalistyczna nie zgadza się na podporządkowanie dobra człowieka dobru „systemu”, nawet w szczytnym celu.

Jednym ze zwiastunów przesunięcia w kierunku personalistycznym jest krytyka wskaźnika PKB (ang. GDP), jako wyróżnika postępu.

Nawiązując do swojej niedawnej publikacji o przełamaniu kryzysu w Europie, portal www.businessinsider.com wskazuje, że za wcześnie na optymizm, gdyż fundamentalne problemy nie są rozwiązywane. Wśród nich najważniejsze jest bezrobocie.

Tuż obok artykuł nawiązujący do raportu o zmianach bezrobocia w USA. Autorzy piszą o tym, że na czołówkach wiadomości podaje się dane o PKB (właśnie pokazał się raport za drugi kwartał), gdy tymczasem prawdziwa historia, to historia bezrobocia. Dlatego raport ADP na ten temat jest ważniejszy.

 

Przeglądając pracę, można dojść do wniosku, że chyba głównie przyrost idiotów piszących na ten temat. Przez polskie czasopisma piszące o gospodarce przeszła ostatnio „dobra nowina”: ćwierć wieku niszczenia gospodarstw rodzinnych przynosi efekty. Cieszy się „Puls Biznesu”, „Forbes”, a za nimi różne inne GWna. No bo wszyscy wiedzą, że rolnicy to darmozjady, co to nie płacą podatków etc... Przodownikami w niszczeniu rolnictwa byli Grecy, którzy dostali na to sporo unijnej kasy. Tuż za nimi Portugalia i Irlandia. Naszym "geniuszom" widać spieszno dołączyć do tego grona.

W tym miejscu warto przypomnieć „mit zbitej szyby”. Choć chłopska dupa, to nie szklanka, jednak naprawianie szkód po „reformatorach”-szkodnikach to nie jest najlepszy sposób wydawania publicznych funduszy. Może by je na przykład przeznaczyć na zdrową żywność? Póki nie wymrze obecne pokolenie oglądaczy tv, nie ma co o tym marzyć.

Z jednego tylko tygodnia mamy informacje o pladze komarów przywleczonych do Niemiec z Afryki, drapieżnych rybach z Chin, niszczących amerykańskie akweny i potrutych przez chińskie pierogi Japończykach. A na deser nowy portal Monsanto promujący GMO. Smacznego.

Wobec nieuchronnej zapaści systemu emerytalnego w Polsce, pomysł o równych emeryturach dla wszystkich, wygłoszony ostatnio przez Roberta Gwiazdowskiego wydaje się jakimś wyjściem z sytuacji. Należy zainteresować się systemami z minimalnym zabezpieczeniem państwowym, jakie obowiązują w Australii i Kanadzie. Potrzebna jest jednak zmiana bardziej fundamentalna: społeczeństwo (w pierwszym rzędzie rodzina) ma obowiązek wspierać emerytów, ale nie można automatycznie traktować tego jako zobowiązanie finansowe (dług). Zamiana obowiązku wspierania na dług jest największym błędem „reformy” (zob. propozycję).

Teoretycznie każdy człowiek z ambicjami jest przeciwny stosowania argumentów ad personam. Okazuje się jednak, że połączenie go z uogólnieniem jest powszechnie stosowane. Kiedyś pewien wykładowca przeczytał z książki mądrą sentencję, a widząc uznanie na twarzach studentów pokazał portret autora, o niezbyt miłej aparycji i mówiąc z pogardą: „czy ktoś taki mógłby napisać coś mądrego?” wyrzucił książkę do kosza. Oburzające? Przecież taka strategia jest w polskiej polityce normą – zwłaszcza w wydaniu PO. Jeszcze powszechniej stosuje się etykietowanie w sporach ekonomiczno-gospodarczych. Tu karierę robi słowo „socjalistyczny” (zamiennie z "lewicowy"). Używający go unikają konieczności odnoszenia się merytorycznie do zagadnienia, a lewica bez sprzeciwu akceptuje takie pomnażanie swego dorobku. W ten sposób na przykład w Polsce uniknięto dyskusji o „Doktrynie szoku” N. Klein (bo to przecież socjalistka). Ostatnio wszystkie media podały, że pogrzeb Margaret Thatcher kosztował „tylko” 1.2 mln funtów. Kwota ta zresztą stale maleje i nie wiadomo, czy ostatecznie nie okaże się, że pogrzeb był za darmo (zaczęło się od 10mln, potem podobno rząd podał 3,6 mln, a wczoraj dowiedzieliśmy się, że nie 1.6 a 1,2 mln funtów). Najwięcej kosztowało zabezpieczenie pogrzebu przed spodziewanymi protestami. Na polskich portalach powtarzana jest bezkrytycznie informacja, że te protesty groziły ze strony „lewicowych działaczy odnoszących się krytycznie do Thatcher”. Tak jakby bieda i bezrobocie miały poglądy polityczne. Polityka „Żelaznej Damy” była związana ze świadomym niszczeniem solidarności w społeczeństwie i maksymalizacją nierówności. Siłą rzeczy pozostawiła sporo beneficjentów, ale i sporo pokrzywdzonych. Ale o tym nie musimy dyskutować, skoro to "lewica".

W Kalifornii podwójna recydywa to obligatoryjnie dożywocie (pewnie nie we wszystkich sprawach?). Jak to działa w praktyce? Młody człowiek dostaje dożywocie nawet za niewielkie przestępstwo. Three strikes and you're out.

 

I chyba nie ma związku z tym, że w USA "Prawie wszystkie więzienia w USA stanowią własność firm prywatnych i uchodzą za stabilny i dochodowy interes."

 

Administracja jednego z kalifornijskich więzień ułożyła cennik na usługi dla więźniów związane z poprawą warunków osadzenia. Ceny wahają się kilkuset dolarów do kilkudziesięciu tysięcy dziennie. Teraz każdy więzień za zgodą sądu może dostać cichą celę, wygodne ubrania, telewizor i inne "hotelowe" usługi. Na takie warunki trzeba wydać 115 dolarów za dobę. Poza tym w więzieniu znajdują się cele VIP-owskie, których koszt ma wynieść 10,6 mln dolarów rocznie. Mimo negatywnych opinii szeregu organizacji publicznych na temat inicjatywy, służby nadzorcze przekonują, że ma to pozytywny skutek także dla "bezpłatnych" więźniów, ponieważ dodatkowe fundusze pomagają utrzymać więzienie w dobrym stanie.”