Apple dokonał drobnej (z pozoru) zmiany zasad działania swojego App Store. Zostało to zinterpretowane, jako ostrzeżenie pod adresem Facebook'a: odczepcie się od rynku aplikacji!

Zmiana regulaminu zabrania promowania aplikacji, które promują inne aplikacje, tworząc konkurencję dla App Store. Problem

Niedawno na konferencji F8 Mark Zuckerberg zapowiedział stworzenie mechanizmów ułatwiających promowanie aplikacji. A Facebook można także uznać za aplikację. Więc Apple może zgodnie z regulaminem zablokować wszystkie aplikacje związane z Facebookiem!

Niska popularność Apple w Polsce bierze się między innymi z tego, na co zwraca komentarz Businessinsider: firma nie jest przyjazna dla deweloperów aplikacji. Więc start Facebooka w omawianej dziedzinie może zakończyć się dużym sukcesem. Wydawać by się mogło, że to będzie sprzyjać także samej firmie Apple w zdobywaniu nowych klientów. Ale bez wątpienia jej bieżące interesy by na tym ucierpiały (App Store to wyjątkowo dochodowy biznes). Kierujac się którkoterminowymi korzyściami firma jest więc gotowa powielać strategię Microsoftu (pomimo, że los tego giganta może być ostrzeżeniem).

 

fot. Facebook / Apple / Business Insider

 Publicysta portalu biztok.pl uważa, że zablokowanie ekspansji tanich linii lotniczych stanie na przeszkodzie podpisaniu układu o wolnym handlu między USA i UE. Czy ktoś poza nim jeszcze uważa, że w tym układzie chodzi naprawdę o wajmene otwarcie rynków?

UE ma wielką wprawę w wymyślaniu przyczyn i przepisów, blokujących konkurencję. I to kno how Amerykanom też nie jest obce. Po podpisaniu układu nic się pod tym względem nie zmieni, tylko eksploduje ilość idiotyzmów, takich ja pretekst dla zatrzymania tanich linii lotniczych:

Izba Reprezentantów USA zaproponowała wprowadzenie poprawki w porozumieniu o otwartym niebie. Jednocześnie zablokowała wydanie pozwolenia dla linii Norwegian. Uznano, że operator lotniczy "nie jest w stanie zagwarantować poziomu bezpieczeństwa lotów wymaganego na rynku USA. Jak podaje WSJ to znacznie ogranicza plan ekspansji linii. […] Przeciwko zezwoleniu na loty do Stanów Zjednoczonych dla Norwegian Air International protestują związki zawodowe oraz konkurenci.

Poprawność polityczna ma swoje dobre strony. Na pewno ułatwiła usuwanie z życia publicznego „Polish jokes” (głupie dowcipy o Polakach, najczęściej prezentujących nas jako debili). W wersji niemieckiej "polen witze". Tymczasem na Salonie24 dwa teksty (1,2) , widzące w poprawności politycznej przyczynę tego, że nas w Europie nie lubią. Poza stereotypami na pewno wpływ ma to, że po prostu Polaków wyemigrowało zbyt wielu. Wiele związanych z tym problemów przedstawiają komentarze do wspomnianych tekstów. Wiele z nich pochodzi od emigrantów. Dosyć smutne. Jeden z fragmentów: my, Polacy, wybieramy z ofert biur podróży to pytamy się "a dużo tam Polaków". I jeśli dowiadujemy się, że dużo, to szukamy dalej. Szukamy miejsc gdzie Polaków jest mało lub wcale. Takie są polskie preferencje. Wiemy, że za granicą nie ma gorszego wroga dla Polaka niż inny Polak. W kurortach gdy usłyszymy język polski udajemy, że nie rozumiemy i oddalamy się pośpiesznie. My, Polacy, sami siebie nienawidzimy. I udajemy (a może wcale nie udajemy) głupich i dziwimy się, że inni nas obdarzają niechęcią.
A te legendy, że bierzemy każdą robotę i to z pół stawki to takie przechwałki niewolników. Inni cenią się i szanują. A my za funta lub ojro to gówno możemy zjeść, obliżemy się i uśmiechnięci będziemy się chwalić, że "inni tego nie potrafią, a przecież to takie proste. Polak potrafi"
.

Tymczasem wśród anglojęzycznych stron można znaleźć i taką: http://westfaliadigitalnomads.com/50-thought-provoking-peculiar-facts-poland/. Zebrano na niej stereotypy związane z Polską, pokazując jak bardzo wiele z nich jest fałszywych.

 Rosyjski Akron posiada już 20% akcji Grupy Azoty. W statucie spółki są zapisy, które teoretycznie chronią ją przed wrogim przejęciem. Istnieją jednak poważne wątpliwości, czy są one zgodne prawem unijnym. Podobne zapisy są w statutach innych dużych polskich przedsiębiorstw. Sprawa Azotów jest wyjątkowa. Polskie władze odkryły nagle, że własność w biznesie ma znaczenie. Nikt oczywiście nie przeprosi za dziesięciolecia bredzenia o tym, że ważne tylko to, czy płacą podatki. W ubiegłym roku wiele pisano w kontekście „Azotów”, o „polskim grafenie”. Teraz na chyba uznano, że ten dowcip już ma brodę. Polski przemysł chemiczny ma duże znaczenie militarne (materiały wybuchowe), a posiadając 20% akcji Rosjanie mogą wprowadzić swojego człowieka do rady nadzorczej i uzyskać pełen dostęp do informacji.

 



 

Portal Huffington Post opublikował poważną analizę amerykańskiego zaangażowania wojskowego. Autor zauważa, że od czasów wojny w Wietnamie, USA bez przerwy angażuje się w różne konflikty zbrojne, wydają horrendalne kwoty na doskonalenie broni i finansowanie wojen. Tak długi czas dostarcza materiału do analiz i pozwala wyciągnąć wnioski. Są one porażające:

  1. Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy wojnę w stylu amerykańskim i cele USA, to nie działa. Nigdy.

  2. Bez względu na to, w jaki sposób zdefiniujemy problemy naszego świata, to nie prowadzi do ich rozwiązania. Nigdy.

  3. Bez względu na to, jak często Amerykanie uzasadniają użycie siły militarnej celami takimi jak "stabilizacja" lub "ochrona" lub "wyzwolenie" krajów lub regionów, to zawsze są siły destabilizujące.

  4. Bez względu na to, jak regularnie bardzo chwalone są amerykański styl wojny i amerykańscy "wojownicy", armia USA nie jest w stanie wygrywać swoich wojen.

  5. Bez względu na to, jak często Amerykańscy prezydenci zapewniają, że armia USA jest "najlepszą siłą w historii wojen" mamy dowody świadczące o tym, że tak nie jest.

Konkluzja powinna być oczywista. USA powinny przestać prowadzić niekończące się wojny, które niszczą finanse kraju. (Do tego dochodzi problem weteranów.)
Na przeszkodzie stoi niesamowita propaganda przemysłu militarnego. Przykładem jest głośna ostatnio historia sierżanta Bowe Bergdahla, który spędził pięć lat w niewoli u talibów. Odzyskał wolność wskutek wymiany za więźniów z Guantanamo. W wielu komentarzach Bergdahl jest przedstawiany w negatywnym świetle – prawie jakby był zdrajcą lub więźniem z własnej woli. Dlaczego? Bo w mailach z wojny krytykował politykę USA. Pisał, że tubylcy bez wątpienia potrzebują pomocy, ale nie ze strony ludzi, którzy uważają ich za głupków nie potrafiących żyć.

 

Najmocniejszym argumentem sektora militarno-przemysłowego jest legenda „noża w plecy” (Stab in the back). Ta koncepcja pojawiła się po pierwszej wojnie światowej. Według niej przyczyną przegranej Niemiec były socjalistyczne ruchy w Niemczech. Po wojnie w Wietnamie w podobny sposób prezentowano rolę pacyfistycznych ruchów w USA.

 

Niezależnie od tego, na ile rzeczywiście ten czynnik wpływał na decyzje polityków, używanie go przy każdej okazji jest nadużyciem. Tłumi się bowiem w taki sposób krytykę. A przecież w wielu konfliktach trudno jednoznacznie rozróżnić dobro od zła. Przykładem są działania w Syrii i Iraku. Wzmacniając opozycję w Syrii, Stany Zjednoczone doprowadziły do powstania sił, które mogą doprowadzić do rozpadu sąsiedniego Iraku.

 

Rozwój sytuacji w sposób oczywisty osłabia pozycję USA. Jeden z amerykańskich dyplomatów podsumował to przypuszczeniem, że USA stają się ofiarami własnego przywództwa.

źródło ilustracji: Wikipedia