Świat technologii także nie chce szukać braku demokracji w Warszawie. Wydarzeniem środy nie była „debata o Polsce” tylko spotkanie Donalda Trumpa z prezesami największych spółek z Doliny Krzemowej. Większość z tych ludzi wspierała Clinton, a niektórzy ostro atakowali Trumpa. Jednak w USA potrafią przejść od kampanii wyborczej do realiów życia. Prezesi wiedzą, że polityka jest dla nich ważna – choćby w kwestii imigracji, która zasila Dolinę Krzemową w specjalistów z całego świata. Z kolei polityk nie może ignorować potrzeb firm wartych w sumie ponad 3 biliony dolarów i generujących olbrzymi obrót. Poza imigracją ważnym punkty sporne to z pewnością podatki oraz globalizacja. Trump chciałby, aby te firmy płaciły podatki w USA i tam tworzyły miejsca pracy. Obecnie dzięki różnym kombinacjom realne opodatkowanie tych firm wynosi ledwie kilka procent, a duża część produkcji odbywa się poza USA.

Spotkanie zorganizował przedsiębiorca wspierający Trumpa - Peter Thiel. Nie miało ono charakteru roboczego, więc media skupiły się na wspomnieniach z kampanii (time.com), tym kto gdzie siedział (businessinsider.com) i dlaczego nie zaproszono prezesa Twittera (ponoć poszło o spór z Trumpem o hasztagi - zerohedge.com).

Wczorajszy zamach stanu wyszedł chyba dość żałośnie, bo dzisiaj w mediach trudno nawet znaleźć o nim informacji. Materiały archiwalne z okresu stanu wojennego pokazywane w TVP trudno było nie odnieść do współczesności. Narzucała się analogia między ówczesnymi siłami postępu gotowymi bronić nas za wszelką cenę przed wichrzycielami, a obecnymi siłami postępu gotowymi na wszystko, by cofnąć nas z drogi populizmu. Widać też wyraźną różnicę: pohukiwania z centrali (wówczas w Moskwie, obecnie w Brukseli) nie są groźne, gdy po naszej stronie zdrajcy nie mają władzy. Skoro Niemcy sięgają po symbole SS by zohydzić Kaczyńskiego, to czego jeszcze mamy się spodziewać? Dowiemy się, że Hitler był Polakiem, a Kaczyńscy to jego nieślubne dzieci?



PS.
Janusz Lewandowski: "Parlament Europejski patrzy na Aleppo a powinien patrzeć na ulice Warszawy". Biednemu zawsze wiatr w oczy ;-) Tu mamy wyraźnie do czynienia z ubogimi intelektualnie. Miejmy nadzieję, że przynajmniej w Wigilię nasi bracia mniejsi przemówią po ludzku i dowiemy się, co tak naprawdę ich boli (bo w brak demokracji to trudno uwierzyć).

W Ministerstwie Rozwoju trwają prace nad finalną wersją Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Jednym z jej elementów jest opracowanie długofalowej i spójnej wizji polityki migracyjnej Polski. Według Grzegorza Osieckiego z portalu forsal.pl celem ma być zatrzymanie Ukraińców, gdy UE zniesie im wizy. Ma to być coś w rodzaju amerykańskiej „zielonej karty”.

Komentarze pod tekstem słusznie zwracają uwagę, że Ukraińcy wypełniają lukę po młodych Polakach zmuszonych do emigracji. Póki jednak te procesy są w miarę spokojne i naturalne – chyba pozostaje je zaakceptować. Zawsze pozostaje miejsce na refleksje – między innymi nad jednym ze „styropianowych” błędów, jakim było tamowanie handlu przygranicznego w latach 90-tych.

Nasze polityczne elitki wykuły nowy bon mot: rocznica tragedii jest po to by czcić pamięć ofiar, a nie by wykorzystywać ją politycznie. Durnie atakujący Polskę w Brukseli zorientowały się, że sytuacja jest nieco „niefortunna”, a głupoki Polski broniące pomogły im nieco to skorygować. Gdyby debata nad biedną polską demokracją odbyła się dzisiaj – wszystko byłoby na swoim miejscu. Można by uświadomić panu Timmermansowi, że właśnie 13 grudnia 1981 to najnowszy, wciąż bolesny przejaw tradycji zdrady narodowej, a on właśnie się do tej tradycji przyłączył. Od dzisiaj więc żaden przyzwoity Polak nie może podać mu ręki. Wyjście z sali po takim oświadczeniu miałoby swoją wymowę i byłoby to należyte wykorzystanie 13 grudnia. Zamiast tego europosłowie próbują kolejny raz coś Timmermansowi wyjaśnić. Po co – skoro on najwyraźniej jest zbyt głupi, żeby cokolwiek zrozumieć. Inaczej nie dopuściłby do takiego spersonifikowania konfliktu i nie wystawił się na pośmiewisko. Wielka szkoda, że pozwolono mu się trochę wycofać i nadal odgrywać rolę męża stanu do której pasuje tak jak Mateusz Kijowski do roli patrioty….

W marcu bieżącego roku abp Jędraszewski skomentował słowa „po upadku komunizmu boję się w Polsce trzech totalitaryzmów: religijnego, moralnego i nacjonalistycznego”: Tę wypowiedź można odszyfrować jako lęk przed przywróceniem właściwego fundamentu dla życia politycznego i społecznego. To lęk przed takim fundamentem, którym jest Pan Bóg. Dalej ten człowiek obawia się fundamentu moralnego jakim jest 10 przykazań, opowiadając się tym samym za relatywizmem moralnym, za tym, że każdy może mieć swoją prawdę i według niej żyć oraz narzucać ją innym. Na koniec bojąc się nacjonalizmu uderzył ten człowiek w to co jest najbardziej istotne dla całej naszej wielkiej tradycji – w patriotyzm. Ten człowiek nie chciał, by nasze życie po 89 roku kształtowało się według tych trzech słów tworzących jeden wielki program dla Polski – Bóg, Honor, Ojczyzna”.

„Ten człowiek” to Adam Michnik – syn zbrodniarza stalinowskiego Stefana Michnika. Po wielu latach rozłąki ojciec z synem powrócili ostatnio do jedności ideowej, popierając antypolskie wystąpienia szykowane na dzień dzisiejszy przez tak zwaną „totalną opozycję”.

Kiedyś – póki Zbigniew Herbert nie zdemaskował go jako „oszusta intelektualnego”, Adam Michnik uchodził za czołowego antykomunistę. Za swój udział w obalaniu (dziś nie wiadomo za bardzo czego: komuny, czy wódy z komunistami), Michnik został uhonorowany w październiku 1986 roku nagrodą Kennedych „Human Rights Award”. Oprócz niego wyróżniono Zbigniewa Bujaka i ks. Jerzego Popiełuszkę (pośmiertnie). Nagroda miała także formę pieniężną: 40tys dolarów do podziału. Na owe czasy kwota w Polsce olbrzymia. Co się stało z częścią należną rodzinie księdza Jerzego? Podobno próbowali to ustalić dziennikarze „Tygodnika Solidarność”: „Po latach Andrzej Gelberg opowiedział grupie dziennikarzy "Tygodnika Solidarność" dalszy ciąg swego dochodzenia. Nagrał on na magnetofon relacje różnych ludzi, przede wszystkim rodziny księdza Jerzego w jego rodzinnej wsi. Kupili nawet psa, gdyż bali się napadu bandytów, ponieważ po ogłoszeniu w prasie o nagrodzie pieniężnej Kennedych we wsi mówiono, iż śpią na pieniądzach. Tymczasem nie dostali ani grosza. Następnie Andrzej Gelberg zapytał o to Zbigniewa Bujaka, który zagroził mu, że go zniszczy, jeśli piśnie choć słowo o tej sprawie. Andrzej Gelberg opisał rzecz w taki sposób, że cytował wyłącznie wypowiedzi różnych uwikłanych w nią osób bez swego komentarza. Kiedy zaniósł tekst naczelnemu czyli Jarosławowi Kaczyńskiemu, ten mocno poruszony zadecydował, że nie będzie walił adwersarzy poniżej pasa i schował artykuł do kasy pancernej”.

W niedawno wydanej książce Pawła Zyzaka „Efekt Domina” można znaleźć zapis spotkania z roku 1989, w trakcie którego dopytywany o to Zbigniew Bujak powiedział: „zgodnie z życzeniem rodziny Kennedych to 40 tysięcy dolarów podzielono miedzy Adama Michnika i mnie, czy rodzice ks. Popiełuszki coś dostali – nie wiem”. To wcale nie znaczy, że Michnik z Bujakiem przywłaszczyli sobie cudzą własność (choć ponoć Edward Kennedy dopytywał się, czy Popiełuszkowie dostali należną im część). Mogło przecież być tak, że rodzice Popiełuszki zrzekli się swojej części na rzecz „bohaterów Solidarności”. Jednak logicznym wnioskiem z powyższego byłoby, że ich syn umarł za to, by nasze życie po 89 roku NIE kształtowało się „według tych trzech słów tworzących jeden wielki program dla Polski – Bóg, Honor, Ojczyzna”. Coś nie psuje do tego obrazka…..