Jednym z niezawodnych sposobów podniesienia sobie ciśnienia (czasem stosuję) jest czytanie felietonów Jerzego Stępnia. Jeszcze nigdy nie udało mi się jego tekstu dokończyć. Tym razem zatrzymałem się na zdaniu ”Jak pisze jeden z wybitnych komentatorów (Leszek Garlicki) – doktryna społecznej gospodarki rynkowej miała „w Niemczech (i innych państwach Zachodu) służyć modyfikacji porządku gospodarczego opartego na ustabilizowanym istnieniu mechanizmów wolnorynkowych”. No jeśli profesory (i to wybitne, bo sądzę, że oni zwracają się per „wybitny panie psorze”) ustaliły, że gospodarka faszystowska miała „ustabilizowane mechanizmy wolnorynkowe”, to tak musi być. A studenty wykują na blachę i nowe pokolenie prawników-lemingów zasili nasze państwo.

 

 

 

 

 

Pojawiające się w innych krajach dążenia do przewalutowania kredytów z walut obcych na walutę rodzimą, wywołują liczne komentarze w Polsce. Na przykład Jerzy Bielewicz zwraca uwagę na to, że polityka rządu uderza wprost w tych kredytobiorców. Nie brak też głosów, że to kredytobiorcy ponosili ryzyko i to ich zmartwienie. Jednak to ryzyko nie mogło obejmować tego, że rząd mógł sobie z dnia na dzień zmienić fundamentalne zasady polityki finansowej. Warto więc przypomnieć komentarz na ten temat sprzed dwóch lat: „Jedyną racjonalną decyzją ludzi zadłużonych we frankach jest obecnie głosowanie w jesiennych wyborach przeciw politykom, którzy prowadzą nasz kraj do finansowej katastrofy. Bo to właśnie ci kredytobiorcy odczują jej skutki najbardziej”.

 

 

Najłatwiej zrozumieć to na przykładzie informacji z dzisiejszego dnia. Oto polskie i zachodnie gazety donosiły, że: „dane z Japonii popsuły nastroje, na giełdzie. Akcje na Wall Street zniżkowały, z powodu kiepskich danych makro z Japonii [...]”. Gdzie indziej można zaś wyczytać, że „wtorkowa sesja na rynkach azjatyckich zdecydowanie wybija się na tle relatywnie spokojnego ostatnio rynku. Silne wzrosty w Tokio, ale przede wszystkim w Chinach to dobra wiadomość dla notowań w Warszawie”. Najwyraźniej złe dane z Japonii dotarły już do Nowego Jorku, ale do Tokio nie zdążyły.

Portal prisonplanet analizuje, dlaczego tak wiele osób decyduje się na stałe opuścić USA. Wśród tych przyczyn chyba najbardziej szokującą jest informacja, że 40% zatrudnionych w tym kraju zarabia mniej, niż wynosiła minimalna płaca na pełny etat w 1968 roku.

 

Jeśli ten emigracyjny trend się pogłębi, to utrzymywanie barier ochronnych w postaci wiz przestanie mieć sens. Oby tylko nie było łapanek „ochotników” do pracy dla Wielkiego Brata.

Kwestia odpowiedzialność za słowa w dobie internetu nabiera szczególnego znaczenia. Właśnie złożono doniesienie do prokuratury w sprawie śmierci Rroberta Larkowskiego. Zmarł on na zawał w kilka dni po głupiej akcji informacyjnej przeciw niemu, jakoby miał się powiesić. Związek stresu tym wywołanego z jego śmiercią wydaje się dość prawdopodobny. To nie jest pierwszy przypadek tego, że głupota ubrana w słowa i umieszczona w internecie zabija....