Gdyby nie było Rzeplińskiego, trzeba by było go wymyślić. To jest przeciwnik na miarę naszych możliwości. W tej absurdalnej sprawie Premier Szydło potrafi pokazać, że jest „człowiekiem z jajami” (chyba jedynym w polskim rządzie). Powiedziała wreszcie jasno co myśli o KE: „nie wprowadzimy zaleceń niezgodnych z interesem Polski i jej obywateli”. W sprawie CETA już tej odwagi brakło. Rząd wszedł gładko w koleiny wyrzeźbione przez PO: to nie my, to nasi poprzednicy….. (coś koszmarnego).

Francuskie władze podjęły „ostre kontrole firm transportowych”, które mają na celu „wyeliminować Polaków, którzy w tamtejszym rynku przewozów mają 25-proc. Udział”. I co? W Polsce nie ma specjalistów od „ostrych kontroli”? Są. Bywało nawet tak, że z powodu pomyłki księgowej uznano księgi rachunkowe za nierzetelne, co skutkuje poważnymi konsekwencjami prawnymi. My mamy dużo więcej firm do „wyeliminowania”. Może nawet udałoby się odzyskać kontrolę nad zagrabioną infrastrukturą telekomunikacyjną (odpowiednie podatki od kabli w ziemi oraz zakaz łączenia funkcji operatora infrastruktury z dostawcą usług mogłyby pomóc). Francuzi bardzo by chcieli uchodzić za mocarstwo – ale bardziej pasuje tu określenie „chory człowiek Europy”. Obawy przed postawieniem się Niemcom czy USA można zrozumieć, ale nie „żabojadom”.

Nasz wojowniczy rząd nawet z jawnie antypolskimi mediami nie potrafi sobie poradzić. Ulubioną ich metodą w antypolskiej nagonce  jest uogólniania nieprzychylnych Polsce wypowiedzi. Nie napiszą na przykład, że piśmie czeskiej „elity” pojawił się krytyczny artykuł, tylko że „Czesi krytykują rządy PiS'u w Polsce”. Gdy lewak z czeskiego TK wsparł swojego odpowiednika w Polsce, natychmiast zinterpretowano słowa, że czeski Sąd Konstytucyjny „stoi razem z polskim trybunałem po stronie rządów prawa” jako czeskie stanowisko. Z kolei wypowiedź Przewodniczącego Bundestagu przypisano całym „niemieckim elitom politycznym”. Nagminnie stosuje się przy tym podgrzewanie tematu nagłówkami w rodzaju „Berlin przerywa milczenie” (i traci cierpliwość wobec Polski). Gdy temat zejdzie z pierwszej strony jakoś dziwnie traci na „wyrazistości” (prawie każdykontrowersyjny tytuł na rp.pl jest zmieniany).
Wojowniczy minister Macierewicz zauważa: „Część mediów lobbuje za obcymi, a nie polskimi interesami”. No i co? Nikt nie widzi związku z tym, że te media nie mają polskich właścicieli? Nic się z tym nie da zrobić? Słowa, słowa, słowa…. O większego trudno zucha, Jak był Stefek Burczymucha….  

Jeśli Trump zostanie Prezydentem, to będzie bezprecedensowy triumf: pokona nie tylko Demokratów, ale i republikański beton, a skowyt amerykańskiej eliciarni na pewno wywoła sejsmiczne fale widziane z kosmosu ;-).

Jeśli wygra Clinton – też będzie precedens. Chyba jeszcze nigdy kandydat na Prezydenta nie był tak „umoczony”: Były wiceszef FBI w niedzielę w radiowym wywiadzie porównał Clintonów do „rodziny mafijnej” i powiedział, że „fundacja Clintona to szambo”.

Jego zdaniem Hillary Clinton jest „patologicznym kłamcą”, a dochodzenie FBI w sprawie jej serwera pocztowego nie było „nigdy prawdziwym dochodzeniem”.

Ujawnienie dokumentów TOP SECRET, niszczenie dowodów, spisek, krzywoprzysięstwo, utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości – wyliczał Kallstrom w Fox News.

Najnowsze rewelacje WikiLeaks pokazują, że dziennikarka CNN przekazała Clinton pytania przed debatą (stacja zwolniła dziennikarkę). Wcześniej ujawniono, że Fundacja Clintonów przyjmowała pieniądze od państw naruszających prawa człowieka, ale też służyła do robienia przy okazji prywatnego biznesu. Darczyńcy równie chętnie płacili na fundację, jak i na prywatne konta Clintonów.

Jeśli w Google wpiszemy „Clinton unikał podatków”, to wyskoczy nam setki stron opisujących jak to „Trump unikał płacenia podatków przez 18 lat”. Drobna różnica: Trump grał według reguł ustalanych przez państwo i w ramach prawa. Gdyby te „luki prawne” nie istniały – nikt by z nich nie korzystał. U Clintonów zaś zachodzi podejrzenie korupcji (FBI sprawdza) pay-to-play (korzyści w zamian za wsparcie). Ujawnione dokumenty dotyczące dużego zwrot podatku dla fundacji pokazują dodatkowo hipokryzję Clinton, atakującej Trumpa za optymalizację podatkową.

Chyba najistotniejszym elementem tej kampanii jest właśnie upadek mitu wolności słowa w USA: Kampania ujawniała nie tyle brak obiektywizmu (co w przypadku demokratycznej CNN nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem) co raczej rażącą jednostronność przekazu medialnego w USA, zarówno na poziomie prasowym, jak i telewizyjnym. Zasadniczo ogromna część sprawozdań (a relacja z kampanii w głównych serwisach jest realizowana przez 24 godziny na dobę co najmniej od początku roku)  sprowadza się do negatywnej oceny wypowiedzi kandydata Republikanów.


Cieszą się eksperci i pracodawcy, bo „imigranci powoli wypełniają lukę po Polakach, którzy wyemigrowali, głównie do Wielkiej Brytanii”: Polska jest coraz atrakcyjniejszym rynkiem pracy dla cudzoziemców. W ciągu dziewięciu miesięcy tego roku złożyli oni 100 tys. wniosków o zezwolenie na pobyt w naszym kraju - to o jedną trzecią więcej niż w takim samym czasie 2015 roku.

A jakby ktoś nie wierzył polskim ekspertom (co byłoby dziwne, bo oni niczym się nie różnią od ekspertów „wiodących krajów”) - to ma potwierdzenie w raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podobno według niego „imigranci, bez względu na kwalifikacje, przyczyniają się do wzrostu dobrobytu państw, które ich przyjmują”.

Jeśli ktoś nie jest ekspertem, to może mu się wydawać, że setki tysięcy wykształconych specjalistów opuszczających nasz kraj z myślą o pracy zarobkowej rzeczywiście przyczynia się do wzrostu dobrobytu krajów do których się udają. Ale setki tysięcy „uchodźców”, którzy kierują się tam gdzie wyższy „socjał” to już niekoniecznie. Poza tym Polacy ze swym częściowo odziedziczonym (taki parszywy kod kulturowy) a częściowo wytresowanym (taka jest rola „eliciarni”) poczuciem niższości nie starają się na siłę „ubogacić” tubylców swymi obyczajami.

Ale eksperci jak to eksperci – postrzegają świat bardziej dogłębnie, ale gdy się pochylają nad problemem, tracą perspektywę jaka jest dostępna w postawie wyprostowanej.

Jeśli na Ukrainie nadal będzie postępować rozkład państwa, to do Polski może ruszyć nawet kilka milionów uchodźców. Co wtedy? Jak już wypełnią istniejącą „lukę”, to będziemy ją poszerzać? Wielka Brytania chce się pozbyć imigrantów z Polski, a nie ich przyjmować. W pozostałych państwach też daje o sobie znać problem „ubogacania”. No to może wrócić do pomysłu z Madagaskarem ;-)



Cokolwiek ujawniają nowe maile Weinera, prawdopodobnie nie zaszkodzi Clinton. Dlaczego?

Udało się (chyba) przenieść punkt ciężkości narracji o ostatnim skandalu na „wybryk” dyrektora FBI Comeya. Demokratyczna Koalicja Przeciw Trumpowi (niesamowite jest samo powstanie czegoś takiego jak The Democratic Coalition Against Trump) złożyła skargę do Departamentu Sprawiedliwości przeciw dyrektorowi FBI – oskarżając go o próbę wpływania na wybory. Przedstawiciel wspomnianej „Koalicji..” mówi, że Comey powinien skoncentrować się na łapaniu terrorystów i chronieniu Ameryki, a nie badać „przyszłą prezydent-elekt USA Hillary Clinton”. Szef FBI stał się wrogiem publicznym - pomimo tego, że jeszcze niedawno była dla Demokratów był to człowiek o „silnym poczuciu dobra i zła” (Obama).

W mediach społecznościowych nagle dziwnie ludzie przestali się interesować najbardziej medialną w dziejach i pełną zwrotów akcji kampanią.

Oto trendy popularności według Facebooka:

Informacja o mailach nie znalazła też zainteresowania na Twitterze, ani na na Reddit (amerykański „Wykop”). Można być jednak pewnym, że gdyby FBI wszczęło śledztwo, które mogłoby zaszkodzić Trumpowi – zainteresowanie byłoby ogromne.

Najważniejsze jest jednak to, że te wybory przekształciły się w walkę plemienną. Kobiety będą głosowały na Clinton, bo ona jest kobietą. A na dodatek Trump je obraził. Dla establishmentu Trump jest nie do zaakceptowania i już. Nieważne co zrobi i kim jest jego przeciwniczka. W sytuacji, gdy tracą oni wpływy – pozostaje jedynie gra na coraz silniejsze podziały w społeczeństwie. Znamy to doskonale...



 Jak wiadomo z relacji pani Hillary Clinton, potwierdzonych przez 17 agencji USA (aż tyle jest potrzebne do obrony demokracji?) - to Rosja (a może i Putin osobiście) próbuje ją powstrzymać w marszu do Białego Domu. To „rosyjscy hakerzy” są odpowiedzialni za te wszystkie wycieki i przecieki informacji.

Certyfikat 17 agencji i potwierdzone przez FBI świadectwo moralności to chyba wystarczy, by uznać Hillary Clinton za krystalicznie czystą?

Nieoczekiwanie jednak wczoraj FBI ogłosiło, że wznawia zakończone śledztwo. Pojawiły się ponoć nowe dowody w postaci odzyskanych maili. Tym razem nie od Putina, ani z WikiLeaks (ktoś wpadł na pomysł, że to Julian Assange osobiście te informacje publikuje i odcięto mu dostęp do internetu).

Maile znaleziono na komputerze niejakiego Antoniego Weinera, byłego męża współpracownicy Hillary Clinton - Humy Abedin. Komputer Weinera przeszukano w związku z podejrzeniem o pedofilię, na podstawie korespondencji z 15-letnią dziewczyną. Gdy przeszukano ten komputer – okazało się, że korzystała z niego również Huma Abedin, korespondując z Hillary Clinton.

Sprawa miała miejsce 2 lata temu, ale jakoś tak się zdarzyło, że ktoś w FBI znalazł maile dopiero teraz. Niecałe dwa tygodnie przed wyborami. Nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Albo….

Albo macki Putina dosięgły FBI ;-)