Trybuna Ludu musi cienko prząść, skoro sięga po chwyty godne Onetu. Przykładem jest sensacyjny tytuł „Giganci IT na ratunek Ukrainie”, kryjący absurdalne political fiction, zbudowane na jednym fakcie: że twórca WhatsUp jest Ukraińcem.

Jeszcze kilka dni temu PAP donosił, że dzięki faktycznej nacjonalizacji pośredników na rynku kredytów hipotecznych podatnicy w USA zarobią $179mld. To nie jest dużo, zważywszy, że utrzymywanie Freddie Mac i Fannie Mae przy życiu kosztowało od 2008 roku $187,5mld. Dzisiaj ogłoszono porozumienie w sprawie reformy kredytów hipotecznych, której częścią będzie powstanie nowej agencji. Czyli powolna likwidacja wspomnianych wyżej firm. Oczywiście natychmiast ceny ich akcji natychmiast gwałtownie spadły (ponad 30%).

Przed 2008 rokiem nazwy Freddie Mac i Fannie Mae były znane tylko specjalistom. W roku 2008 to te firmy oskarżono o wywołanie światowego kryzysu finansowego.

Ich historię opisał na łamach Polityki Witold M. Orłowski:

Fannie Mae albo udzielała takich gwarancji, albo wręcz odkupywała kredyty hipoteczne od banków komercyjnych. W ten sposób rozwiązywano dwa problemy naraz: z jednej strony banki komercyjne nie obawiały się już udzielać kredytów na zakup domów, z drugiej zaś, po odkupieniu ich przez Fanny Mae, na nowo zapełniały swoje skarbce pieniędzmi, których można było użyć do udzielenia kolejnych pożyczek. Fanny Mae żądała jednak czegoś w zamian: po to, by banki mogły uzyskać rządowe gwarancje, kredyty hipoteczne musiały być nisko oprocentowane, dostosowane do możliwości Amerykanów o przeciętnych dochodach i rozłożone na wiele lat (to dzięki Fannie Mae standardem stały się kredyty 30-letnie). W ten sposób rząd realizował złożoną przez Roosevelta obietnicę, że każdego członka klasy średniej stać będzie na własny dom, banki pozbywały się ryzyka (zadowalając się za to mniejszymi zyskami), a sektor kredytów hipotecznych kwitł. […]

 W 1970 r. utworzono organizację bliźniaczą i działającą według niemal identycznych zasad – Freddie Mac. Tym razem po to, żeby (skoro gwarantowanie kredytów hipotecznych stało się normalną działalnością rynkową) zapewnić na rynku niezbędną konkurencję. I wszystko szło podobnie jak dawniej.

 Dzięki skutecznej działalności Fannie Mae i Freddie Mac, dzisiaj 70 proc. amerykańskich rodzin ma własne domy. A jedyną ceną do zapłacenia było to, że rząd – w powszechnym odczuciu – stał się za ich pośrednictwem faktycznym gwarantem ponad połowy udzielonych w USA kredytów hipotecznych, zobowiązując się w razie problemów dłużników do ich spłaty. Do 2007 r. nigdy nie okazało się to masowym problemem, zwłaszcza wobec ostrożnych zasad działania obu korporacji. Prawdziwe kłopoty pojawiły się dopiero w ciągu minionego roku, gdy kryzys na rynku kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka (sub prime) uderzył w cały rynek amerykańskich nieruchomości, powodując gwałtowny spadek cen i masowe zjawisko niezdolności do spłaty długów.

Teoretycznie to nie Fannie Mae i Freddie Mac za to odpowiadały. Ale, jako gwarant większości kredytów hipotecznych, to one muszą uzupełniać inwestorom straty, ryzykując bankructwo. Formalnie są one (a raczej były) firmami prywatnymi i mogą w takiej sytuacji po prostu upaść. Faktycznie są przedsiębiorstwami sponsorowanymi przez rząd, które muszą być przez rząd uratowane przed bankructwem.

Obecna reforma będzie prawdopodobnie oznaczać powrót do pierwotnych prostych zasad działania tego typu gwarancji.

Wygląda więc na to, że Janusz Korwin-Mikke zostanie ostatnim nie-lewakiem na Ziemi. Komentując podobne propozycje PiS pisał on niedawno, że DOKŁADNIE to samo, co zrobili amerykańscy lewacy: założyli fundusze „Freddie Mac” i „Fannie Mae” – by umożliwić kupno własnego lokum tym, których nie stać na kupno własnego lokum.

Notowania Fannie Mae (za businessinsider.com):

Ostatnie działania Putina zdają się sprzyjać konserwatystom w Polsce i USA. W obu tych krajach sytuacja partii konserwatywnych jest bardzo podobna. Tak jak w Polsce PiS, tak w USA Republikanie (GOP) znaleźli się w ostatnich latach w głębokiej defensywie. W obu przypadkach okazało się, że w kluczowych kwestiach politycznych konserwatyści mieli rację. W obu przypadkach wygląda to na zrządzenie losu, które może przekonać społeczeństwa, aby powierzyć konserwatystom władzę.

 

Republikanie tradycyjnie powiązani z wielkim przemysłem wydobywczym okazali się nagle rzecznikami polityki energetycznej, która jest najlepszą (może jedyną) bronią przeciw agresywnemu Putinowi. Tej okazji Republikanie nie mogli przepuścić, ale chyba zbytnio ich upaja sama możliwość sukcesu. Oni już nie tylko atakują Obamę, ale wręcz przeciwstawiają mu skutecznego i twardego Putina – de facto wychwalając rosyjskiego prezydenta. Obamie dostaje się za to, że był naiwny i swą słabością zachęcił Putina do działania. CNN zarzuca Republikanom hipokryzję, przypominając słynne słowa Busha: Spojrzałem Putinowi głęboko w oczy. Zobaczyłem w nich uczciwego i bezpośredniego człowieka.

 

 Po ubiegłorocznej awanturze o deficyt budżetowy w USA, wydawało się, że aktyw Partii Republikańskiej (GOP) w USA już nigdy nie doczeka się powrotu do władzy (konwencje tej partii coraz bardziej przypominają zjazd emerytów). Obraz klęski i odwrotu dopełniła styczniowa zmiana dopuszczalnego deficytu, którego Republikanie nie odważyli nawet próbować wykorzystać. Wydawało się, że Prezydent USA powinien wdrożyć program Obamacare i przeprowadzić oszczędności w Pentagonie. Zapewne nie zostanie także zmuszony do poparcia projektów, które jego zdaniem nadmiernie faworyzują wielki biznes kosztem ochrony środowiska, jak łączący Kanadę i USA system ropociągów Keystone XL.

Sielanka. Hilary Clinton może już przymierzać fotel w Białym Domu.

A tu nagle Putin próbuje anektować Krym, bezczelnie posługując się energetyką, skuteczniej niż Stalin czołgami. Pierwsze reakcje Obamy są takie, jak można się było tego spodziewać. Można być odważnym strzelając z dronów do pakistańskich pastuchów, ale przywódcy kraju, który ma broń jądrową lepiej nie drażnić.

Republikanie poczuli się jak troglodyta w spokojnej wiosce, zaatakowanej znienacka przez człowieka z maczugą. Nagle wszyscy spostrzegli, że USA może tak samo posługiwać się bronią energetyczną jak Putin (nasi biedni liberałowie ze swoimi bajkami o kapitale bez narodowości mogą tego nie przetrzymać). Hilary Clinton wyznała, że ona od dawna knuje, jak tu dowalić łupkami wrogom Ameryki – czym sprowokowała kpiny dziennikarza Forbes'a, który zauważa, że teraz zapewne nawet ekologom nie uda się zablokować budowy rurociągu Keystone XL. W styczniu 2012 prezydent Obama zablokował tą inwestycję, a w 24 stycznia br. republikanie wystosowali do prezydenta Obamy pismo wzywające go do zatwierdzenia projektu.

 Budżet MON na najbliższe lata jest olbrzymi. Grzegorz Cydejko zastanawia się na łamach Forbes'a jak go dobrze spożytkować. Oto jeden z analizowanych przez niego przykładów: na stole leży kilka ofert na elementy tarczy rakietowej, z którymi teraz jest prowadzony tzw. dialog techniczny o warunkach przyszłego zamówienia. Swoje Patrioty chce nam sprzedać firma Raytheon. Broń to znana i sprawdzona, ale ma też wadę – nie da się przejąć i rozwinąć jej technologii w Polsce. Amerykanie nie sprzedają nawet sojusznikom kodów źródłowych uzbrojenia. – Sprzedaliby nam starszą wersję. Za upgrade trzeba by słono dopłacać. Czy nie lepiej konstruować własny system? – mówi jeden z generałów znających problematykę zbrojeniową.

Propozycją odpowiadającą ambicjom konstruktorskim Polaków jest ta złożona przez konsorcjum MEADS, wspólne przedsięwzięcie Lockheeda z firmami z Niemiec i Włoch. Zapraszają oni Polskę do dokończenia wraz z nimi konstrukcji następcy znanego systemu Patriot. Nowy system obrony przeciwrakietowej będzie miał większy zasięg i skuteczność. Jego opracowanie kosztowało partnerów 4,5 mld dol., potrzebne byłoby jeszcze ok. 2,5 mld dolarów. Polska, jako partner w konsorcjum, miałaby równe prawa do technologii, dostęp do kodów źródłowych, oprogramowania i oczywiście udział w opracowaniu następnych wersji.

Nie proszę pana! Nie lepiej. Nie słyszał pan, że Niemiec nie będzie nam pluł w twarz? A poza tym przez 25 lat jeszcze się pan nie nauczył, że innowacje to się kupuje u Amerykanów. Polacy lubią dowcipy takie jak ten, o Wani – wynalazcy, który w 1944 wynalazł rower u Niemca na strychu. Przypomina to cytat z Gogola: Z czego się śmiejecie? z siebie samych się śmiejecie! Ale to przecież też był Rusek....