Na szczycie ONZ w Nowym Jorku premier Japonii Abe wezwał do rozmów „bez warunków wstępnych” między Japonią i Chinami oraz Koreą Południową. Państwa ta dzieli głównie przeszłość – rany po Drugiej Wojnie Światowej oraz trwające nadal spory terytorialne. Spór o wyspy Diaoyu/Senkaku stał się głośny, gdy Japończycy porównali go do sporu o Krym między Rosją i Ukrainą – to wywołało ostrą reakcję Chin. Podobne problemy występują w stosunkach japońsko-koreańskich.

 

Jednak ostatnio pragmatyzm bierze górę nad uprzedzeniami. Zaczyna rozwijać się współpraca Japoni z Indiami. Przygotowywane jest spotkanie na szczycie - przywódców Japonii i Chin: Shinzo Abe i Xi Jinping.

 

Za kilka miesięcy może się okazać, że misterna układanka na „Wielkiej Szachownicy” Brzezińskiego staje się nieaktualna. Według Brzezińskiego azjatyckie potęgi nie są sojusznikami, jakimi byli w czasie zimnej wojny partnerzy atlantyccy, lecz rywalami. Przypomina to sytuację, gdy europejskie potęgi rywalizowały o kolonie. Tamta rywalizacja doprowadziła w ostatecznym rozrachunku do dwóch wojen światowych. Nowa rywalizacja azjatycka, powiada Brzeziński, może w którymś momencie zagrozić stabilności regionu, zaś fakt, że niektóre z tych krajów dysponują bronią nuklearną potęguje skalę potencjalnej dewastacji.

 

Amerykańscy naukowcy zrobili mięso w laboratorium. Po co? No bo bydło żre, niszczy dziką przyrodę, produkuje szkodliwy metan i brudzi. Poza tym jego zabijanie jest niehumanitarne, a produkcja nie jest opatentowana przez USA (na razie).

Tymczasem rozwija się dynamicznie dziedzina zwana bioprinting. Stwarza ona nadzieję na tworzenie organów do przeszczepu na zasadzie podobnej do druku 3D. Ktoś wpadł przy okazji na pomysł, że można „wydrukować” w ten sposób stek. Na razie koszt tej produkcji wypada po $100 za sztukę.

Przy okazji znów pojawiają się katastroficzne wizje rozwoju ludzkości, której już wkrótce zabraknie pożywienia. W roku 2100 ma być na świecie 12 mld ludzi, którzy do reszty zdewastują środowisko naturalne.

Najbardziej skrajną opozycją wobec „zachodu” nie jest ani Rosja, ani państwa muzułmańskie, ale ostatnie ortodoksyjne państwo komunistyczne: Korea Północna. O czym marzą młodzi Koreańczycy? Koreański film propagandowy nie pozostawia złudzeń: marzą o zniszczeniu USA. Film nakręcono z podkładem w postaci amerykańskiej pieśni „We Are the World”. Tantiemów zapewne nie zapłacili.... Amerykanie nie mają analogicznych marzeń, bo większość z nich pewnie nawet nie wie, gdzie leży Północna Korea. Cały cywilizowany świat mało zresztą ten kraj interesuje (chyba, że potrzeba akurat większej ilości „państw bandyckich”). Ale interesuje Koreę Południową, która przygotowała plan zjednoczenia. Przy tym przedsięwzięciu zjednoczenie Niemiec to łatwizna (w Niemczech proporcje PKB na mieszkańca były jak 1:3, w przypadku Korei jest to 1:18). Ale wygląda na to, że wola połączenia jest z obu stron. Portal Głos Rosji poinformował, że szef dyplomacji Korei Północnej zaproponował stworzenie konfederacji z Koreą Południową.

 

Przy okazji prac nad rezolucją ONZ skierowanej przeciw terroryzmowi, minister spraw zagranicznych Rosji skrytykował działania USA: Jeśli walczymy z terroryzmem, trzeba z nim walczyć wszędzie i zawsze. Natomiast dzielenie terrorystów na „dobrych”, którzy pomagają w obalaniu liderów, którzy mogą się komuś nie podobać, chociaż zostali wybrani legalnie i kierują krajem, będącym członkiem ONZ, oznacza, że można na to przymknąć oczy. Natomiast „źli terroryści” to ci, którzy mordują Amerykanów. Dlaczego Amerykanie nie uświadomili sobie tego zagrożenia wcześniej? Dlatego, że traktowali to zadanie – zadanie walki z terroryzmem – z pozycji podwójnych standardów. Nie słuchano nas, gdy wzywaliśmy do zespolenia wysiłków, aby pomóc, na przykład rządowi syryjskiemu w utworzeniu wspólnie z patriotyczną opozycją jednolitego frontu przeciwko terrorystom.

Z pozoru istnieje zasadnicza sprzeczność między seksualizowaniem dzieci i młodzieży (w ramach tak zwanej edukacji seksualnej), a nagonkami na pedofilów. Aby zrozumieć sens tych działań, na początek należy zauważyć, że media interesują się głównie tropieniem pedofilii wśród osób duchownych. Na przykład brytyjskie media w ostatnich latach tropiły nadużycia ludzi związanych z kościołem nawet sprzed 50 lat. Publikacje te ukazują się m.in. w BBC – tej samej stacji, której słynny dziennikarz Jimmy Savile przez lata dokonywał seksualnych ekscesów – w tym z udziałem dzieci. W BBC o tym wiedziano i tolerowano. Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie zostało wyciszone. Dopiero po jego śmierci (w 2011 roku) rozpoczęto normalne dochodzenie. Jeszcze większe przerażenie budzi tragedia miasteczka Rotherham, którą przez lata ignorowały zarówno media jak i władze.

 

Można by przyjąć pozytywną interpretację tej historii: oto kończy się rozpustny wiek hipisów i potępienie dla pedofilii staje się bezwarunkowe. Trudno zaprzeczyć, że „zero tolerancji dla chronienia pedofilow” to dobra wiadomość.

Czy zatem obawy rodziców, że wczesna edukacja seksualna jest przygotowywaniem dzieci do pedofilii są nieuzasadnione? Może chodzi wyłącznie o przekazanie wiedzy, albo nawet ostrzeżenie?

Szkoła nie działa w próżni. Współczesny klimat intelektualny oddaje dobrze „omyłkowe” zakwalifikowanie pedofilii przez psychologów jako orientacji seksualnej (ta sama organizacja identycznie potraktowała homoseksualizm).