Niestrudzony w ujawnianiu absurdów tak zwanego „państwa prawa” Janusz Wojciechowski opisuje kolejny oburzający przypadek: „Rolnik spod Mławy, Bogu ducha winien i nikomu nie winien pieniędzy, zobaczył komornika, a za chwilę rwał włosy z głowy, widząc własny traktor odjeżdżający na lawecie. Komornik co prawda do innego rolnika jechał, ale zobaczył traktor, to wpadł po niego z tragarzami...

Niektórym ludziom trudno uwierzyć w to, co jasno wynika z opisywanych przez byłego sędziego przypadków: Polska nie jest państwem prawa. Dlatego głoszą androny w stylu „Jurek Owsiak nie stoi ponad prawem”. Jak to nie? Jego nawoływanie do bezprawnego wyrzucenia dziennikarza jako żywo przypominają wyczyny innego idoloa młodzieży. Niejakiego Peja miał wówczas okazję polansować się w sądzie tanim kosztem za nawoływanie do linczu.

W dalszej części swojego tekstu Janusz Wojciechowski wspomina:

Powiem Państwu, jakby ta sytuacja wyglądała nie w Mławie, tylko w Rawie i nie teraz, tylko 30 lat temu. Otóż rolnik przyszedłby ze skargą do prezesa sądu, który wtedy się nazywał tak samo, jak autor niniejszego bloga. Prezes wezwałby na dywan (ściślej - na wykładzinę) komornika, urzędującego piętro niżej i zapytał – komu miał pan zabrać traktor? Kowalskiemu! - A komu pan zabrał? Wiśniewskiemu! To proszę Wiśniewskiemu natychmiast traktor oddać, przeprosić, a jak się coś takiego powtórzy, to wyleci pan z komornictwa w trybie natychmiastowym.

No cóż, ale to była komuna, całkowity brak demokracji. Teraz mamy państwo prawa”.

Sarkazm jak najbardziej uzasadniony. Nie mamy „państwa prawa”, tylko „państwo prawne”. Tak zapisano w Konstytucji i nie jest to żadna pomyłka.

To „prawne” powstało pewnie dlatego, że trudno zrobić z przymiotnika „prawny” modyfikację z przyrostkiem „awy” (analogicznie jak „naukawy”).

Tak się złożyło, że w dniu śmierci Józefa Oleksego, SLD przedstawiło swojego kandydata na prezydenta. Została nim urodziwa Magdalena Ogórek (obok zdjęcie z jej blogu). Zostało to skomentowanie przez historyka Antoniego Dudka jako oddanie wyborów walkowerem. Bo gdzie jej tam do „poważnego polityka” jakim jest obecny prezydent?

Tymczasem kandydatura młodej Hanyski wydaje się idealną odpowiedzią na wybór PiS: Andrzeja Dudę. Oboje młodzi, elkowentni, urodziwi, obyci w świecie. Magdalena Ogórek jako historyk Kościoła Katolickiego często wypowiada się krytycznie o tej instytucji, ale nie wykracza w tej krytyce poza to, co przystoi wierzącemu katolikowi – do czego się otwarcie przyznaje. Jej wystąpienie w debacie na niezbyt mądry temat „Kościół Katolicki hamuje rozwojój nowoczesnej Polski” rozpoczęła od czegoś, co jest oczywiste dla każdego myślącego człowieka: zwrócenia uwagi, że w tym temacie ewidentnie brakuje znaku zapytania. Całe przemówienie mogłoby spokojnie być nadane przez „Radio Maryja”.

Polskie samozwańcze „elity” często biadolą, że polska polityka jest „brudna” i brak w niej szacunku do przeciwnika. Z kolei wiele osób (zwłaszcza o prawicowych poglądach) odczuwa życie we współczesnej Polsce jak miotanie się w bagnie znanym ze słynnej sceny rozmowy dziennikarza z przełożonym w „Człowieku z Mamuru”. Może jedyną odpowiedzią na to jest zmiana pokoleniowa? Zarówno Andrzej Duda jak Magdalena Ogórek są ludźmi, z którymi można się nie zgadzać, ale można do nich czuć szacunek a nawet sympatię. Polsce jest bardzo potrzebna debata o sprawach publicznych, a to są ludzie którzy mają własne zdanie i potrafią je wyrazić.

Wspomniany na wstępie Józef Oleksy także miał własne zdanie - ale prywatnie. Można się było o tym przekonać słuchając taśm ujawnionych przez obstawę Aleksandra Gudzowatego. Oleksy mówił wówczas między innymi, że „gangi kosmopolityczne rozkradły Polskę”. Ale ten temat nigdy nie stał się obiektem publicznej debaty. „Wytrawni politycy” zaprawieni w obrzucaniu się inwektywami gwarantują to, że żaden poważny temat nigdy nie zostanie poruszony.

Cały świat potępia morderców z Paryża. W Paryżu ktoś koło meczetu podłożył bombę, ale według policji to nie ma żadnego związku z atakiem na redakcję czasopisma! Zewsząd płyną deklaracje ludzi, którym wydaje się to ważne, że oni też są Charlie Hebdo. Wiele czasopism i portali: od lewicy do prawicy opublikowało obrzydliwe bochomazy tych „satyryków”. Nawet Marie Le Pen, która niedawno mówiła, że islamiści okupują przestrzeń jej kraju, wzywa: „Nie możemy dopuścić by terroryści wykopali rów między obywatelami Francji wyznającymi religie muzułmańską a resztą obywateli”. Takiej histerii nie było ani po zamachu w Madrycie, ani po zamachach w Londynie. Podobno dlatego, że teraz zaatakowano coś więcej, niż jakiś motłoch, a mianowicie „wolność słowa”. Gdy w sercu Europy doszło do mordu politycznego, to był tylko zwykły wybryk? Bo zabito jakiegoś tam trzeciorzędnego „PISdzielca” z Polski? „Każdego roku, pierwszej dekadzie XXI wieku, zginęło 160 tyś. wyznawców Chrystusa. Oznacza to, że co pięć minut ginie chrześcijanin za wiarę. Jest to prawdziwy holokaust, o którym niestety bardzo niechętnie się mówi”. Jak to „niechętnie się mówi”? Mówią o tym ksieża, a czasem problem publicznie podnoszą chrześcijańscy politycy (których z jakichś powodów dopuszczono do stanowisk na których mogą zabierać głos). A media mają „wolność słowa” po to, żeby pisać o tym co chcą.

Na krótko przed wyborami 2010 roku Victor Orban zapowiedział zbicie deficytu i bezrobocia połączone z obniżeniem i uproszczeniem podatków. Jak pisze wspomina Zbigniew Parafianowicz, wyglądało to na pomysł z kosmosu. A jednak się udało! Obniżono PIT i CIT. Bezrobocie spadło poniżej 7%, a deficyt poniżej 3%. Dziennikarz pisze w konkluzji: Orbanomika zdała egzamin, a jej autor zaczął tracić poparcie. Powszechna opinia głosi, że to z powodu autokratycznych zapędów premiera. Ładna teza. Ale nieprawdziwa, bo spadkom towarzyszy wyraźny wzrost poparcia dla prawicowego Jobbiku. Przy jego liderze Gaborze Vonie Orban to ledwie victatorek.

Węgry nie różnią się zbytnio od Polski. Tam podobnie jak u nas media i niektóre instytucje państwa wydają się służyć zagranicznym koncernom, dla których Victor Orban jest śmiertelnym wrogiem. Orban nie jest tak łatwym celem, jak Jarosław Kaczyński, ale opozycja nie przepuści żadnej okazji, aby dokopać Premierowi. Ostatnio na przykład za zaproszenie Władimira Putina.

Podobnie jak w Polsce media biznesowe nie stronią nawet od kłamstw „w słusznej walce” ze znienawidzonym politykiem. Przykładem może być wykryta przez nie afera z wykupieniem przez państwowy MVN udziałów w lokalnej filii niemieckiego koncernu energetycznego E.ON. Afera ma polegać na tym, że węgierski E.ON ma nie uregulowane rachunki wobec Gazpromu za nie odebrany gaz. Firma miała podobnie jak Polski PGNiG umowę take-or-pay, która zobowiązuje do zapłaty za zakontraktowany gaz niezależnie od tego, czy się go odebrało. Dług powstał wskutek zmniejszenia zużycia na Węgrzech. Tyle, że te zobowiązania były przedmiotem negocjacji i prawdopodobnie w zamian za sprzedaż Gazpromowi części węgierskich magazynów udało się je anulować. Nieprawdą jest też prawdą to, że Węgrzy płacą za gaz jedną z najwyższych cen w Europie dostępne dane wskazują na coś dokładnie odwrotnego: http://szczesniak.pl/files/Gazprom-ceny-europa-2012-izviestija.jpg

Nie jest wreszcie prawdą, że E.ON jako duży odbiorca ma możliwość wynegocjowania lepszych cen. Przykład polskiego PGNiG pokazuje, że w przypadku negocjacji z Gazpromem wielkość nie ma znaczenia ;-). Liczą się względy polityczne, a w obecnej sytuacji węgierska przyjaźń do Rosji jest bezcenna.

Atak na redakcję satyrycznego pisma w Paryżu został uznany za akt terroru. W tej sytuacji trudno uciec od pytań o sens tych zdarzeń.

Zazwyczaj wobec śmierci niewinnych ludzi (niewinnych przynajmniej w tym sensie, że ich śmierć nie ma związku z ich działaniem), jedyną akceptowalną reakcją jest wyrażenie żalu lub oburzenia wobec sprawców. Utarło się nawet powiedzenie: „ciszej nad tą trumną”. Na refleksję jest czas później - po pogrzebie. Jednak w dobie pędzących niusów, później następują inne wydarzenia, przykuwające powszechną uwagę. Jakiś polityk korzysta z wróżki, innemu przemówienia pisze obcy dyplomata, jeszcze inny wykorzystuje stanowisko do reklamowania ciuchów – kto ma w nawale takich „wiekopomnych zdarzeń” czas by myśleć o dniu wczorajszym..... :-(.

Korzystajmy więc z chwili powszechnego oburzenia....

1. Chyba nie warto zwracać uwagi na to, co mówią „gadające głowy” w telewizji. Nawet jeśli pojawi się między nimi człowiek autentyczny, to skonfundowany dziennikarz szybko odbierze mu głos. Anonimowość internetu (nieważne - na ile prawdziwa) ma w tym wypadku pewne zalety - pozwala poznać autentyczne reakcje osób, które coś skłoniło do napisania komentarza. Komentarze te można z grubsza podzielić na trzy grupy:

  • Wyrażenie oburzenia: na terrorystów, na islam, albo bardziej generalnie – na religijnych fanatyków.

  • Refleksje ludzi o prawicowych poglądach, w których prócz potępienia czynu pojawia się krytyka działalności „satyryków”.

  • Polemika z prawicą. A raczej jej brak, który jak zwykle zastępują epitety w rodzaju „PISdzielcy”, „PISmatołki” albo po prostu „PIS stulic mordy !” (na podstawie komentarzy pod artykułem w Dzienniku”).