- Szczegóły
- Kategoria: Wybór Ukrainy
Często prawdziwe cele wojen stają się widoczne dopiero po ich zakończeniu. Walki na wschodzie Ukrainy ustają (miejmy nadzieję, że trwale). Rusza walka między oligarchami. Sponsor ochotniczych batalionów, oligarcha Kołomojski jest gotów zbrojnie walczyć o ukraiński sektor energetyczny.
Według Wiktora Batera - wieloletniego korespondenta Telewizji Polskiej "to koniec złudzeń i marzeń o demokratycznej, wolnej Ukrainie. Jeden z najpotężniejszych, ukraińskich oligarchów, 52-letni Igor Kołomojski, przeprowadzając pod osłoną nocy zbrojny atak na spółkę, potwierdził najczarniejsze prognozy dla rozwoju naszego wschodniego sąsiada: Ukraina pozostaje oligarchiczną Republiką, bezlitośnie grabioną przez skorumpowanych urzędników i sterujących nimi biznesmenów".
Stabilizacji sytuacji chyba nie chcą Amerykanie. Prezydent Obama może by i chciał. Ale zdominowany przez Republikanów Kongres żąda wysłania broni na Ukrainę.
Do podziału jest nie tylko Ukraina. Naddniestrze (prorosyjska część Mołdawii) bardzo chciałoby do Rosji. Poroszenko chciałby otworzyć tam nowy front wojny. Tymczasem Rosja chyba nie jest zainteresowana: jest gotowa zrezygnować z Naddniestrza w zamian za powstrzymanie ekspansji NATO i uznanie aneksji Krymu.
Tymczasem NATO - a głównie Polska i USA - szykuje się do wojny. Przez terytorium Polski i Czech przemieszcza się kolumna wojsk USA. W Polsce witana entuzjastycznie. W Czechach może być całkiem odwrotnie. Prawie jak w 1968, gdy zdarzały się powitania w Polsce kwiatami obcych wojsk udających się w kierunku Czechosłowacji ;-).
Tym razem nie chodzi jednak nie tyle o "bratnią pomoc", co znaczenie terytorium i podtrzymanie w Europie konfliktu. Tak sądzi coraz więcej osób. Ostatnio w ostrych słowach mówiła o tym deputowana do Bundestagu: „Czy pojawienie się doradców wojskowych i sprzedaż broni przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię da się zrozumieć jako wyraz poparcia dla rozstrzygania konfliktu zbrojnego środkami pokojowymi? Czy nikt nie chce wprowadzić sankcji przeciwko Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii?”.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Niemiecki Minister Gospodarki Sigmar Gabriel zaprezentował twarde stanowisko w sprawie umowy o wolnym handlu UE z USA: Nie zgodzimy się na żadne naciski w sprawie dalszej liberalizacji czy prywatyzacji, ani też nie pozwolimy na obniżenie standardów w dziedzinie ochrony środowiska i ochrony konsumentów. - Nie zaakceptujemy pomijania parlamentów w rokowaniach nad TTIP. Jestem też absolutnie pewny, że nie będziemy świadkami prywatyzacji sądów polubownych.
Czyli – jeśli minister dotrzyma słowa, to porozumienia TTIP nie będzie. Te „prywatne sądy polubowne” stanowią bowiem kluczowy element negocjowanej umowy (ISDS).
Tymczasem nasz (?) prezydent umowę o wolnym handlu nazwał brakującą częścią transatlantyckiej wspólnoty. Bo to jest "projekt o wymiarze wręcz cywilizacyjnym". Uznał, że wprawdzie zdajemy sobie sprawę, iż realizacja tej idei jest trudna dla każdej ze stron, ale jest to działanie najważniejsze z punktu widzenia siły świata zachodniego w przyszłości.
Kto ma rację? Pełni obaw Niemcy, czy zwolennicy „projektu o wymiarze cywilizacyjnym”? Punkt widzenia zależy jak zwykle od punktu siedzenia. Niemiecki minister występujący w interesie Niemiec widzi zagrożenia dla Niemiec. Polski prezydent występujący w interesie USA widzi korzyści dla Stanów Zjednoczonych.
Wydawać by się mogło, że skoro Minister Gospodarki najpotężniejszego państwa w Europie jest tak stanowczy, to sprawa jest przesądzona. Jednak o ile po stronie USA panuje w tej sprawie polityczny konsensus, to w Europie przeciw TTIP wypowiada się głównie lewica (Sigmar Gabriel jest politykiem SPD). Szczególnie ostro krytykuje układ lewica francuska: Projekt TTIP to ofensywa na całej linii przeciwko temu wszystkiemu, co wyznacza ramy funkcjonowania kapitalizmu, a zwłaszcza firm wielonarodowych. Zagraża ogółowi norm socjalnych i ekologicznych, ale również demokratycznych, ponieważ stara się obejść instytucje przedstawicielskie i prawne, które pozwalają sprawować demokratyczną suwerenność. Wprowadzenie tego projektu w życie oznaczałoby wielki regres pod względem możliwości trzymania finansjery w jakichkolwiek ryzach i odwrócenie się plecami do wszelkiego projektu transformacji ekologicznej. Monstrualną wręcz bezczelnością jest bowiem twierdzenie, że TTIP doprowadziłby do olbrzymiego wzrostu wymiany handlowej, a jednocześnie twierdzenie, że skutki dla spożycia energii byłyby nieznaczne – tak, jakby kontenery miały płynąć przez Atlantyk na żaglowcach! Tymczasem Komisja Europejska pozwala sobie bez żenady na taką właśnie bezczelność.
Politycy prawicy nie są już tak stanowczy. Kanclerz Merkel pragnie przyspieszenia negocjacji – aby zakończyć je jeszcze w tym roku. O kontrowersjach wokół traktatu (a w szczególności o ISDS) nie wspomina. Być może zakłada, że uda się je przezwyciężyć. A może chodzi tylko o grę pozorów. O ostatecznym stanowisku Niemiec w sprawie ISDS może przesądzić spór o odszkodowania za zmianę polityki energetycznej. Po rezygnacji z energetyki jądrowej, firmy które zainwestowały w elektrownie atomowe zaczęły dochodzić odszkodowań. Niemieckie firmy działając zgodnie z niemieckim prawem wystąpiły do Trybunału w Niemczech. Szwedzki koncern Vattenfall skorzystał z przewidzianego w Karcie Energetycznej mechanizmu ISDS. Gra idzie o miliardy euro. Jeśli okaże się, że niemieckie firmy nie uzyskają nic, natomiast amerykański Trybunał nakaże wypłacenie wysokich odszkodowań Szwedom, trudno będzie niemieckiemu społeczeństwu wyjaśnić dobrodziejstwo ISDS. Niemcy to nie Polska, w której wykorzystanie podobnego mechanizmu do wyłudzenia miliardów przez Eureco zostało przyjęte z pełnym zrozumieniem, a nawet entuzjazmem. Twórcy tego „sukcesu” zostali później uhonorowani wysokimi odznaczeniami: Krzyż Komandorski z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski dla Gronkiewicz-Waltz w roku 2010, Order Orła Białego dla Balcerowicza w 2005 i Buzka w 2012 roku, Krzyż Wolności i Solidarności w 2012 dla Mariana Krzaklewskiego.
Ale – jak to w Polsce powiadają – to są „odgrzewane kotlety”. Jadwiga Staniszkis ma rację, mówiąc o miałkości i jałowości naszej kampanii prezydenckiej: Jej uczestnicy nie prezentują się jak ludzie zdolni do stawiania czoła wyzwaniom dzisiejszego świata. Milczenie na temat TTIP jest najlepszym tego dowodem.
- Szczegóły
- Kategoria: Geopolityka - Bliski Wschód
USA prowadzą rozmowy z Iranem. Zarówno prezydent Iranu - Hassan Rohani, jak i Barack Obama są zainteresowani osiągnięciem porozumienia. Podano już nawet wstępną datę: 31 marca. Negocjacje prowadzi wiceprezydent Kerry.
Porozumieniu z USA sprzeciwia się duchowy przywódca Iranu, Chamenei. Uważa on, że możliwe jest wyłącznie porozumienie w kwestii zbrojeń jądrowych. Według niego Iran nie powinien ustępować przed naciskami zachodu. Gdy tłum zaczął skandować „śmierć Ameryce”, hChamenei odparł: "Oczywiście, że tak - śmierć Ameryce, bo Ameryka jest pierwotnym źródłem tych nacisków. […] Ich celem jest podburzanie ludzi przeciwko systemowi, Polityką Ameryki jest wywoływanie niepokojów”.
Sytuację komplikuje zwycięstwo Benjamina Netanjahu i jego Likudu w Izraelskich wyborach. Netanjahu stanowczo przeciwstawia się porozumieniu z Iranem i posunął się nawet do krytykowania polityki Obamy przed Kongresem USA. Oskarżył też Obamę o uprawianie polityki rozbijania społeczeństwa w Izraelu (czyli akurat w tym zgadza się z Chameneim).Niezależnie od tego, ile było w tych oskarżeniach prawdy, Izrael po wyborach jest rozbity jak nigdy dotąd.
Dla liberałów (nazywanych przez prawicę „lewactwem”) Netanjahu to rasista i krwawy neandertalczyk. Izraelczycy bez wątpienia wybrali ścieżkę wojny. Mogą przy tym liczyć na wsparcie amerykańskich Republikanów. Już zapowiedzieli oni, że storpedują ewentualne porozumienie z Iranem. Kerry ma bez wątpienia rację, że działania Republikanów podważają zaufanie do USA. Jeśli oni wygrają najbliższe wybory prezydenckie, wszystko może się zmienić. Jednak w Polsce ufności do Wielkiej Ameryki nic i nigdy nie jest w stanie zmienić.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Czy czeka nas „transformacji globalnego systemu monetarnego”? Tak sądzi jeden z polskich inwestorów, umieszczających popularne komentarze na blogu pod pseudonimem independenttrader. W swoich analizach uwzględnia on nie tylko oficjalne komunikaty, ale też inne źródła – na przykład z portalu shadowstats.com. Różnice są bardzo istotne. Pokazuje to wykres inflacji poniżej:
Bloger zauważa w oparciu o te dane: mimo poważnych prób nie udało się wykreować dwucyfrowej inflacji i to w sytuacji drastycznego wzrostu podaży pieniądza. Niska inflacja sprawia, że wzrasta relacja długu do PKB. Gospodarka jest w tragicznym stanie, a mocny dolar zaczyna doskwierać eksporterom.
Czy sytuacja rzeczywiście tak nadzwyczajna? Może o tym świadczyć nietypowe zachowanie międzynarodowych korporacji: Mimo wysokich cen akcji zdecydowana większość firm notowanych na giełdach drastycznie zwiększa zadłużenie aby skupować własne akcje.
Zazwyczaj firmy robią to w środku bessy, gdy ceny akcji są rekordowo niskie.
Widząc obecną sytuację nasuwa mi się myśl, iż zarządy korporacji doskonale zdają sobie sprawę, że umocnienie dolara jest tymczasowe i ostatecznie dług, który zaciągają dziś będzie z czasem spłacony w walucie wartej zdecydowanie mniej niż obecnie.
- Szczegóły
- Kategoria: Filozoficznie
Obecne wybory prezydenckie są w Polsce wyjątkowo ważne i wyjątkowo trudne. Trudność polega na tym, że żaden z kandydatów nie reprezentuje wartości, jakie przez lata stanowiły fundament politycznego konsensusu.
W czasach PRL ukształtował się podział społeczeństwa na rządzących („oni”) i rządzonych (”my”). Po roku 1989 nastąpiło rozszerzenie „onych” o „styropianową elitę”. Polska pod ich kierunkiem zaczęła realizować politykę półkolonii (jak to ujął Jarosław Kaczyński: kondominium obcych sił politycznych). Polacy generalnie akceptują taki stan rzeczy, o czym świadczą dobitnie kolejne wybory, oraz pozycja społeczna takich osób jak Balcerowicz, Buzek i Tusk.
Wybór Polaków nie był zupełnie irracjonalny. Podobnie jak w czasach rzymskich, utrata suwerenności wiązała się z przyjęciem pewnych reguł cywilizacyjnych „zachodu”.
Mickiewicz pisał kiedyś „lepszy w wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”. Ale w jego czasach przysmaki nie były na tyle atrakcyjne, by stanowić silną pokusę. Nie było idei państwa dobrobytu, europejskich funduszy i europejskich wartości.
Niestety przystąpienie Polski do UE, które miało zwieńczyć naszą integrację z „zachodem” zbiegło się w czasie z degeneracją tegoż zachodu. Najpierw w kont poszła idea państwa dobrobytu, która została zastąpiona ideą państwa efektywnego, zdolnego konkurować na rynku globalnym. Zaciera się różnica między państwami a korporacjami, a te drugie zyskują coraz silniejszą pozycję. Zmianę zasad wytłumaczono nam jako dziejową konieczność państwa na dorobku. Polskie dzieci muszą głodować, a Polacy pracować ciężej, dłużej i za niższe wynagrodzenie, niż ich koledzy zza Odry, bo jesteśmy państwem na dorobku. Jak to wymyślił Milton Friedman (ten to miał zdolności do teoretycznego uzasadnienia każdej użytecznej bredni): mamy stosować takie zasady, jakie „zachód” stosował na naszym etapie rozwoju. Nawiasem mówiąc wojna na Ukrainie zgodnie z teoryjką Friedmana to coś zupełnie naturalnego – najwyraźniej ten kraj cofnął się się w rozwoju do lat 40-tych XX wieku.