Na szczycie ONZ w Nowym Jorku premier Japonii Abe wezwał do rozmów „bez warunków wstępnych” między Japonią i Chinami oraz Koreą Południową. Państwa ta dzieli głównie przeszłość – rany po Drugiej Wojnie Światowej oraz trwające nadal spory terytorialne. Spór o wyspy Diaoyu/Senkaku stał się głośny, gdy Japończycy porównali go do sporu o Krym między Rosją i Ukrainą – to wywołało ostrą reakcję Chin. Podobne problemy występują w stosunkach japońsko-koreańskich.

 

Jednak ostatnio pragmatyzm bierze górę nad uprzedzeniami. Zaczyna rozwijać się współpraca Japoni z Indiami. Przygotowywane jest spotkanie na szczycie - przywódców Japonii i Chin: Shinzo Abe i Xi Jinping.

 

Za kilka miesięcy może się okazać, że misterna układanka na „Wielkiej Szachownicy” Brzezińskiego staje się nieaktualna. Według Brzezińskiego azjatyckie potęgi nie są sojusznikami, jakimi byli w czasie zimnej wojny partnerzy atlantyccy, lecz rywalami. Przypomina to sytuację, gdy europejskie potęgi rywalizowały o kolonie. Tamta rywalizacja doprowadziła w ostatecznym rozrachunku do dwóch wojen światowych. Nowa rywalizacja azjatycka, powiada Brzeziński, może w którymś momencie zagrozić stabilności regionu, zaś fakt, że niektóre z tych krajów dysponują bronią nuklearną potęguje skalę potencjalnej dewastacji.

 

Akcje TESCO spadły ponad 11% po tym, gdy wyszło na jaw, że firma zawyżyła aż o 250 mln funtów prognozy zysków za pierwszy kwartał br. Tesco to drugi na świecie detalista pod względem wielkości przychodów. Taka potężna sieć handlowa musi być zarządzana przez najlepszych fachowców, z odpowiednio wysokim wynagrodzeniem. Tak mogłoby się przynajmniej wydawać. Tymczasem nowy prezes zastał w firmie niesłychany bajzel. Chodzi nie tylko o fałszowanie prognoz finansowych. Pracownicy skarżą się, że firma nie płaciła za nadgodziny (a ich frustrację pogłębiają obawy, że nowy szef dokona „cięć” ich kosztem). Spadają przychody ze sprzedaży, a firma wyraźnie przegrywa z rosnącą konkurencją. Problemy Tesco nie dotyczą działalności w Polsce. W naszym kraju sprzedaż Tesco rośnie.

 

 

 

Rosyjskie embargo uderza w całą polską gospodarkę, a Polacy pomimo wysiłków mediów nie chcę się ekscytować kryzysem w Rosji i tracącym na wartości rublem. Transportowcy grożą „najazdem na stolicę”. Te setki tysięcy ton jabłek trzeba było czymś na wschód zawieść. Sprawę poruszono w sejmie: Przewoźnicy, którzy mieli stałe kontakty na linii Polska-Rosja lub Europa-Rosja, z dnia na dzień stracili ok. 60 proc. ładunków. […] Polska ma największą i najnowocześniejszą flotę transportową w Europie, a ok. 5 tys. polskich firm przewozi towary na wschód, wykorzystując ok. 50 tys. ciężarowych pojazdów.

 

Transportowcy się żalą: Niezrozumiałe jest to, że wszyscy pomagali rolnikom, a o przewoźnikach nikt nawet nie wspomina. Jesteśmy zbulwersowani, że w naszej sprawie nic się nie dzieje, oczekujemy pomocy.

Za opublikowanie odpowiedzi ministra Rynasiewicza (widać CBA nie jest skuteczne), dostało się Onetowi. Jeden z komentatorów pisze z przekąsem: no przecież to było oczywiste, ze sankcje i embargo nie zaszkodziły polskiej gospodarce. Transportowcy to nieudaczniki i problemy maja od 2008r r., plantatorzy i sadownicy to oszuści i krętacze wyłudzający odszkodowania z Brukseli, a wzrost emigracji to naturalne korzystanie z uprawnień przysługujących nam w związku z tym że jesteśmy w Unii. Sankcje i embargo nie maja wpływu na polska gospodarkę. Dobrze poczytać czasem Onet, bo człowiek mógłby się w tym wszystkim pogubić i zacząć interpretować sytuacje niezgodnie z tym jak ja rząd i media prezentują.

 

Brak „ogonków” w komentarzu świadczy o tym, że komentator może pisać zza zagranicy. Stąd brak odpowiedniego naświetlenia ekranem polskiej telewizji (niestety felietony redaktora Jabłońskiego z „Rzeczpospolitej” nie cieszą się należytą popularnością).

 Zdesperowani górnicy protestują przeciw zamykaniu kopalń i importowi taniego węgla z Rosji. Politycy PiS apelują o embargo na rosyjski węgiel. Liberałowie marzą o tym, by przynajmniej raz to rząd zaczął gnębić górników, zamiast się ich bać. W środowisku polskich ekonomistów trwa ożywiona dyskusja na temat strategii rozwoju górnictwa. To oczywiście żart. Polscy ekonomiści nie są od takich pierdół. Co najwyżej mogą dla fundacji Balcerowicza zrobić wypracowanie ukazuujące jak dużo do górnictwa dopłacamy. Kiedyż Pietrzak żartował z komuny: rząd dopłaca do górnictwa, hutnictwa, rolnictwa, wszystkiego.... - skąd bierze nie wiadomo. Teraz sytuacja się zmieniła i już wiadomo skąd bierze. Z banku oczywiście. Episkopat Polski pracuje nad reformą pacierza - mają być uwzględnione podziękowania dla bankierów.

Dyskusję na temat kosztów polskiego węgla wywołał jeden z blogerów, analizując przyczyny dla których węgiel jest drogi. Patrząc na ostatnie 25 lat polskiej gospodarki nietrudno zauważyć, że często trudności pojawiają się w branżach gospodarki, na które przychodzi czas „prywatyzacji”.

Wczoraj administracja Obamy ogłosiła podjęcie działań, które mają zmusić amerykańskie firmy do płacenia podatku w USA. Duże firmy wykorzystują różnice stawek podatkowych w celu „optymalizacji podatkowej” (teraz obowiązuje nowy termin: „inwersja podatkowa”). Jako negatywny przykład jest podawana jest firma Burger King, która kupiła kanadyjską firmę, aby tam przenieść swoją siedzibę. W USA musiała płacić 35% podatku, a w Kanadzie tylko 15%. Obama uważa, że to niepatriotyczne i zapowiedział ukrócenie tego procederu. O układzie NAFTA nikt nie wspomina. Najwyraźniej według Amerykanów wolność gospodarcza jest dobra, gdy jest dobra dla USA.

Oczywiście patriotyzm gospodarczy powinien mieć znaczenie. Ale czy można do niego zmuszać przepisami? Czy te przepisy będą skuteczne? Na razie nie są znane szczegóły. Sekretarz Jack Lew zapowiedział jedynie, że korporacje dwa razy się zastanowią, zanim skorzystają z inwersji podatkowej.