W nadwiślańskim liberalizmie swoboda zawierania umów jest traktowana jak immunitet dyplomatyczny (zob. jak w filmie „Zabójcza broń” jeden z bohaterów unieważnia immunitet). Można każdego naciągnąć, byle skłonić go do podpisania umowy. Widać przy tym wyraźny podział. Dla rodzimych „szemranych biznesmenów” domeną są drobne oszustwa i naciąganie starszych ludzi. Zachodnie firmy – głównie sektor finansowy może działać w dużo większej skali. Ich ryzyko jest niewielkie – bo w najgorszym razie pójdą okradać inne społeczeństwa. Pomimo nieadekwatnie silnej pozycji (której osiągnięcie nie było możliwe bez współpracy rodzimych sprzedawczyków), ich chciwość jest nienasycona. Szczeólnie godne napiętnowania są praktyki firm ubezpieczeniowych (jak ta opisana ostatnio w depeszy PAP). Ludzie zaczynają się organizować, próbując przeciwstawić się tym praktykom. Powstają strony integrujące ludzi, którzy czują się oszukani (przez bank Millenium, przez mBank, przez "frankowe" kredyty). Szanse powodzenia takich akcji nie wydają się jednak duże.

 

Od pewnego czasu przez media przetacza się fala artykułów stawiających pod znakiem zapytania przyszłość Facebook'a. Polskie wydanie Forbes'a w sensacyjnym tonie informuje, że „Facebook się skończył – przynajmniej dla nastolatków. Przytaczane są argumenty użyte wcześniej m.in. przez brytyjski „Independent” (informowaliśmy o tym przed miesiącem). Nie bez wpływu na tą sytuację ma afera podsłuchowa. Założyciel firmy zdaje sobie sprawę z sytuacji, twierdząc jednak, że jej usługi stały się już stałym elementem internetowej rzeczywistości. Tak jak korzystanie z maili lub systemu Windows. Nie musi być cool, ale trudno się bez nich obejść. Krytycy nie biorą pod uwagę dwóch czynników: gigabajtów kodu, które zapewniają wygodę i prostotę użytkowania oraz pozycję, jaką udało się wypracować w okresie dominacji.

 Dla Facebooka bardziej realnym zagrożeniem było powstanie usługi Google+. W każdej dziedzinie usług internetowych można wskazać lidera i pretendenta. Pretendentowi Google+ nie udało się zagrozić pozycji lidera.

Najwięksi dostawcy usług internetowych publikują statystyki dotyczące żądań władz dotyczących udostępniania danych o użytkownikach. Firmy te nigdy nie przyznały się do udziału w niezgodnych z prawem praktykach ujawnionych przez Edwarda Snowdena.

A oto linki do danych dotyczących firm:

Statystyki dotyczą zapytań na podstawie FISA (Foreign Intelligence Surveillance Act) i NSLs (National Security Letters) (zob. informacje na ten temat w „Dzienniku Internautów”).

A oto ilości kont o których firmy przekazywały dane w pierwszym półroczu 2013 roku:

  • Google: 9000-9999
  • Facebook: 5000-5999 kont
  • Microsoft: 15000-15999 kont
  • Yahoo: 30000-30999
  • LinkedIn: 0-249

Informacje na temat zarzutów postawionych przez E. Snowdena można znaleźć na przykład tutaj (z tej strony pochodzi też ilustracja).

Polskie filmy z lat 1957-1987, zrekonstruowane cyfrowo wyświetlać będzie od środy nowojorskie Lincoln Center. Retrospektywa klasyki polskiego kina przebiegać będzie pod hasłem "Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema". Przedstawiciel organizatorów uważa, że „polska kinematografia narodowa jest od dawna jedną z najwspanialszych, a okres przedstawiany w programie był szczególnie płodny”.

Te filmy są świadectwem innej epoki. Bardzo dobrze oddaje ją krótki film dokumentalny K. Kieślowskiego z 1980 roku pod tytułem „Gadające głowy”. Reżyser rejestruje odpowiedzi na proste pytania: kim ty jesteś i czego byś chciał? W dzisiejszych czasach zapewne znaczący odsetek zapytanych odpowiedziałoby coś w rodzaju: „a dajcie mi wy wszyscy święty spokój” :-(. W każdym razie na „kino moralnego niepokoju” nie widać zapotrzebowania.

 

Wczoraj mogliśmy obserwować prawdziwą medialną burzę. Transfer ponad 150mld zł z OFE do ZUS to rewelacyjny nius. Przykuwa uwagę i robi wrażenie. Jak to z medialnymi burzami bywa – piorunów w nich nie uświadczysz, a jutro nikt nie będzie o niej pamiętał. Tym, którzy jeszcze nie wyrobili sobie jeszcze zdania na ten temat można polecić dwa krótkie artykuły. Pierwszy: „4 powody dlaczego OFE nie mogły przetrwać w dotychczasowej postaci” kończy się niezbyt precyzyjną konkluzją: „Niestety wszystkie te grupy nieźle zarobiły na tym, a koszty ponieśli Ci, którzy nie mieli na to wpływu czyli przyszli emeryci”. O szczegółach tych zarobków informuje prof. Leokadii Oręziak w drugim tekście: „Jak wprowadzono w Polsce OFE”.

Gdy mowa o burzy bez piorunów, to warto zadać pytanie o odpowiedzialność za wielomiliardowe straty społeczeństwa. Zgódźmy się z argumentacją rządu i zaakceptujmy odwrócenie „reformy”. W takim razie łatwo będzie podliczyć kwoty, jakie na niej zyskali bankierzy nie dając nic w zamian. Ktoś zyskał – ktoś stracił. Polacy – nic się nie stało?