Drony to jeden z wynalazków o szczególnym znaczeniu dla społeczeństwa. Wynalazek kontrowersyjny. Jest to połączenie samolotu (lub helikoptera), oraz sterowania z użyciem metod sztucznej inteligencji. Drony mogą być uzbrojone i wtedy stają się nowoczesnymi maszynami do zabijania. USA stosują je od dawna do szpiegowania i zabijania swoich wrogów. Jednak ostatnio pojawia się coraz więcej informacji o próbach cywilnego ich zastosowania. Na przykład w logistyce. Drony wyposażone w nowoczesne kamery pozwalają na filmowanie z lotu ptaka. Niesamowite wrażenie robi zrobiony w ten sposób film pokazujący upadek Detroit:

Dalsza miniaturyzacja doprowadzi do pojawienia się dronów wielkości owadów. Upowszechnienie takich urządzeń oznaczać będzie koniec jakiejkolwiek prywatności na otwartej przestrzeni. Koniec więc na przykład z "kompielami słonecznymi" z dala od wścibskich oczu.

Polskie media twierdzą, że tortury stosowane przez CIA były brutalne i nieskutecze. Co do brutalności, to wątpliwości raczej nie ma: W raporcie jest też m.in. zarzut, że zagraniczny ośrodek zatrzymań CIA, w którym więzień zamarzł na śmierć, przykuty łańcuchem do betonowej podłogi, był obsadzony przez słabo wyszkolonych funkcjonariuszy.

Senatorowie wskazali, że CIA wprowadzała w błąd polityków i opinię publiczną, gdyż jej przesłuchania były "o wiele bardziej brutalne" niż agencja kiedykolwiek informowała.

Ale czy te metody były nieskuteczne? Skoro siły USA są w stanie podwyższonej gotowości, to jakiś skutek osiągnięto.

Dla nas najważniejsza powinna być informacja o kraju X, którego „elastyczność” można uzyskać za X dolarów (ponoć 15mln w walizkach). Powinna być... Niestety obywatele kraju X już są tak elastyczni, że żadna informacja ich nie usztywni.

Komentarz Bartłomieja Radziejewskiego z Nowej Konfederacji: szanujący się kraj nie handluje swoją suwerennością.

Odkąd Lech Wałęsa poparł jedynie słuszną opcję, przestał być Leechem, który sieee nieee naaadaje, a stał się Człowiekiem z Nadziei i Mędrcem Europy. Poręcznym w użyciu – zawsze, gdy narasta „walka klas”. To co Mędrzec powiedział tym razem może niejednego wprowadzić w zadumę. Trzeba będzie jego zdaniem doprowadzić do konfrontacji podłej i niesprawiedliwej manifestacji pod wodzą Kaczyńskiego z kontrmanifestacją, na której czele Mędrzec by stanął, gdyby miał więcej siły. Doprowadzimy do konfrontacji rzeczywistej, policzymy się kto ma ile szabel. Oczywiście chodzi o szable jako metafora. W rzeczywistości mogą to być co najwyżej pięści i kamienie. A może i pałki? Może Mędrcowi chodzi o take kontrmanifestacje:

Gdyby EMPIK skorzystał z usług jednej kontrowersyjnej postaci, można by to uznać za przypadek. Zaangażowanie Marii Czubaszek i „Nergala” z całą pewnością było celowe i miało na celu wykorzystać modny ostatnio efekt uderzenia w „czuły punkt”. Na pewno liczono na masowe protesty, które tylko przyczynią się do rozpowszechnienia „świątecznych” reklam. Kiedy na Facebooku pojawił się profil „Nie kupuję w Empiku”, organizatorzy na pewno nie posiadali się ze szczęścia. „Nie ma mowy o bojkocie” - twierdzili. Pomimo 30 tysięcy „polubień” rzeczniczka firmy mówiła: „Nie jest prawdą, że protest przybrał masową skalę”.

Jednak firma musiała to odczuć, gdyż zwróciła się do „Facebooka” o zablokowanie strony z uwagi na naruszenie ich dobra. Strona została zablokowana na terenie Polski (nadal jest widoczna za granicą). Natychmiast powstał nowy profil https://www.facebook.com/niekupujewempiku.v2, który polubiło już blisko 5 tysięcy użytkowników. Organizatorzy ze zrozumieniem przyjęli wyjaśnienia Facebooka, że firma nie angażuje się w spory i mają wyjaśnić sprawę z EMPIK'iem. Wystąpili z identycznym żądaniem – zablokowania do profilu sieci EMPIK. Ciąg dalszy zapewne nastąpi … ;-)

System polityczny funkcjonujący w Polsce praktycznie wyklucza możliwość prowadzenia rzeczowej debaty publicznej przez polityków. Jeśli ktoś jeszcze interesuje się politycznymi sporami, to albo jest masochistą, albo ma jakieś inne ułomności.

To nie znaczy, że nie ma polityków, którzy byliby ludźmi prawymi, zatroskanymi o losy państwa i jego obywateli. Nawet w armii hitlerowskiej nie brakowało osób szlachetnych (a nawet świętych). To nie zmienia oceny mechanizmów, które wykluczają skuteczne działanie dla dobra kraju.

Niestety nie ma też sensu liczyć na to, że istnieje jakaś „druga linia”. Jakieś zaplecze intelektualne, gdzie wykuwają się idee i toczone są merytoryczne spory. Jest bardzo wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Poprzestańmy w tym miejscu na zauważeniu, że w formułowanych od czasu do czasu programach politycznych trudno dopatrzeć się wyników takiej eksperckiej działalności. Na pewno jest w tym trochę winy polityków. Rządząca koalicja nieraz udowodniła swój spryt w zakresie utrzymywania się u władzy i załatwiania różnych mniejszych lub większych interesów. Wbrew pozorom wysiłek intelektualny nie jest do tego potrzebny (a nawet może przeszkadzać, wprowadzając zbędny z punktu widzenia interesu rządzących element ryzyka). Wystarczy spryt. Z kolei opozycję niestety charakteryzuje jakaś intelektualna ułomność, której świeżym dowodem jest apel do szefowej PO o usunięcie Sikorskiego.

Jednak nieufność polityków wobec zaplecza naukowego ma także uzasadnienie w słabości tak zwanych nauk społecznych. Jeden z uznanych amerykańskich ekonomistów wyznał kiedyś: „Ekonomiści lubią udawać naukowców. Wiem, bo sam to robię. Kiedy wchodzę na zajęcia ze studentami pierwszego roku, zaczynam od bardzo formalnego wykładu przedstawiającego ekonomię jako dziedzinę, w której wszystko można zmierzyć i w miarę precyzyjnie przewidzieć. Dlaczego to robię? A co? Mam mówić młodym, pełnym dobrych chęci ludziom, że zapisali się na jakieś chybotliwe akademickie rozważania, które nie zakończą się zdobyciem żadnej twardej wiedzy? Już wkrótce sami się o tym przekonają”.

Takie wyznanie nie ma charakteru demaskatorskiego. Ono po prostu bardzo dobrze określa sytuację ekonomistów, nie deprecjonując bynajmniej ich roli. Te „chybotliwe akademickie rozważania” mogą być niezwykle cenne, jeśli zostaną podbudowane etyką z jednej strony a aparatem matematyczno-informatycznym z drugiej. Niestety zasadnym wydaje się zarzut, że przynajmniej w Polsce prym wiodą ekonomiści – kuglarze (w końcu Polacy to mistrzowie pozoranctwa), którzy udają, że dysponują twardą wiedzą.