Poseł Kropiwnicki z PO wynajmował mieszkanie na dom publiczny (ponieważ teoretycznie rzecz biorąc czerpanie korzyści z nierządu w Polsce jest karalne, tego rodzaju działalność nazywa się „agencją towarzyską”). W październiku ubiegłego roku portal niezalezna.pl a później wpolityce.pl publikowały informację o tym, że mieszkańcy skarżą się na uciążliwe sąsiedztwo. Publikowano też odpowiedź posła na petycję mieszkańców, w której zapewniał, że sprawdzi ich sygnały – bo wcześniej nie wiedział co robią najmujący.

Później było drugie pismo od mieszkańców – już bez odpowiedzi. Jednak poseł wymówił najem, co potwierdza lokalna prasa: Cytat z gazetawroclawska.pl: Dziś byliśmy w budynku przy legnickim Rynku 13, w którym ma mieszkanie poseł Kropiwnicki. Mieszkańcy wprost nie mówią o agencji towarzyskiej, a le przyznają, że czasami przed blokiem stała kolejka mężczyzn. - Teraz mamy już spokój. Jest dobrze, a mieszkanie stoi puste - mówi jedna z lokatorek.

Co ciekawe cytat ten przytoczony na jednym z internetowych portali był nieco inny: „Dziś byliśmy w budynku przy legnickim Rynku 13, w którym ma mieszkanie poseł Kropiwnicki. Mieszkańcy anonimowo przyznają, że w ubiegłym roku działy się tutaj różne rzeczy.

Gdy poseł Patryk Jaki z sejmowej poruszył ten temat - wybuchła awantura, a jego wypowiedź przerwano. Nieoceniony poseł Neuman grzmiał - Takim ludziom oddaliście władzę w prokuraturze, ludziom, którzy posługują się anonimami, którzy posługują się donosami jako dowodami w sprawie, takim ludziom oddaliście prokuraturę -Żądamy od pani premier, aby w trybie natychmiastowym zdymisjonowała takiego urzędnika.
Media antyrządowe chóralnie informują o tym cytując Neumana lub Grzegorza Schetynę, który stwierdził, że takie zachowanie wiceministra sięga bruku, a „zarzuty są absurdalne”. Podobno Kropiwnicki chce oddać sprawę do sądu. Znając polskie sądy – poseł Patryk Jaki może sprawę przegrać. W jego wypowiedzi znalazło się bowiem stwierdzenie: Poseł Kropiwnicki wychodzi na mównicę i mówi wielokrotnie o standardach. Problem polega na tym, że mieszkańcy okręgu pana posła Kropiwnickiego skarżą się, że pan poseł Kropiwnicki w swoim mieszkaniu prowadzi agencję towarzyską.

Formalnie rzecz biorąc poseł osobiście burdelu nie prowadził, a mieszkańcy skarżyli się, ale już się nie skarżą (powinien użyć czas przeszły a nie teraźniejszy).

W dniu następnym poseł Jaki wyjaśni: Fakt 1 - mieszkańcy budynku w którym mieszkanie ma poseł Kropiwnicki podpisali z imienia i nazwiska (czyli nie jak sugerują gazety „anonimowo”) list w którym sugerują, że może tam być agencja towarzyska. Fakt 2 - poseł odpowiadając na list - stanowczo temu nie zaprzeczył - i sam oczekiwał wyjaśnienia tej sprawy. Ja powtórzyłem tylko to o czym mówił Pan poseł - że sprawę trzeba wyjaśnić. Nic nie przesądzając. Fakt 3 - poseł wypowiedział po artykułach tę umowę najmu - czyli jednak nie był zadowolony z najemców.

Oczywiście sprawa samej ustawy nad którą obradował sejm zeszła na plan dalszy. Jednak w tym wypadku cała historia jest na tyle pouczająca, że może to i dobrze?

1. Poseł Patryk Jaki miał prawo interesować się tym, jak posłowie zarabiają na życie, ale po pierwsze chyba nie w tym kontekście (dyskusja na temat ważnej ustawy) i z większą starannością.

2. Reakcja Targowiczan jest skrajnie głupia. Gdyby poseł Kropiwnicki po prostu powiedział, że po informacjach od mieszkańców wymówił umowę, a poseł Jaki nie sprawdzając tego się wygłupił i powinien przeprosić, zapewne na takich przeprosinach by się skończyło i nikt by się tym nie interesował. A tak – cała Polska żyje sprawą, a większość zapewne wie tylko, że coś jest na rzeczy.

3. Może już czas, aby polskie władze (a może nawet sam nad-trybun Rzepliński) ustaliły, czy zmiana nazwy z „dom publiczny” na „agencja towarzyska” sprawia, że właściciele przestają czerpać korzyść z nierządu. A jeśli przy okazji się okaże, że poseł Kropiwnicki nie zreagował na pierwszy list mieszkańców – to będzie dopiero zabawa ;-).

Deklarowanym celem „obrońców demokracji” jest „aby było jak dawniej”. Dlatego warto przypominać jak było: Bicie kluczami po jądrach, zmuszanie do przysiadów nago, do siadania na pałce policyjnej ustawionej na sztorc, gazowanie w zamkniętym samochodzie – tak według relacji uczestników wydarzeń działała policja, wymuszając przyznanie się do winy w czasie Akcji Widelec.

Policjanci nazwali akcję „ostatecznym rozwiązaniem problemu kibiców Legii”. Co za okropny kaczysta mógł wymyślić coś takiego? Ujawnił to Donald Tusk na konwencji PO w 2010 roku: "Kiedy trzeba było poskromić po raz pierwszy, z użyciem policji, chuliganów na ulicach Warszawy – tę decyzję podjął, jak pamiętacie, Grzegorz Schetyna – co zrobił PiS i jego szef? Stanął w obronie chuliganów przeciwko policji".

Dzisiaj Grzegorz Schetyna „broni demokracji” na ulicach.

Polityczne rozwiązanie problemu często stanowi samo w sobie problem. Czemu nie są stosowane rozwiązania najprostsze i najskuteczniejsze?

Poniżej trzy takie proste rozwiązania, o których póki co politycy nawet boją się wspominać:

1. Kredyty frankowe i zakaz lichwy.

Prostym rozwiązaniem jest wyliczenie lichwy na podstawie różnicy między spłatą, a zmniejszeniem zadłużenia powiększonego o koszty wierzyciela. Na przykład spłata wynosi 1200 PLN, bank odpisuje od kapitału 1000PLN, a udokumentowanych kosztów obsługi (koszty ogólne + koszty ubezpieczenia) może wykazać na 50PL. Odsetki wyliczamy następująco:100% *( ( 1200-1000-50 ) / 1000 ) = 15%.

Nikogo nie powinno obchodzić w jakiej walucie jest brany kredyt ani jak jest liczona spłata. Rozwiązanie jest proste i uniwersalne. Za jednym zamachem pozbywamy się problemu kredytów frankowych i wykorzystujących specjalnie dla nich zrobione luki firm pożyczkowych.

2. Państwo prawa i Konstytucja jak akt prawny.

Praktyka stosowana przez nasz wymiar (nie)sprawiedliwości jest taka, że nie można się przed sądem powołać na Konstytucję. Prawników interesują wyłącznie kodeksy. Tymczasem łamanie Konstytucji powinno być uznane za ciężkie przestępstwo pospolite, zagrożone karą bezwzględnego więzienia. Dlaczego jawne i wielokrotne łamanie Konstytucji przez sędziów TK jest bezkarne? Gdyby sędziowie musieli brać pod uwagę fakt, że prokurator może ich działania potraktować jako przestępstwo pospolite, nie byłoby problemu upolitycznienia TK. Logika i prawo nie mają przynależności partyjnej. Jeśli zaś w państwie prawa wszystkie instytucje i osoby mają działać w ramach prawa, to TK nie może być wyjątkiem. Immunitet w żadnym razie nie powinien ich chronić.

Przywódca Polaków udał się do na spotkanie z przywódcą współczesnych targowiczan. Nie wygląda jednak na to, aby próba osiągnięcia zgody dała jakieś efekty. Targowica jest zdeterminowana i zjednoczona. Marti Schulz który wszedł w rolę ambasadora Moskali sformułował sobie pretekst do ataku na Polskę – twierdząc, że on jedynie krytykuje rządzących, a nie kraj. Targowicy ten idiotyzm wystarczy. Mówią jednym głosem: zwycięstwo w wyborach nie może być traktowane jako legitymizacja do zmiany całego kraju (czytaj: reformy państwa). Donald Tusk – przywódca targowiczan postępuje zgodnie z wcześniej przejawianą logiką: dobro kraju nie może być równocześnie sukcesem PiS: Urzędnicy pytali go, czy bez wprowadzenia procedury kontroli Polski Jarosław Kaczyński się zatrzyma. – Nie zatrzyma się, aż zrobi, co sobie zaplanował, a cofnięcie się Brukseli PiS sprzeda w Polsce jako swój wielki sukces – miał według „Faktu” mówić Tusk i podkreślać, że bez procedury PiS może się tylko rozzuchwalić.

Przedstawiciel targowiczan na kraj, Grzegorz Schetyna sugerował w grudniu, że debaty na temat Polski na razie nie będzie. Kontrolowany przeciek do mediów z czasu jego walki o przywództwo Targowicy ujawnia jednak, że chieli jedynie przesumięcia debaty, aby się lepiej przygotować.

O słabości współczesnej Polski świadczy fakt, że władze czują się zmuszone tolerować działania, które noszą znamiona zdrady. Prezydent usiłuje ten proces powstrzymać zmniejszając wpływy zdrajców u ich zagranicznych popleczników. Czy jednak miłe słowa i zapewnienia o polsko-niemieckiej przyjaźni coś zmienią. Przyjaźni poprzedników nie przebije. Poprzedni rząd w dbałości o interesy Niemiec sięgał nawet do porozumień międzynarodowych z czasów hitlerowskich.

Obecnie mamy do czynienia z bezpardonowym atakiem na nasz kraj przy milczącej aprobacie reszty „cywilizowanego świata”. Niemcy oczywiście interpretują to milczenie jako aprobatę dla swoich działań: Mówiąc wprost: oznacza to, że Waszyngton także z niepokojem obserwuje posunięcia polskiego rządu. Najwyraźniej jednak postanowił kontaktować się z Warszawą w tej sprawie w cztery oczy.

To co obecnie dzieje się w Polsce można uznać za wojnę elit ze społeczeństwem. Prawdopodobieństwo uniknięcia klęski jest bardzo niewielkie. Także dlatego, że współpraca „elit” z ośrodkami poza Polską słusznie kojarzy się z Targowicą (a historia ponoć lubi się powtarzać). Jednak sedno problemu leży gdzie indziej. Przeciw rządzącej – demokratycznie wybranej - większości występują nie tylko wszystkie duże media, ale też instytucje państwa.

Rządzącym ewidentnie brakuje dobrego rozeznania zagrożeń. Dlatego rozpoczęto walkę o zneutralizowanie Trybunału Konstytucyjnego, gdy tymczasem istnieją o wiele groźniejsze instytucje, które można zreformować zwykłą zmianą regulaminową.

Rządząca partia ma wolę „dobrej zmiany”, a niektóre prezentowane idee są bezdyskusyjnie warte poparcia (w tym sztandarowy program 500 zł na dziecko). Jednak wiele aspektów w tych projektach jest nie przemyślanych i wymagałyby solidnego przepracowania. To z kolei wymagałoby albo rzeczowej dyskusji z opozycją (co wobec totalnej wrogości tejże jest w praktyce niemożliwe), albo dobrego wsparcia eksperckiego. I tu niestety jest wielka mina, której PiS nie dostrzega, lub ją lekceważy: zaplecze eksperckie sejmu (Biuro Legislacyjne, Biuro Analiz Sejmowych).

Weźmy na przykład prace nad ostatnią „reformą” Trybunału Konstytucyjnego. Projekt, który został opracowany przez Komisję Sejmową jest sprzeczny z Konstytucją.

Projekt ustawy zawiera bowiem wymóg, by decyzje były podejmowane większością 2/3. Tymczasem artykuł 190 Konstytucji mówi: Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów. Artykuł 235 (o trybie zmiany Konstytucji) mówi o większości co najmniej 2/3 głosów. Jest więc rzeczą dość oczywistą, że tam gdzie w Konstytucji mowa o „większości” bez określenia o jaką większość chodzi – należy to rozumieć jako większość arytmetyczną. Zazwyczaj nie rodzi to żadnych kontrowersji. Wśród opinii opublikowanych na stronach z zapisem procesu legislacyjnego jest opinia Biura Analiz Sejmowych, w która jednak dotyczy wyłącznie zgodności z prawem Unii Europejskiej. PiS ewidentnie (oraz najpewniej złośliwie i z premedytacją) został wprowadzony na minę.

Sam proces legislacyjny w polskim sejmie wymagałby gruntownej poprawy. W ten sposób o wiele łatwiej byłoby też zneutralizować działanie grupy przestępczej, która opanowała Trybunał Konstytucyjny. Obecnie rolą zaplecza eksperckiego sejmu jest wyłącznie opiniowanie prowadzonych prac. Tymczasem posłowie nie są prawnikami specjalizującymi się w pracach legislacyjnych i trudno oczekiwać, że zrobią to naprawdę dobrze. Inicjatorzy zmian ustawowych powinni jedynie przedstawić ideę, którą na język prawniczy powinien przełożyć ktoś, kto się na tym zna: podpisany z imienia i nazwiska legislator. To powinien być prawdziwy ekspert w tej właśnie dziedzinie. Niekwestionowany autorytet prawny, dla którego taka rola mogłaby być zwieńczeniem kariery. Zakwestionowania ustawy przez Trybunał Konstytucyjny byłoby ewidentnym podważeniem kompetencji legislatora. Powszechna jest opinia, że „kruk krukowi oka nie wykole”: dlaczego tego nie wykorzystać? O wiele trudniej jest powiedzieć komuś, że popełnił rażący błąd, niż oceniać bezosobowy twór.

Destrukcyjna opozycja nie jest tak groźna, jak pozornie usłużni dywersanci na zapleczu Sejmu.

Jerzy Stępień to prawdziwy ekspert – zwłaszcza w odniesieniu do samorządów: Senator I i II kadencji (1989-93), współtwórca reform administracji publicznej w latach 1990-1999. Przewodniczący rządowych zespołów do spraw reorganizacji administracji publicznej (1991-1994), podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji (1997-1999). Współzałożyciel i aktualnie prezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. W latach 1991-2006 wykładowca w Instytucie Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego.

Nic więć dziwnego, że odchodząca władza doceniła eksperta. Uczelnia Łazarskiego chwali się: Z przyjemnością informujemy, że sędzia Jerzy Stępień, prorektor Uczelni Łazarskiego, został powołany na członka rady programowej nowo utworzonej jednostki budżetowej. 10 listopada 2015 na mocy decyzji Ministra Administracji i Cyfryzacji sędzia Jerzy Stępień został włączony do Rady Programowej Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego.

Fragment statutu narodowego instytutu samorządu terytorialnego: Instytut realizuje zadania na rzecz harmonijnego rozwoju samorządu terytorialnego i podnoszenia standardów jego działania, a także zadania związane z prowadzeniem badań i analiz w zakresie funkcjonowania samorządu terytorialnego.

Ekspert odwdzięcza się byłej władzy, krytykując obecną: „Moi studenci mi ostatnio powiedzieli na administracji, ze te 500 zł to mają wypłacać gminy jako zadanie własne, czyli ze środków własnych i że pozwala się czyli nakazuje się gminom podniesienie podatków od nieruchomości żeby miały pieniądze na wypłacenie tych zasiłków”.

Artykuł 7 punkt 3 Ustawy o samorządzie gminnym mówi: „Przekazanie gminie, w drodze ustawy, nowych zadań własnych wymaga zapewnienia koniecznych środków finansowych na ich realizację w postaci zwiększenia dochodów własnych gminy lub subwencji”.

Czy ekspert w danej dziedzinie może nie znać fundamentalnego prawa regulującego tą dziedzinę? Czy może mieć wiedzę mniejszą od referenta w księgowości? Może – o ile jest profesorem prawa w III RP. Uczelni Łazarskiego gratulujemy uczonego.

Skowyt „elit” z powodu naruszenia interesów mafii w Polsce świadczy o tym, że te struktury nie są jeszcze mocno ugruntowane. W dynamice rozwoju mafii można rozróżnić dwa etapy: walki o władzę i jej ugruntowanie. Pierwszy etap wiąże się z falą przestępstw. Drugi to opanowywanie instytucji (przestępstwa przestają spełniać kluczową rolę). Dynamika przestępstw przeciw art 258 (działalność w związku lub grupie przestępczej) w Polsce pokazuje, że drugi okres rządów PO to ewidentny spadek liczby stwierdzonych przestępstw tego typu (art 258 KK, wykres na podstawie statystyk policyjnych):

Nasz Kodeks Karny nie zawiera definicji zorganizowanej grupy przestępczej. Artykuł 258 mówi jedynie o karze (par 1): Kto bierze udział w zorganizowanej grupie albo związku mającym na celu popełnienie przestępstwa lub przestępstwa skarbowego, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Definicja taka została wypracowana w Unii Europejskiej. Komisja Europejska oraz Grupa Ekspertów ds. Przestępczości Zorganizowanej Rady Europy do podstawowych znamion tego rodzaju przestępczości zaliczają: (1) współpracę co najmniej trzech osób, trwającą przez dłuższy lub nieokreślony czas; (2) sprawcy ci są podejrzani lub skazani za popełnienie poważnych przestępstw kryminalnych; (3) działanie ich ma na celu uzyskanie korzyści lub władzy. Dodatkowo wymienia się także: (4) wykonywanie określonego zadania lub pełnienie określonej funkcji przez każdego z członków grupy, (5) wykorzystanie różnych form wewnętrznej dyscypliny i kontroli, (6) używanie przemocy lub innych środków, w celu zastraszenia, (7) wywieranie wpływu na polityków, administrację wymiaru sprawiedliwości, ekonomię, media poprzez korupcję lub zastosowanie innych środków, (8) wykorzystywanie struktur handlowych, (9) pranie pieniędzy, (10) prowadzenie działalności na międzynarodową skalę [na podstawie Justyna Badziak „Przestępstwo z art. 258 Kodeksu Karnego z 1997 r. (Studium prawnodogmatyczne)”].

W definicji tej problematyczny jest punkt (2) – bo może podważać istnienie „grupy przestępczej” w póki nie zostaną przeciw niej podjęte kroki prawne. Z drugiej strony popełnianie przez taką grupę przestępstw może być przyczyną nabrania podejrzeń. Jest to więc de facto słabsza wersja warunku, by grupa dokonywała przestępstw. Biorąc powyższe pod uwagę, polski Trybunał Konstytucyjny jest bez wątpienia grupą co najmniej trzech osób, współpracujących ze sobą w celu uzyskania korzyści lub władzy z naruszeniem prawa. Ostatnie zawirowania wokół tej instytucji nie pozostawiają żadnych wątpliwości.

Trudno rozstrzygnąć jednoznacznie, czego bardziej boją się europejskie „elity”: terrorystów, czy „siepaczy z PiS”. Nad Wisłą chyba jednak świat zatrząsł się w posadach z powodu ułaskawienia przez Prezydenta Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników.

Artykuł 139 Konstytucji stanowi: Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu. Jednak „salon” krzyczy: „Łamanie konstytucji, prezydent przed Trybunał Stanu”. Może by tak przynajmniej poczekali, aż im ich kumple z Trybunału Konstytucyjnego swoim zwyczajem wyinterpretują tą kolizję z zapisami Konstytucji? Chyba, że teraz każdy może dopisywać sobie co chce do zwięzłych zapisów Konstytucji.

Argumentacja telewizyjnych prawników z arcywybitnym profesorem Markiem Chmajem na czele jest taka, że zgodnie z Kodeksem Postępowania Karnego prawo łaski przysługuje skazanym prawomocnym wyrokiem. Aby ta argumentacja była pełna, pan profesor powinien jeszcze wskazać na zapis, który mówi, że takie prawo nie przysługuje nikomu innemu. Tyle, że wówczas trzeba by jeszcze wyczytać w Konstytucji zapis, że warunki uzyskania prawa łaski reguluje ustawa - analogicznie do zapisów artykułu 134 („Kompetencje Prezydenta Rzeczypospolitej, związane ze zwierzchnictwem nad Siłami Zbrojnymi, szczegółowo określa ustawa”). Bez takiej delegacji próba ograniczenia konstytucyjnych uprawnień Prezydenta ustawą jest jakimś kompletnym kuriozum.

Najbardziej szokujące w tej sprawie jest to, że jak się okazuje nie wszyscy profesorowie prawa to idioci! Niektórzy pomimo skończenia prawniczych studiów i kontynuowania zrobienia naukowej kariery w tym zawodzie zachowali trzeźwość myślenia (to z jednej strony dobra wiadomość, a z drugiej utrudnienie dla „opcji zerowej” proponowanej przez Cejrowskiego). Na przykład Profesor Kruszyński zauważa: Jak stanowi art. 139 „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski” i to jest tzw. prerogatywa prezydenta, czyli uprawnienie przysługujące tylko prezydentowi i nikomu innemu. Konstytucja nie wyłącza innych przypadków niż wyrok prawomocny, chyba, że są to osoby skazane przez Trybunał Stanu. Skłaniam się ku temu rozumowaniu, według którego prezydent nie złamał prawa.

 

Ustawa o Trybunale Konstytucyjnym została zaskarżona do tegoż Trybunału. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie okazuje się, że to sędziowie Trybunału są autorami tej ustawy. Z formalnego punktu widzenia projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym wniósł do Sejmu prezydent RP, korzystając w ten sposób z przysługującej mu inicjatywy ustawodawczej. Faktycznie jednak projekt ustawy sporządzili sędziowie Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem prezesa TK. Następnie przekazali go prezydentowi. Po wprowadzeniu drobnych zmian całość – bardzo zbliżona do wyjściowej propozycji – została złożona do Sejmu.

Na mocy tej ustawy „eliciarze” wybrali sobie 5 sędziów na następną kadencję. Nic więc dziwnego, że jeden z nich z góry zapowiedział, że wszelkie jej zmiany – których chce dokonać PiS - są niekonstytucyjne.

Profesor UJ Zbigniew Ćwiąkalski mierzył się w radiowej jedynce z prostym pytaniem redaktora Szubartowicza:

PiS rozpoczął prace łączące ministerstwo sprawiedliwości z prokuraturą - jak pan ocenia taki pomysł?

Zbigniew Ćwiąkalski odpowiada tak:

W żadnym z krajów Unii Europejskiej nie ma takiego dualizmu. Nigdzie minister sprawiedliwości nie jest równocześnie prokuratorem generalnym.

Od razu coś mnie tknęło, bo to wygląda na taki typowy przykład kłamstwa, które ma pozory prawdy. Te dwa zdania można bowiem rozumieć na dwa sposoby:

1. Autonomicznie: w żadnym z krajów Unii Europejskiej nie ma takiego dualizmu, aby minister sprawiedliwości był jest równocześnie prokuratorem generalnym.

2. Jako odpowiedź na pytanie: w żadnym z krajów Unii Europejskiej nie ma takiego dualizmu, aby ministerstwo sprawiedliwości było połączone z prokuraturą.

Moje podejrzenia wzbudziło właśnie to, że w tym drugim przypadku wystarczyłaby odpowiedź w jednym zdaniu. Po co więc to drugie? Może po to, by w razie czego wyjaśnić co też „prawnik” miał na myśli? W najgorszym razie może powiedzieć, że nie zrozumiał pytania.

Rzeczową odpowiedź na to pytanie można znaleźć w opracowaniu Jacka Kędzierskiego „O niezależność prokuratury – w kręgu faktów i mitów”:

Rozwiązanie ustrojowe, w którym minister sprawiedliwości pełni jednocześnie funkcję naczelnego prokuratora, określone zostało niesłusznie jako francuskie. Współcześnie francuski minister sprawiedliwości (ministère de la Justice) sprawuje nadzór nad tamtejszą prokuraturą (ministère public, parquet), która wraz z sądownictwem i urzędnikami ministerstwa tworzy wymiar sprawiedliwości. Sam jednak nie pełni funkcji prokuratora. Ale przecież taki nadzór ministra sprawiedliwości nad prokuraturą spotykamy nie tylko we Francji. Również Niemcy przyjęły system, w którym Ministrowi Sprawiedliwości podlega najwyższy prokurator, którym jest Federalny Prokurator Generalny (Generalbundesanwalt). Prokurator działa w sposób rzeczowo niezależny, jest jednak związany poleceniami prokuratora pełniącego wobec niego funkcję nadrzędną (np. prokuratora naczelnego). Znaczną część spraw powołani prokuratorzy prowadzą samodzielnie, oczywiście w oparciu o ogólne wytyczne. Miarodajnym jest jednak stanowisko przełożonego (Prokuratora Naczelnego lub Prokuratora Generalnego/Ministra Sprawiedliwości). System nadzoru ministra sprawiedliwości nad urzędami prokuratorskimi dominuje w krajach zachodnioeuropejskich. System ten przyjęła Szwecja, a także Holandia, adaptując rozwiązanie francuskie.

W Polsce od lat działa zorganizowana grupa przestępcza, która na oczach wszystkich regularnie łamie obowiązujące prawo. Mało tego: ci bandyci chodzą w glorii chwały i sami siebie uważają za mędrców. Chodzi oczywiście o Trybunał Konstytucyjny, który pod pozorem rozstrzygania zgodności ustaw z Konstytucją tworzy nowe prawo – łamiąc fundamentalną zasadę trójpodziału władzy. Najnowszym rozstrzygnięciem ma być orzeczenie, czy zmiany w OFE dokonane przez premiera Tuska są „konstytucyjne”. Wystarczy, by TK orzekł, że nie (konia z rzędem temu, kto przewidzi co się tym razem dziadkom w togach zechce), by nowo powstały rząd znalazł się w skrajnie trudnym położeniu. Będzie musiał oddać bankierom pieniądze, których nie ma. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że wyroki TK są motywowane politycznie. Dlatego PO szykując się na wyborczą porażkę http://wbrew obowiązującym regułom wybrała w październiku "swoich" "sędziów"

Póki w Polsce jest tolerowane funkcjonowanie tej grupy przestępczej, trudno mówić o jakiejkolwiek demokracji.

Przy okazji zwraca uwagę komentarz na ten temat redaktora Jabłońskiego z „Rzeczpospolitej”. Pisze on: „Niedawni wyborczy przeciwnicy solidarnie uznają oszczędności w OFE za rezerwy, które powinny zostać użyte do sfinansowania partyjnych projektów”. „Rzeczpospolita” należy do opiniotwórczych gazet, cytowanych często przez inne krajowe i zagraniczne media. Skoro pozwala sobie na takie komentarze (to nie pierwszy tego roddzaju paszkwil), to dlaczego mamy mieć pretensje do zagranicznych mediów, że źle piszą o Polsce?